Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PO, Urszulą Augustyn.

 

Kogo zaboli kwietniowy strajk nauczycieli, jeśli do niego dojdzie?

- Ja bym chciała, żeby do niego nie doszło. Do tego trzeba jednak refleksji minister Zalewskiej. Słuchałam jej wczoraj. Ona jest w równoległym świecie od 3 lat. Jej się tłumaczy, że te działania przyniosą w szkole takie, a nie inne skutki. Pani Zalewska mówiła, że będzie dobrze. Procedura, którą podjęli zdesperowani nauczyciele… Ileż można ich kłamać? Jak długo można mówić, że dostaną 500, 1000 złotych? Oni tych pieniędzy nie mają. Za 3 lata pani Zalewskiej dostali 100 złotych. Opowiadanie, że jest cudownie nie trafia do nauczycieli. Procedura, którą obrali jest bardzo długa. Ona ostrzega o strajku, przeprowadza referendum. To daje dużo czasu pani minister, która ma czas na znalezienie porozumienia. Minister Zalewska powiedziała, że strajku nie będzie, wszystko jest ok i jest zadowolona.

 

Pani uważa, że nauczyciele wybrali najlepszą z form protestu? Dlaczego ma być to walka kosztem dzieci i rodziców?

- A jaką walkę mogą ci nauczyciele podjąć? Od 3 lat tłumaczą, że zmiana nazwy szkoły, zwalnianie nauczycieli i te koszmarne programy dla dzieci są złe. To nie podnosi poziomu. To wydawanie pieniędzy w zły sposób, to złe zarządzanie, mnożenie kłopotów. To nic dobrego nie przynosi szkole. Zwracają na to uwagę nauczyciele i rodzice. Rodzice się jednoczą w stowarzyszeniach i walczą. Nie pamiętam czegoś takiego. To przez panią Zalewską. Ona tego jednak nie słyszy. W zeszłym tygodniu apelowaliśmy do premiera. Sejmowa Komisja Edukacji została wezwana na specjalne posiedzenie. Związkowcy mówili, na jakim etapie są rozmowy z MEN. Przedstawiciel MEN tłumaczył, że wszystko jest dobrze. Apelowaliśmy do premiera, żeby on rozmawiał z nauczycielami. Skoro jest tak wiele pieniędzy, niech trafią one do tych, którzy od dawna się o nie upominają.

 

Pytanie dotyczy tego, czy nauczyciele nie przeszarżowali wybierając taki termin protestu? Najpierw egzamin gimnazjalny, potem ósmoklasistów i być może początek rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Co mają robić rodzice, gdy słyszą, że szkoły będą być może zamknięte, egzaminy być może się nie odbędą? Chociaż MEN zapewnia, że się odbędą.

- Apelować do premiera. Minister Zalewska nic nie zrobi. Do niej można mówić, ona swoje. Zostaje wzywanie premiera do zrozumienia, że to nie są przelewki. Od 3 lat nauczyciele rozmawiają z minister, ona im obiecuje, robi coś innego. Zawsze na końcu trzeba się odwołać do misji zawodu, odpowiedzialności. Dlaczego do misji pani Zalewskiej nikt się nie odwołuje? Ona za ten bałagan, straty samorządów dostaje nagrodę i pojedzie do Brukseli. Jak tak można?

 

Choć przypomnijmy, że ostatnia podwyżka płac nauczycieli to był rok 2012. Potem do zmiany rządu były jeszcze 3 lata. W ostatnim roku była pani wiceministrem edukacji. Po 2012 roku płace nauczycieli zasadniczo nie wzrosły.

- Przypomnę. Każda wypowiedź PiS-u zaczyna się od tego, że w ciągu ostatnich 8 lat... W 2007 roku była zmiana rządu na rząd PO i PSL.

 

To było w sumie około 40% podwyżek, licząc od 2008 do 2012 roku.

