Patrioci czy zdrajcy?

Jerzy Rostkowski, jeden z najlepszych polskich eksplorerów, autor książek historycznych m.in. „W podziemiach III Rzeszy”: Bezwzględnie patrioci. To nie ulega najmniejszej wątpliwości.

 

Liderem tej organizacji wywiadowczej był Stefan Witkowski. Kim właściwie był człowiek, od którego wszystko się zaczęło?

- Łatwiej odpowiedzieć na pytanie kim Stefan Witkowski nie był. Był świetnym wynalazcą, przeszedł także - jeszcze przed wojną - różne stopnie wywiadu. A w czasie okupacji prowadził najbardziej znaczącą, zdaniem aliantów, organizację wywiadowczą działającą na terenie całej Europy. Zakres działalności Witkowskiego był przepotężny a we wszystkich przypadkach polskiej historiografii nie ujmowany albo zamazywany. Ta organizacja od samego początku skazana była na pozytywne efekty, na bardzo wielkie osiągnięcia, dlatego, że prowadził ją człowiek świetnie wyszkolony, współpracujący z polskim wywiadem „dwójką” (Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego – przyp. red.)
 

Dodajmy, że jako młodziutki chłopak był również uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej. Organizacja Muszkieterzy Witkowskiego powstaje zaraz po zakończeniu działań wojny obronnej we wrześniu 1939 roku. Właściwie działania wojenne jeszcze trwały, ale przeważające siły niemieckie wspomagane po 17 września przez wojska sowieckie były za silne jak na ówczesne możliwości polskiej armii.

- No i świetnie o tym wiedział Stefan Witkowski. Ostatnie dokumenty, które otrzymałem wskazują na to, że przed 1939 rokiem bezpośrednio na zlecenie Rydza-Śmigłego wykonywał zadania wywiadowcze dotyczące sił pancernych i lotniczych Niemiec. Są jego meldunki, informujące że armia niemiecka to przewaga dla Polski miażdżąca.

 

Na czyje zlecenie Witkowski zakłada tajną organizację wywiadowczą?

- W zasadzie zaczął działać na swoje zlecenie. W momencie, kiedy był w Warszawie, jeszcze przed jej kapitulacją, udało mu się, dzięki znajomości miejsc, w których była produkowana, testowana i składowana nowoczesna przeciwpancerna broń, zorganizować oddział jeźdźców konnych, który ruszył na spotkanie z generałem Kleebergiem, wyposażony w te nowoczesne karabiny. Witkowski wiedział, że największą skuteczność uzyska walcząc pod rozkazami właśnie generała Franciszka Kleeberga, świetnego dowódcy i stratega. Wiedział już także, że będzie walczyć przeciwko dwóm wrogom Niemcom i sowieckiej Rosji. I tak się stało. Tu również należy upatrywać początku przyczyn, dla których Stefan Witkowski był konsekwentnie wykreślany z podręczników historii.  

 

W 1939 roku, jeszcze w trakcie działań wojny obronnej, organizuje naprędce oddział, który ma wspomóc tę resztkę wojsk polskich.

- Pani go nie docenia. Wcale nie naprędce. On zorganizował ten oddział z najlepszych, z instruktorów którzy szybko mogli opanować umiejętność posługiwania się nowoczesnym polskim karabinem przeciwpancernym kb Ur wz.35. Kiedy Witkowski dotarł do generała Kleeberga, został dowódcą tzw. oddziału wydzielonego. Kleeberg pozwolił mu też na działania typu półpartyzanckiego. W związku z tym Witkowski miał absolutną swobodę, był naprawdę groźnym przeciwnikiem dla wrogów. I właśnie od tych karabinów, które mieli członkowie oddziału wielu wywodzi także nazwę organizacji Wtkowskiego. Długie karabiny przypominały muszkiety a wyposażeni w nie jeźdźcy elitarną kawalerię z czasów Ludwika XIII. Podobno żołnierze na ich widok krzyczeli „Hurra muszkieterzy”. I tak powstała nazwa, którą później przejął Witkowski.

 

Nie od razu organizacja Witkowskiego zajęła się wywiadem. Na początku pomagała żołnierzom uciekającym z niewoli.
 
