Znakomita proza w wyjątkowej interpretacji. Od 13 października w radiowej bibliotece słuchać będziemy fragmentów biografii Paula Austera "Dziennik zimowy" w znakomitej interpretacji Marka Kondrata. Więcej

 

Zapis rozmowy Barbary Gawryluk z Markiem Kondratem

Praca głosem to miłe doświadczenie?

 

Ogromne i chyba najprzyjemniejsze. Zawsze lubiłem pracę w studio, może dlatego że naturalny jest dla mnie wstyd, jak każdemu człowiekowi, żeby pokazywać się w całości. Radio ma swoją intymność, a zwłaszcza przebywanie sam na sam z literaturą. To taka intymność, którą przeżywamy gdy sami czytamy w domu książkę. To jest atmosfera najbliższa fotelowi i ulubionej lampie, pod którą wchodzimy w świat opisywany przez dobrych pisarzy.

 

A z jaką literaturą najchętniej wchodzi pan pod tę lampę?

 

Z taką jak "Dziennik zimowy" Paula Austera. Taką, która w najprostszy sposób dotyka człowieka. Nie próbuje określać świata z taką zachłannością spojrzenia ogólnego. Świat najlepiej widzi się patrząc własnymi oczami. Opisanie tego widoku jest miarą talentu. "Dziennik zimowy" dotyczy mnie osobiście: pierwsze słowa kojarzą mnie z wiekiem, który opisuje autor. Te przeżycia są mi niezwykle bliskie. Trzeba talentu, żeby to opisać. Czujemy z Austerem podobnie – zastanawiam się nad universum tego odczuwania. To oczywiście dotyczy określonej wrażliwości, czyli takiego widzenia świata – indywidualnego w przypadku każdego człowieka – rozpoznania siebie, pewnej fizyczności, która decyduje o naszym życie. Fizyczność oraz zmiana fizyczności mieszczą nas w świecie i decydują o jego wielkości i namiętności. W sumie jest to niesłychanie proste. Ale tak jest ze sztuką: to, co najprostsze, jest najtrudniejsze do wyemitowania, spisania, zapisania w nutach.

 

Na dodatek proza Austera jest uniwersalna, a dzieli nas przecież ocean. Wydawałoby się, że to zupełnie różne kulturowe doświadczenia. A jednak czujemy z nim wspólnotę.

 

To mój konik z kolei od wielu lat - odkąd mam do czynienia z ludźmi z różnych szerokości geograficznych. Mam podobne spostrzeżenia. Człowiek jest taki sam: ma tę samą determinację, tę samą wrażliwość. Styka się ze światem, który różni się jakimś klimatem i który decyduje o jego aktywności lub lenistwie. Natomiast wszsycy jestesmy obdarowani tymi samymi emocjami. Nie ma granic. Ta proza eliminuje, że tak powiem, pochodzenie. Mamy jakiś kod, ale on absolutnie nie jest związany zmiejscem, które nam się z tym kodem kojarzy, czyli z czymś bliskim. To ziarnko maku dla historii. Wielu z nas, ortodoksów, którzy chcą dzierżyć koniecznie jakąś flagę nad głową, poczułoby się po takiej wiadomości niezbyt komfortowo, np. że pochodzimy od Afrykanów. Wszystko to nie ma znaczenia. Jesteśmy rasą bez granic.

 

Paul Auster przyjeżdża do Krakowa na festiwal Conrada. Będzie pan chciał go posłuchać?

 

Pewnie tak, bo mam bardzo dobre doświadczenia. Miałem przyjmność posłuchać na tym samym festiwalu mojego ulubionego pisarza tureckiego, noblisty. Bez specjalnych kontaktów bliższych - na nie nie liczę. Dobrze jest zobaczyć, jak wygląda ktoś, kogo się czyta. Pisarza przenoszącego nas w świat, w którym czujemy się jak we własnym. To jest także ciekawość pewnej fizyczności. Nawet pozwoliłem sobie na przesłanie Pahmukowi pytania, dość osobistego, na które uśmiechnął się. Nie otrzymałem odpowiedzi, co oznacza, że pewnie go dotknąłem tym pytaniem. To jest taka bliskość, która wyraża pewną wspólnotę z pisarzem. Byłoby miło, gdyby pisarz poczuł, że jest taka więź między tym, co napisał a jego czytelnikiem. Aczkolwiek broniłbym się przed... upadkiem ideałów. Miałem kilka takich przygód w swoim życiu.

 

A tu jeszcze pan łączy film. To jeszcze jedno medium, które powoduje wspólnotę dusz.

 

Tak, ale znane są nam "bebechy" tego filmu, które niesłychanie oddalają od przedmiotu twórczości. Przy czym twórczość pozostawiam Austerowi.

 

A ja myślę, że mogłaby to być bardzo ciekawa rozmowa.

 

To się pewnie objawia w ciszy i w jakimś wstydzie własnym. W jednym pytaniu albo w jednym zdaniu. Literatura Austera zawiera fundamentalne treści. Każda wielka literatura polega na ograniczaniu, w ogóle sztuka na tym polega. Im jestem starszy, tym bardziej mi się tak wydaje. Bardziej czuje znakomitych pisarzy w tym wieku. Oni się skracają. To eliminacja czegoś do jądra, reszta jest ozdobnikiem i dodatkiem. To, co nazywamy życiem, wydaje mi się dużo prostsze.