- Najdelikatniej licząc to 44%. Najmłodsi nauczyciele dostali 70% podwyżki. Od 2008 do 2012. Potem trzy kolejne lata to były podwyżki dla nauczycieli akademickich. Od 2008 roku mamy kryzys, podwyżki jednak były. 5 lat dla nauczycieli szkół, trzy lata dla akademickich. Potem rządy przejął PiS. Dlaczego pan nie pyta, czy w 2015 roku zmieniono budżet, albo przygotowano podwyżki dla nauczycieli, które były wypłacane w 2015, 2016 i 2017 roku? Ich nie było.

 

W 2018, 2019 i drugi raz w 2019 roku 5% podwyżki.

- Tak. 44% do 5%. To coś, co mnie irytuje. Minister Zalewska miała szanse na podniesienie płac nauczycielom. PiS rządzi w koniunkturze. Rozdają pieniądze, nie myślą jednak o rezydentach, pracownikach sądów, nauczycielach.

 

Jaki dostrzega pani możliwy scenariusz? Co może się wydarzyć? ZNP zaplanował początek protestu dwa dni przed egzaminem gimnazjalnym, tydzień przed egzaminem ósmoklasisty. Te dwa dni zdecydują, czy wcześniej jest możliwe porozumienie? Jakie? 1000 złotych, jak chce ZNP, czy można się spotkać w pół drogi?

- Rozumiem, że pani minister nic nie zrozumie. Nadzieja w premierze. On powinien rozmawiać ze związkowcami. Premier zarządza budżetem. Wczoraj mówił, że 40-kilka miliardów na swoje obietnice wyborcze może wyjąć z budżetu i to bez nowelizacji ustawy budżetowej. Skoro jest w stanie wyjąć 40 miliardów, niech się zastanowi. Może ma jakieś inne. Związkowcy chcą rozmawiać. Solidarność też chce rozmawiać. Oni mówią, że może być mniej niż 1000 złotych. Jest wola porozumienia, ale rząd musi zrozumieć, że pani Zalewska kłamie. Skąd pani Zalewska wie, że strajku nie będzie? Może jej nie doceniam i ona ma jakieś pieniądze? Jeśli ona w tym czasie się porozumie z nauczycielami, strajku nie będzie. Tego życzę wszystkim.

 

Teraz Tarnów. W czwartek odbędzie się nadzwyczajna sesja tarnowskiej Rady Miasta ws. cen za wywóz odpadów. Ile tarnowianie powinni płacić za wywóz śmieci? Obecnie jest to 8,50 zł za posegregowane. Prezydent chce dwa razy tyle.

- To pytanie do kogoś, kto się tym zajmuje i wie, ile kosztuje wywóz śmieci. Od tego jest Rada Miasta. Ona się składa z ludzi, którzy się zapoznali z uchwałą. Wiem, że w wielu samorządach ceny rosną. Czy muszą urosnąć aż tyle? Nie wiem. Miasto musi być czyste, mieszkańcy nie powinni tego zbytnio odczuć. Jeśli jest taka sytuacja, że trzeba ceny podnieść i jest to dobrze uargumentowane, to trzeba rozmawiać. Myślę, że prezydent przedstawi takie argumenty.

 

Jeśli to będzie 16,20 zł to zapłaci pani?

- Jeśli Rada uchwali to zapłacę. Jednak wydaje mi się to dużo. Nie znam argumentów. Nie patrzyłam na to. Myślę, że cenę można nieco obniżyć. Może się uda spotkać w pół drogi. Jeśli prezydent wychodzi z inicjatywą podniesienia ceny, zapewne dzisiejsza nie wystarcza. Trzeba rzetelnie popatrzeć na to, jak to skalkulować.

 

Jest jeszcze Nasze Miasto Tarnów, koalicjant w Radzie Miasta, który chce podwyżki, ale kilkuzłotowej. Miedzy koalicjantami w Radzie nie będzie wesoło?

- To oznacza, że warto rozmawiać o cenie. Nie można się zgadzać na wszystko. Poznajmy argumenty. Jak ktoś mówi o kilku złotych, ktoś o kilkunastu, trzeba rozmawiać i znaleźć rozwiązanie.