- Z tą działalnością powiązana jest osoba Teresy Łubieńskiej nazywanej później białym aniołem albo aniołem Ravensbruck. Łubieńska mieszkała przy Placu Zbawiciela w Warszawie. Oni znali się jeszcze sprzed wojny. Stefan Witkowski znał syna Teresy Łubieńskiej, poległego zresztą w wojnie 1939 roku. Jako przyjaciel syna był przyjmowany z otwartymi rękami. Mieszkanie Teresy Łubieńskiej przy Placu Zbawiciela w Warszawie stało się pierwsza główną kwaterą Muszkieterów i w oparciu o to mieszkanie organizowano pomoc. Teresa Łubieńska działała nieprawdopodobnie szeroko społecznie. Znała wszystkich i w wojsku i poza wojskiem. Oficerowie, którzy uciekali z niewoli, wiedzieli gdzie iść, gdzie szukać pomocy – w „zbawieniu”, tak nazywano mieszkanie Teresy Łubieńskiej, przy Placu Zbawiciela.

 

To jest ta pierwsza kwatera organizacji Witkowskiego, jeszcze nie wywiadowczej, bo jak na razie to jest tylko pomoc.

- Sławny był w Warszawie samochód z wielką flagą czerwonego krzyża, który nieraz spychał sygnałem inne pojazdy poruszając się swobodnie po ulicach. Ludzie Witkowskiego przyjmowali do służby współpracowników i znajomych Teresy Łubieńskiej. Należeli do nich bracia Plater-Zyberkowie, którzy mieli studio fotograficzne. Zaczęła się więc produkcja dokumentów, zaświadczeń, zezwoleń, które w konsekwencji pozwalały zwalniać ze szpitali i z niewoli właściwych oficerów, nawet takich, którzy uciec nie mogli.


 
Czyli zaczyna działać po prostu komórka legalizacyjna. I nie kto inny a właśnie Muszkieterowie od Witkowskiego wyrabiają "lewe" dokumenty Stefanowi Roweckiemu ps. Grot.

- Zgadza się. Grot-Rowecki po kapitulacji jest w szpitalu w Krakowie. Nie może wyjść, bo nie ma dokumentów. W tym momencie pojawia się kolejny znajomy Teresy Łubieńskiej, wówczas pułkownik, późniejszy generał Klemens Rudnicki. Powiadamia o tym Witkowskiego, którego komórka wykonuje dla Grota dokumenty. I dzięki temu przyszły szef Armii Krajowej może w ogóle rozpocząć działalność. (Od października 1939 Stefan Rowecki pełni funkcję zastępcy komendanta Służby Zwycięstwu Polski a potem komendanta ZWZ- przyp. JD). Niestety potem gwałtownie zapomina o tym, komu winien jest wdzięczność za uwolnienie. Tak więc działalność Muszkieterów zaczęła się od wyrabiania dokumentów i pomocy oficerom, ale później, gdy Niemcy zaczęli mordować cywilów w Warszawie, ludzie Witkowskiego zaczęli robić zdjęcia tych zbrodni. Wtedy powstał problem co z tymi zdjęciami zbrodni niemieckich robić, jeśli nie ma gdzie i nie ma ich jak przekazać. Powinny znaleźć się u aliantów na Zachodzie.


Warto sobie uświadomić, że jesienią 1939 roku, w okupowanej Polsce powstawały setki różnego rodzaju organizacji konspiracyjnych. Zaczęło się konspirowanie na wielką skalę. ZWZ powstaje dopiero w listopadzie, a AK w 1942 roku.

- Faktycznie tych organizacji było sporo. Jedną z nich zaczyna tworzyć Rudnicki (zajmuje się konkretnie konspiracją we Lwowie - przyp. JD) razem z późniejszym dowódcą ZWZ. To są początki ich działalności. Witkowski ma łatwiej, bo przed wojną był związany z "dwójką " która szkoliła też kurierów tatrzańskich do różnych działań szpiegowsko- przemytniczych czyli do tajnego przekraczania granicy. Tych ludzi postanowił wykorzystać Witkowski. Oni też początkowo współpracowali z gen. Tokarzewskim (komendantem pierwszej konspiracyjnej organizacji Służba Zwycięstwu Polski), który jak wiadomo, później został już przez ZWZ odsunięty na placówkę w okręgu Lwów.


Muszkieterzy Witkowskiego mieli jakieś poparcie władz Polski, które znalazły się na uchodźstwie?

