W 38. rocznicę jego śmierci i w przede dniu 80. rocznicy urodzin nakładem wydawnictwa Znak ukazuje się biografia Wiesława Dymnego autorstwa Moniki Wąs - „Dymny. Życie z diabłami i aniołami”. Artystę w programie "Przed hejnałem" wspominamy z gośćmi Radia Kraków: autorką książki i przyjacielem Wiesława Dymnego - Edwardem Linde-Lubaszenko. 

 

- Za kilka dni 25 lutego dokładnie 80. rocznica urodzin Wiesława Dymnego. Czy ktokolwiek z państwa jest w stanie wyobrazić sobie Wiesława Dymnego jako 80 latka?

 

Monika Wąs - Nie ma tego w książce, ale ja to pytanie zadawałam każdemu z rozmówców. Słyszałam różne odpowiedzi. Niektórzy wyobrażali go sobie pracującego w reklamie, żona Anna mówiła, że pomagałby jej w Fundacji. Wszyscy wyobrażali go sobie w formie spełnionej.

 

Edward Linde Lubaszenko - Wyobraźmy sobie, że byłby zrzędą, która wszystkim dokuczałaby. On mógłby się dzisiejszymi czasami znudzić. Dla takiej osobowości jak Dymny nie ma nic ciekawego w dzisiejszych czasach. Jak sobie wyobrazić Dymnego w czasach, w których nie wypada się napić? Kochałem go bardzo i podziwiałem go wszechstronnie.

 

- Nie miał łatwego charakteru. Jak się poznaliście?

 

Edward Linde Lubaszenko - Poznaliśmy się we Wrocławiu, bo tam mieszkał jego brat. Wiesław często do niego przyjeżdżał. Obok była restauracja Cyganeria. Ugruntowaliśmy tę znajomość przy różnych okazjach. Pierwsza poważna okazja to był film "Ktokolwiek wie". Ja wtedy tam debiutowałem jako aktor filmowy. Wiesław Dymny przyjechał na plan wraz z solistką Ireną Wiśniewską. Mieliśmy do zagrania scenę, menelską scenę. Wtedy naprawdę piliśmy vódkę, bo Dymny ją przemycił na plan. Wtedy to było przełamanie lodów z nim. Potem przeniosłem się Krakowa. Chodziłem do Piwnicy Pod Baranami, żeby go obejrzeć.

 

- Pani poznała go już jako legendę.

 

Monika Wąs - Tak, będąc na studiach. Moje 2 prace magisterskie były o Dymnym. Wcześniej znałam go tylko jako męża Anny Dymnej. Dzięki rozmowom odkryłam rzeczy, które często dziwiły nawet jego znajomych. 

 

- Słuchaczka, pani Wanda, pyta - jak zmarł Wiesław Dymny?

 

Monika Wąs - Śmierć obrosła wieloma legendami. Czarna seria wydarzyła się pod koniec jego życia. Spaliło się mieszkanie, on pracował przy odbudowie tego mieszkania. Którego dnia Anna Dymna znalazła go nieżywego, leżącego w kuchni. Oficjalna wersja sekcji zwłok - to było serce. Były przesłuchania i opinie przyjaciół, że być może miało to podtekst polityczny. Dotarłam do archiwów policyjnych i nic nie zostało po tych śledztwach. Został tylko akt zgonu i przypuszczenie.

 

- Miał wtedy 42 lata i to był szok dla znajomych.

 

Edward Linde Lubaszenko - On na krawędzi śmierci wielokrotnie się znajdował, z przepicia, z pomyłki. Zdarzyła mu się pomyłka, że wypił chemolak. Przeżywał wtedy okropne cierpienia fizyczne, bo zniszczył sobie nabłonek. Balansował na granicy życia i śmierci przez ciągłe upijanie się. Stany kilkudniowego bankietu były igraniem ze śmiercią. 

 

- Dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, ale to były takie czasy.

 

Monika Wąs - Poza tym pracował jako artysta, więc to nie wymagało od niego wstawania o 7 rano.

 

- Część osób zapamiętała Wiesława Dymnego jako awanturnika, pijaka, pomijając jego artystyczną duszę. Pojawiają się komentarze, jak Anna Dymna mogła z kimś takim wytrzymać, Anna Dymna taki anioł. 

 

Monika Wąs - Spotkało się dwie wyjątkowe osobowości. Fundacja jest efektem tej znajomości, to jest zasługa dwóch stron. To, że ludzie się go bali, wynikało z tego, że szybko reagował - jak facet. Piotr Skrzynecki też się go bał. Często dochodziło między nimi do awantur, bijatyk. Takie spięcia rodziły różne artystyczne zdarzenia.

 

- Pan twierdzi, że on miał kompleksy i stąd ta awanturnicza osobowość. 

 

Edward Linde Lubaszenko - Był silny fizycznie, mimo że był niewysoki. On odruchowo reagował na chamstwo. Nie robił wrażenia kogoś silnego, więc respekt wymuszał siłą. To go trochę irytowało, że amanci kręcili się koło Ani. Uważam jednak, że był subtelnym, dobrym człowiekiem. 

 

Monika Wąs - Mogło się to wiązać z okresem dzieciństwa. Lechosław opowiadał mi, że Wiesław przejął rolę ojca i towarzyszył matce w wyprawach, by znaleźć miejsce dla rodziny.