- Witkowski, o czym sam mówił, otrzymał pełnomocnictwa od samego gen.Sikorskiego. Rozpoczął również ścisłą współpracę z ZWZ. Należy pamiętać, że Muszkieterzy to byli ludzie precyzyjnie i perfekcyjnie wyszkoleni w sprawach wywiadu,  ZWZ tymczasem był jeszcze w powijakach, nie posiadał w swoich szeregach zbyt wielu fachowców szkolonych przed wojną.


Witkowski zdobywa różne informacje wywiadowcze: fotografie, relacje, zmieniające się rozkłady pociągów – bardzo ważna rzecz szczególnie przy ucieczkach, czy nielegalnych przerzutach ludzi. Wszelkie informacje, ważne z punktu widzenia prowadzenia wojskowych działań konspiracyjnych wysyła na Zachód. Trafiają do ludzi związanych z rządem polskim. A potem Muszkieterzy zostają podejrzani o zdradę, kolaborację z Gestapo. Przybliżmy więc najbardziej spektakularną akcję Muszkieterów, która spowodowała, że wywiadowcy zostali wzięci na celownik.

- Na pewno chodzi pani o akcję Muszkieterów po śmierci Śmigłego-Rydza, mającą na celu nawiązanie kontaktu z polskim wojskiem w ZSRR i gen. Andersem, ale tu trzeba by wspomnieć też o tym, jak ważną a niedocenianą postacią był Edward Śmigły-Rydz. Przypomnijmy, że to Witkowski i jego ludzie współpracowali przy ucieczce Rydza z Rumunii. To Witkowski skontaktował się po raz pierwszy z nim tu w Krakowie, gdzie Rydz-Śmigły dotarł po udanym powrocie do kraju w 1941 roku. Potem również Witkowski organizował ochronę Rydza w Warszawie.


Wyjaśnijmy: Edward Śmigły Rydz, marszałek Polski, Naczelny Wódz w wojnie obronnej 1939 roku opuszcza Polskę tak, jak cały rząd polski  po 17 września 1939 roku. Zostaje internowany, jak i cały rząd polski, na terenie Rumunii, ale z tego internowania ucieka. Chce wrócić do Polski. Marszałek  nie jest zwolennikiem kierunku polityki gen. Sikorskiego, nowego premiera RP (mianowany 30 września 1939 we Francji).

- Czy aby na pewno?


Na początku nie. Na początku występują jako adwersarze, ale Rydz-Śmigły za wszelką cenę chce wrócić do Polski. Jest postacią ważną i wiadomo, że kiedy wróci do okupowanego kraju to stanie się automatycznie przywódcą konspiracyjnych struktur wojskowych a tę funkcję pełnią już z nominacji premiera Sikorskiego Rowecki i Bór-Komorowski. Tymczasem po dramatycznym przedostaniu się do Polski, Rydz-Śmigły zmienia zdanie. Dochodzi do wniosku, że będzie działał jako człowiek z autorytetem na rzecz wojskowej konspiracji w okupowanej Polsce, ale podporządkuje się decyzjom generała Sikorskiego i dowództwa ZWZ a późniejszej AK. Teraz chodziło o to, żeby informacja z tą decyzją dotarła do gen. Sikorskiego. I tu dochodzimy do misji Muszkieterów, niesamowitej, nieprawdopodobnej, trudnej do uwierzenia.

- Tu nie tylko chodzi o postać Rydza. Mimo, że zgodził się na zwierzchnictwo władz ZWZ. Tu trzeba wziąć pod uwagę kilka rzeczy. Cała misja Muszkieterów na Wschód to było przede wszystkim przejście przez linię frontu i to była najtrudniejsza rzecz do zrobienia.


 

Czyli misja z Warszawy do Buzułuku w Związku Sowieckim, tam, gdzie formowana była Armia pod dowództwem gen. Andersa, po układzie Sikorski-Majski w 1941 roku.

- Tak jest. To było zadanie niebotycznie trudne. Bo przecież trzeba przejść linię frontu. W pobliżu frontu bardzo intensywnie działają komórki kontrwywiadowcze obu stron. A tu muszą się pojawić obcy ludzie, którzy front przekroczą bez żadnych strat. Bo każdy z Muszkieterów, oprócz ogólnej informacji na temat sytuacji w Polsce i w Podziemiu niósł także i inne ważnie dane. Każdy z nich był specjalistą od innego rodzaju broni i miał przekazać także informacje dotyczące niemieckiego uzbrojenia. Idzie więc ich czwórka. Przejście przez silnie strzeżoną granicę było praktycznie niemożliwe i tu wkraczamy na temat, który rozmywany był w późniejszej historii tej organizacji. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że bez nawiązania operacyjnych kontaktów ze służbami wywiadowczymi niemieckimi i radzieckimi przejście przez linię frontu byłoby niemożliwe a cała akcja poniosłaby fiasko.


Czy chce pan powiedzieć, że Muszkieterowie nawiązują kontakt z wywiadem niemieckim?

- Ależ oczywiście. To jest gra wywiadowcza, do której Witkowski w swoim systemie szkoleń perfekcyjnie był przygotowany. Po prostu tak się w wywiadzie robi. Powodzenie misji, czyli przejścierotmistrza Czesława Szatkowskiego (dowodzącego czwórką Muszkieterów) do Buzułku to była najwyższa szkoła jazdy. To była bardzo skomplikowana akcja. Ogólnie rzecz ujmując Witkowski nawiązał  kontakt  niemieckim wywiadem za pośrednictwem Ruchu „Białych” Rosjan, z którymi mógł współpracować. Z Genewy, gdzie miał swoją siedzibę Ruch "Białych" wyszły ułatwiające kontakt odpowiednie dokumenty, potwierdzające działalność Polaków w organizacji.

 

Ruch „Białych” Rosjan skupiał byłych oficerów carskich, którzy współdziałali z Niemcami?

- Tak, i właśnie poprzez nich rozpoczęła się współpraca z Abwehrą. W ten sposób zalegalizowano osoby Muszkieterów wśród wyższych oficerów Abwehry.

 

Czy Abwehra wiedziała, że ma do czynienia z polska komórką wywiadowczą?

- Ależ skąd.Choć szczegółów tej wywiadowczej gry nigdy pewnie nie poznamy. Wiemy jednak, że przy tym przekraczaniu granicy, linii frontu współdziałali z oficerem o nazwisku Smysłowski. Borys von Smysłowski był jednym z oficerów niemieckiego wywiadu. Był jednym z asów tego wywiadu. On jeden mógł domyślać się, jakie są rzeczywiste cele misji Muszkieterów. Cała ta misternie budowana akcja mogła być też świetną możliwością dla Niemców, którzy chętnie wykorzystaliby rodząca się możliwość rozbicia rosnącego w siłę ZWZ. Przecież gdyby Rydz-Śmigły przeciwstawił się rządowi londyńskiemu z Sikorskim na czele, Niemcy przestaliby mieć kłopot z ZWZ. Nastąpiłby podział, Polacy skoczyliby sobie do gardeł. To mogłaby być szansa dla Abwehry, żeby wygrać swoje. Teoretycznie mogli więc sprytnie poprowadzić swoją grę wywiadowczą, ale tę grę przejął Witkowski. On miał jasny cel, przejść przez granicę, przekazać Andersowi informację o podporządkowaniu się Rydza Sikorskiemu (przygotowania do akcji zostały podjęte jeszcze przed śmiercią Śmigłego - przyp. JD). Wyruszając Muszkieterowie mieli nadzieję, że w Buzułuku zastaną jeszcze gen. Sikorskiego.

 

Tymczasem okazało się, że ta misja wschodnia Muszkieterów znana jest dowództwu ZWZ, które nie jest zadowolone, że wykonują ją właśnie ludzie Witkowskiego.

- Nie wiadomo dokładnie, w którym momencie dowództwu ZWZ przestali odpowiadać Muszkieterzy. Mnie się wydaje, że to był właśnie ten moment. Muszkieterzy byli na Zachodzie coraz sławniejsi i ich dokonania były coraz większe a słynna Krystyna Skarbek związana z wywiadem brytyjskim i współpracująca z Muszkieterami coraz częściej przejeżdżała przez granicę do okupowanej Polski. Tych meldunków z Polski docierało też więcej na Zachód, ponieważ Skarbek dostarczyła im podczas jednej ze swoich wypraw radiostację, która zaczęła działać w Podkowie Leśnej. Według mnie dowództwo ZWZ stanęło przed alternatywą co zrobić z płynącymi z Zachodu funduszami na działalność wywiadowczą, komu przeznaczyć więcej pieniędzy: Tym lepszym, czy tym gorszym, tym mniej doświadczonym, czy tym znającym się doskonale na swojej robocie, tym którzy mają lepsze osiągnięcia, czy tym co mają gorsze. Wiadomo było, że część pieniędzy powinna trafiać do Muszkieterów.