 

- Ojca bardzo kochał, ale nie wiadomo co się z nim stało.

 

Monika Wąs - Po ojcu zostało mu jedno wspomnienie. Ojciec był nauczycielem i kiedy poprawiał prace uczniów, mały Wiesio siedział przy nim.

 

Ojciec po aresztowaniu został wywieziony do obozu Gross Rosen. Pod koniec wojny wyjechały z obozu dwa transporty. Jeden wrócił, a drugi rozpłynął się w powietrzu. W tym drugim był właśnie ojciec Wiesława. Matka po wojnie szukała śladów po mężu, ale nie udało się to.

 

- Zdarzyło się panu kiedyś zapomnieć o spektaklu.

 

Edward Linde Lubaszenko - W Teatrze Starym był wystawiany spektakl Warszawianka, w którym grałem. Pewnego razu jechałem na ten spektakl z Warszawy i w trasie przypomniało mi się, że mam imieniny. Postanowiłem je zacząć świętować. Później Trela przywracał mnie do życia, bym wyszedł na scenę. W tym czasie Dymny przyszedł na spektakl, bo chodził na spektakle, w których grała Ania. Przedstawienie trwało 15 minut dłużej, bo miałem długie namysły. Po zakończeniu Dymny powiedział - genialnie, dopiero teraz zrozumiałem Chłopickiego. To była pewna pokusa, by na każde przedstawienie przychodzić w stanie nietrzeźwym.

 

- Pan podkreśla też, że Anna Dymna wciąż jest żoną Dymnego.

 

Edward Linde Lubaszenko  - Wiem, że ma udane małżeństwo z panem Orzechowiskim, jednak wciąż jest dla mnie żoną Wieśka. Gdy była wdową, to często jej towarzyszyłem w różnych okolicznościach. Byłem takim panem do towarzystwa. Jednak nigdy nie pojawił się damsko - męski wątek między nami.

 

- Często w książce podkreśla pani, że trudno oddzielić prawdę od mitu. On sam tworzył kilka wersji swojej biografii.

 

Monika Wąs - On sam wiele opowiadał o sobie. Te opowieści są tak kompletne, że są jak autentyczne. Są jego częścią, dlatego umieściłam je w książce.

 

Edward Linde Lubaszenko  - Prawda to więcej niż realizm - ten aforyzm świetnie tu pasuje. 
- Mnóstwo książek ukazuje się o tym okresie Krakowa. Lubimy sięgać pamięcią wstecz i ubarwiać przeszłość?

 

Monika Wąs - Dla mnie Dymny stał się cudownym medium, by pokazać jak barwny, barowy, alkoholowy był wtedy Kraków. Pomimo że to były ciężkie czasy polityczne, to był to okres nieskrępowanej erupcji w twórczości. Tak się szczęśliwie złożyło, że na ten okres twórczości przypadły lata młodości najciekawszych twórców. Oni się spotykali, wymyślali wspaniałe rzeczy.

 

- Dymny nie szanował własnej twórczości. Mnóstwo rzeczy się spaliło na strychu. W książce udało zebrać się mnóstwo tekstów Dymnego, bo prócz tego że był artystą plastykiem, był także literatem, aktorem, sam budował meble, sam też szył ubrania. Ubierał swoje kobiety. 

 

Monika Wąs - Szył dla Anny Dymnej, uszył jej futro. Szył dla swojej pierwszej żony - Teresy. Siostra Teresy opowiadała mi, że Teresa była wspaniale ubrana, bo Wiesiek szył dla niej najmodniejsze ubrania.

 

- Kiedy on na to wszystko miał czas, bo jednocześnie żył autodestrukcyjnie? 

 

Monika Wąs - Pisał na trzeźwo. Mimo że przeżył 42 lata i czasem spożywał alkohol, to jednak okresy niepicia były długie. Wtedy zamykał się na strychu i tworzył non stop. Zachowały się jego wspomnienia - jak zaczyna tworzyć, to zamyka się od 6 wieczorem do 6 rano. Koncentruje się na jednym, bo wie, że ma wrodzone lenistwo i mógłby się rozproszyć. 

 

- Dymny łączył w sobie chłopską, prostą wiedzę z nieprawdopodobną erudycją, oczytaniem, znajomością literatury. Jak to możliwe? 

 

Monika Wąs - Wychował się w typowo góralskiej wiosce podbeskidzkiej i tam poznał etos silnego faceta. Matka była nauczycielką, przykładała dużą rolę do edukacji, dlatego Wiesław chciał studiować polonistykę. Był jako młody chłopak bardzo oczytany. Gdy startował na ASP, to sam wszystkiego się uczył. Sam wszystkiego szukał, sam uczył się rysować.

 

- Nie zdążyliśmy nic powiedzieć o jego braciach.

 

Monika Wąs - Mietek był uczniem Kantora, z którym Wiesław nie był w dobrych relacjach, bo obaj byli silnymi osobowościami. Lechosław pojechał studiować do Wrocławia, bo osobowość Wieśka była tak silna, że nie chciał z nim mieszkać. Chciał mieć trochę wolności.

 

Edward Linde Lubaszenko  - Na koniec dodam, że słowo kum było charakterystyczne dla Wieśka, a do Ani mówił ciotka.