 

Chce pan powiedzieć, że dowództwu ZWZ nie było na rękę, że finanse, które przychodziły z Zachodu na wsparcie konspiracji polskiej, były w części przeznaczane na samodzielne, skuteczne i wysoko oceniane przez m.in. wywiad brytyjski działania Muszkieterów?

- Oczywiście. Ja się nie dziwię Witkowskiemu, że w części wywiadowczej swojej organizacji nie chciał współpracować z ZWZ. Nie chciał przekazać swoich agentów, tych działających zarówno w Polsce jak i w Europie.

 

A miał ich rzeczywiście sporo. Organizacja, o której tak mało wiemy, w swoich szeregach skupiała mniej więcej 800 osób, działających w całej Europie. Wróćmy jednak do tej misji, do której potrzebny był kontakt z Abwehrą, bo summa summarum, tej czwórce Muszkieterów mimo złapania przez NKWD, udaje się dotrzeć do Buzułuku, udaje się spotkać z generałem Andersem i udaje im się przekazać informacje. Jednak zostają oni postawieni przed sądem bowiem po drodze zostali złapani przez NKWD i przez NKWD właściwie dostarczeni do Buzułuku.  

-  Bardzo ważne jest, w jaki sposób docierają oni do Andersa. Otóż natychmiast po przekroczeniu granicy zostali złapani przez NKWD i aresztowani a potem nagle zostają dostarczeni do miejsca tworzenia polskiej armii, mało tego wychodzi na jaw, że w kostce mydła przewieźli oni sfilmowane dokumenty z meldunkami, pismem od Rydza-Śmigłego a także dokument nawołujący wręcz do uderzenia na tyły Rosjan, czyli żeby armia Andersa nie wychodziła z ZSRR, tylko korzystając z okazji, jaka się utworzy zaatakowała od wewnątrz Sowietów. To oczywiście było zupełnie nonsensowne.

 

Tak, ale skazujące od razu Muszkieterów na śmierć, bo wbrew prowadzonej strategii przez polskie władze i aliantów.

- Tak. Tyle, że treść tego filmu była nonsensowna. Wszystkie filmy, które przewozili Muszkieterowie były wywołane wbrew zasadzie wywiadowczej, która nakazywała przewozić filmy nie wywoływane, aby w razie ich znalezienia przez osoby niepowołane, mogły zostać prześwietlone czyli zniszczone A ten był wywołany.

 

Więc o co chodziło?

- O to, żeby film został właśnie w razie wpadki przeczytany. Muszkieterowie liczyli na to, że zostaną namierzeni przez NKWD. Chodziło o to, aby ten tekst poznali.
 

To było ogromne ryzyko, bo NKWD mogło ich zabić.

- Tak, ale NKWD to była jedna z mądrzejszych służb wywiadowczych. Oni ten dokument przeczytali i chcieli zobaczyć, jak zachowa się w tej sytuacji Anders. Wysłannicy Witkowskiego zostali aresztowani, bo musieli zostać, inaczej Anders pokazałby Sowietom, że zgadza się z założeniami tego filmu aby uderzyć na nich od tyłu.

 

Gdyby nie aresztował Muszkieterów przywiezionych mu przez NKWD z tym nieszczęsnym filmem, to by dał Rosjanom informację, że przygotowuje dywersję na tyłach Rosjan. W momencie kiedy ich aresztuje, wiadomo, że układ Sikorski-Majski jest aktualny.

- Ryzykowna gra operacyjna, ale jakże perfekcyjna. Tak działają najlepsi. Tak działają asy wywiadu.

 

Dzięki temu właściwa informacja dotarła do generała Andersa. Ale wróćmy do Polski. Rok później, po tej ryzykownej misji zakończona zostaje, w sposób dramatyczny, działalność organizacji wywiadowczej Muszkieterów. Misja powoduje, że czarne chmury zbierają się nad Stefanem Witkowskim. Przez przeciwników sukcesu wywiadowczego ludzi Stefana Witkowskiego, zostaje wyciągnięty ten kontakt z Abwehrą. A trzeba jeszcze pamiętać, że Witkowski działał także na zlecenie wywiadu brytyjskiego. Przez wspomnianą Krystynę Skarbek zostaje nawiązany Kontakt z SIS (Secret Intelligence Service - przyp red. ) brytyjskim wywiadem. Witkowski przekazuje bezpośrednio informacje już nie tylko rządowi londyńskiemu ale i SIS.

- Oczywiście, że wywiad Muszkieterów współpracuje z SIS. Dlaczego nie chce podporządkować się ZWZ? Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim Witkowski panicznie boi się zdrady, wpadek, do których często dochodziło w ZWZ. Mówi się nawet, że szef wywiadu Gestapo Alfred Spilker (w opinii badaczy historii policji niemieckiej w Polsce, był on najgroźniejszym gestapowcem w całej GG i jednym z najlepszych dowódców wywiadu, jacy działali na rzecz Gestapo - przyp. red. ) działający na terenie Warszawy, pokazał jednemu z Polaków mapę polskiego Podziemia. Tam byli wszyscy, nazwiska i adresy. Alfred Spilker był jednak zwolennikiem teorii, że wywiad niemiecki nie powinien zniszczyć zupełnie polskiego podziemia. Powinien raczej dążyć do porozumienia, do dogadania się z nim i do zwrócenia Polaków przeciwko wrogom na wschodzie.

 

Zwłaszcza po operacji Barbarossa, czyli wypowiedzeniu wojny przez Niemcy hitlerowskie Związkowi Sowieckiemu.

- Właśnie po 1941 roku w rękach Gestapo jest pełno przechwyconych meldunków, wielu dowódców zostaje aresztowanych. Witkowski nie chce w żaden sposób dopuścić do wpadki w swoich szeregach.

 

Ale organizacja Witkowskiego nie notuje żadnych wpadek.

- No właśnie, a ZWZ ma ich wiele. Więc co zrobiłby inteligentny człowiek, będący dowódcą wielu doskonałych agentów? Nie przekazywałby informacji organizacji, która zalicza nieustanne wpadki.

 

Siła organizacji Witkowskiego jest solą w oku dowództwa ZWZ. U podstaw walki z organizacją Witkowskiego leży zawiść o sukcesy. Także i to, że Witkowski za pośrednictwem agentki Krystyny Skarbek współpracuje z wywiadem brytyjskim.

- Brytyjczycy podziwiają jego działalność, są pełni zachwytów, uznają wywiad Muszkieterów za jeden z najlepszych w Europie. Prorocza w świetle późniejszych faktów jest decyzja Witkowskiego o współpracy z SIS z pominięciem rządu londyńskiego. Przecież jak wiemy właśnie wtedy w rządzie londyńskim zaczęła pracować sowiecka misja łącznikowa, która przejmowała meldunki ZWZ a także, niestety, Muszkieterów, które bezpośrednio przekazywała do ZSRR. Witkowski staje przed alternatywą: albo współpracować z ZWZ i narażać swoich agentów na wsypę, albo współpracować z rządem londyńskim. W rządzie londyńskim istnieją także stronnicy Niemiec. Witkowski wybiera więc bezpośrednią współpracę z Anglikami. Geniusz wywiadu.

 

To jest jednak powodem zerwania współpracy z ZWZ.

- Oczywiście, bo Witkowski odmawia przekazania swoich ludzi do ZWZ. Konsekwencją tego jest wyrok śmierci, który zostanie wydany na Stefana Witkowskiego.

 

Pół roku po śmierci Witkowskiego, do Londynu trafia meldunek informujący o tym, że szef wywiadu Muszkieterów nie żyje przy czym Grot-Rowecki używa konspiracyjnego nazwiska a nie jego własnego. Wyjaśnia sprawę od swojej strony, że kazał mu rozwiązać organizację i przekazać swoich agentów. Tłumaczy, że Witkowski odmówił. Udowodniona zostaje wspomniana już wcześniej „współpraca” ze Abwehrą. W związku z tym Grot-Rowecki stawia go przed konspiracyjnym sądem, który skazuje Stefana Witkowskiego na karę śmierci. Wyroku nie zdążono jednak wykonać, bo Witkowski zostaje zamordowany we wrześniu 1942 roku.

- Wyrok zostaje wykonany ale "innymi" rękami. Poza tym wyrok skazujący na śmierć oficera, ważnego w konspiracyjnych strukturach, powinien być wcześniej zatwierdzony przez rząd londyński czyli przez gen. Sikorskiego. To był bezwzględny wymóg w stosunku do sądów nazwijmy to kapturowych i wyroków. W przypadku oficera decyzja musiała być zatwierdzona przez Naczelnego Wodza. To był jedyny przypadek, gdzie nie zastosowano tych procedur a decyzję o wykonanym wyroku wysłano pół roku po śmierci Witkowskiego.

 

W meldunku Stefana Grota-Roweckiego nie ma informacji, że komórka likwidacyjna ZWZ wykonała wyrok na Witkowskim. Jest tylko informacja, że nim zdążyli go zlikwidować, on został zamordowany przez Niemców. Z relacji świadków wynika, że w egzekucji uczestniczyły osoby w mundurach niemieckich.

- To była jednak komórka likwidacyjna ZWZ. Teraz już wiadomo komu podlegała, znane są nazwiska dowódców.

 

Pisze pan w swojej książce, że wyrok wykonała komórka likwidacyjna podlegająca szefowi wywiadu Stefanowi Rysiowi i że podczas wykonywania wyroku obecny był granatowy policjant, najprawdopodobniej członek Kripo czyli kryminalnej policji niemieckiej.

- No tak. Przecież nie możemy traktować wywiadu i pracy ZWZ jako totalne dno. ZWZ także miało swoich ludzi u Niemców i to doskonale pracujących i cześć tym ludziom także trzeba oddać. Oni byli zobowiązani rozkazem do wykonania wyroku ale Grot-Rowecki doskonale wiedział, że w ten sposób dokonuje się morderstwo na Witkowskim, bez zatwierdzenia wyroku z Londynu, że określonego dnia konkretne osoby go zabiją.

 

A potem, pół roku po wykonaniu wyroku wprowadza w błąd rząd londyński informując, że zrobili to Niemcy, podczas gdy tak naprawdę zrobiła to jego komórka likwidacyjna. Jedno z pierwszych fałszerstw. Dlaczego Grot-Rowecki nie wysyła meldunku od razu we wrześniu 1942 roku, tylko czeka z tym pół roku?

- Dlatego, że wyrok nie zostałby zatwierdzony. Dowody przeciwko Witkowskiemu były nikłe. Nie wydawano na wyższych oficerów a szczególnie dowódców całej organizacji wywiadowczej wyroków na zasadzie pstryknięcia palcem. Dowody musiałyby być mocne a takich nie było. Poza tym Muszkieterowie wybierali się do Londynu. Klementyna Mańkowska kobieta znajdująca się w pierwszej piątce najlepszych agentów alianckich w Europie była praktycznie już w drodze.

 

No tak, wszak wywiadowcy Witkowskiego działali nie tylko na terenie okupowanej Polski, ale w całej Europie. Właściwie o brak kontaktu z Witkowskim upomniał się wywiad brytyjski. To oni zaczęli pytać co się z nim dzieje.

- Te pytania docierają do ZWZ i coś trzeba napisać. Wtedy pojawia się meldunek Grota-Roweckiego. To jest pierwszy przekręt. No i teraz zaczyna się całe dochodzenie przeciwko Muszkieterom, oparte na fałszywych dowodach. Teraz ZWZ próbuje udowodnić, że Witkowski to był oszust, hochsztapler, kombinator, który robił przekręty za państwowe pieniądze, a wynalazki, którymi się szczycił przed wojną to była jedna wielka lipa.

 

Ale przecież są dokumenty dotyczące tych wynalazków, w okresie międzywojennym były zgłaszane patenty.

- Pojawia się pytanie: Dlaczego polscy historycy po wojnie nie pokazali zapisanego drukiem ani jednego patentu Stefana Witkowskiego?

 

Panu do dokumentów patentowych Witkowskiego udało się dotrzeć całkiem łatwo.

- Tak i publikuję je w książce. W 1942 roku rozpoczęło się śledztwo przeciwko Muszkieterom, gdzie próbowano udowodnić im oszustwa. Te rzekome oszustwa, na podstawie których zabierał pieniądze ZWZ, połączono ze zdradą, której źródłem miała być współpraca z Abwehrą.
 

Cały późniejszy proces, oparty na fałszerstwach prowadzono po to, żeby ukryć, jak się wydaje, zabójstwo Witkowskiego.

- Oraz żeby wykorzystać pieniądze, które należały się Muszkieterom za rzeczywiste osiągnięcia. Następnie aby ukryć zabójstwo a na końcu ukryć winnych, czyli siebie.

 

Historia rozprawienia się z Witkowskim pokazuje władze konspiracyjne ZWZ w niezbyt pozytywnym świetle.

- Na wojnie nie ma czerni i bieli. Nie ma tak, że jak wojna, to naród się jednoczy. Z jednej strony bohaterstwo żołnierzy ZWZ, AK i całej walki podziemnej w czasie okupacji a z drugiej strony ludzkie interesy i ludzkie świństewka, walka o stołki.

Ciało Witkowskiego zniknęło. Kto postarał się o to, żeby jego ciało wykupić i pochować?

- Słynna polska aktorka, która także należała do Muszkieterów, Mieczysława Ćwiklińska. Ona wykupiła ciało Witkowskiego.

Gdzie je pochowała?

- Andrzej Grzybowski, partner sceniczny, przyjaciel Mieczysławy Ćwiklińskiej, do śmierci nie wiedział, jak wysokie stanowisko zajmuje Miecia w Muszkieterach. Dziś już znam miejsce gdzie znajduje się grób Stefana Witkowskiego.

 

Gdzie jest ten grób?

- To jest ostatnia tajemnica, której na razie nie mogę zdradzić. Powiem tylko, że znajduje się w Warszawie.

 

Ludzie Stefana Witkowskiego, po jego zamordowaniu, zostali aresztowani przez Gestapo. Ale na tym nie skończyły się tajemnicze śmierci związane z najlepszą polską organizacją wywiadowczą. Po wojnie giną bardzo ściśle współpracujące z Muszkieterami dwie kobiety. Obie zostają zamordowane na terenie Wielkiej Brytanii.

- Podejrzewam, że Mieczysława Ćwiklińska przeżyła tylko dlatego, że nawet jej największy przyjaciel nie wiedział, że ona jest w wywiadzie. Zbierając materiały do książki o Muszkieterach, stykałem się z częstym pytaniem: A to już można mówić o Muszkieterach? To już nas nie zabiją? Okazuje się, że najwięcej dokumentów muszkieterskich wylądowało w Kanadzie. Teraz je otrzymuję. Powstaje nowa książka.

 

W Wielkiej Brytanii zostaje zasztyletowana Krystyna Skarbek, wywiadowczyni SIS, ściśle współpracująca z Muszkieterami.

- Za dużo mówiła.

 

W 1957 roku w Londynie została zamordowana również Teresa Łubieńska, o której wspominaliśmy. Jest jeszcze jedna ważna postać, za którą, kto wie czy nie kryje się zdrada Muszkieterów. Chodzi o szefa komórki kontrwywiadu Muszkieterów – porucznika Kazimierza Leskiego, potem współpracującego z ZWZ.

- Napływające dokumenty w tej chwili mówią, że takich osób było więcej i w czasie wojny i po jej skończeniu. Niektórzy osiągnęli bardzo wysokie stanowiska. Sam znam taki przypadek.

 

Kazimierz Leski w swoich wspomnieniach wypiera się jednak współpracy z kontrwywiadem ZWZ. Zupełnie inaczej opowiada też o Muszkieterach, z którymi współpracował przez kilka pierwszych, wojennych lat.

- Podczas procesu komunistycznego, prowadzonego w latach 50. zostaje uniewinniony z zarzutu przeciwko jakimkolwiek działaniom na szkodę władz komunistycznych. Jednocześnie podkreśla się jego zasługi. On wyraźnie mówił, że rozpracowywał organizację Muszkieterów na zlecenie ZWZ i ta informacja jest kontynuacją uprawomocnienia czarnej legendy Muszkieterów, którą usiłował po części wykorzystać Mieczysław Moczar, rozpoczynając specjalne śledztwo na temat powrotu Rydza-Śmigłego w czasie okupacji do Polski i działalności Muszkieterów.  

 

Do nas należy teraz zadanie przywrócenia honoru Muszkieterom.

Po części to zadanie wypełnia moja pierwsza książka. Zadaniem drugiej książki, będzie odpowiedzenie na pytania kto? i dlaczego?, ale wydaje mi się, że już teraz Stefan Witkowski i jego ludzie powinni wrócić na karty podręczników szkolnych. Taka jest moja opinia.

 

/Jolanta Drużyńska/