Zapis rozmowy Jacka Bańki z Wojciechem Jakóbikiem, szefem portalu Biznes Alert.

 

 

Zacznijmy od strachu, który towarzyszy nam w końcu roku. Chodzi o nowe ceny za energię elektryczną. Na co jesteśmy skazani? Jak długotrwałe mogą się okazać problemy z energią elektryczną?

- Ceny energii prawdopodobnie podniosą się i będą wysokie, dopóki nie obniży się cena wytwarzania energii w Polsce. To stanie się dopiero po transformacji energetycznej, która może potrwać nawet kilkadziesiąt lat. To zależy od decyzji politycznych podejmowanych przez rząd.

 

Czyli wzrost cen za energię elektryczną wynika wprost z cen węgla i praw do emisji dwutlenku węgla. Jak można to zatrzymać? Odchodząc od węgla?

- Jest kilka możliwości. Odejście od węgla, nawet jeśli zapadnie decyzja, że chcemy to szybko zrobić, będzie ewolucyjne. Mamy ograniczone możliwości inwestycyjne. Żeby doprowadzić do zastąpienia energetyki węglowej na przykład farmami wiatrowymi na lądzie, potrzeba kilku lat. Dlatego podwyżki w 2019 roku są pewne. Mówi się o 5-40% wyższej cenie energii elektrycznej dla gospodarstwa domowego. Może będzie to bardziej 5% niż 40%, ale podwyżka jest przesądzona. Krótkoterminowo może pomóc obniżka cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla, czyli tego narzędzia polityki klimatycznej, które penalizuje emitowanie dwutlenku węgla. Tego najwięcej wydostaje się przy spalaniu węgla właśnie. Jeśli spadną te ceny, chociaż Komisja od 2019 roku wprowadza mechanizm, który ma je sztucznie podwyższać, jest szansa, że ceny energii nie wzrosną tak znacznie. Długoterminowo pomoże tylko transformacja energetyczna. Polacy mówią, że zrobią to przy użyciu energetyki jądrowej. Mówią, że zrobią to w 2033 roku, kiedy ma powstać pierwszy blok. On ma zatem powstać 3 lata później, niż planowano za tej administracji i 8 lat później niż w pierwszych planach z 2011 roku. To oznacza, że dekarbonizacja energetyki będzie powolna. Te ceny przez jakiś czas będą wysokie. Inne rozwiązanie to otwarcie się na import energii z innych krajów. Przecież Niemcy mają dużo taniej energii. Produkują ją też na eksport. Czemu my nie mamy jej kupić? To stoi w sprzeczności z polityką energetyczną rządu. Ona zakłada własne moce. Jeśli one są takie drogie, może warto skorzystać z cudzych? Ten spór trwa i nie został rozstrzygnięty.

 

Zatrzymam się przy pytaniu, które każdy z nas sobie stawia. Będą rekompensaty dla gospodarstw domowych i małych i średnich przedsiębiorstw. Jak wzrost cen w sektorze komunalnych uderzy nas po kieszeni? Solidnie?

- Kilkaset złotych rocznie będziemy płacić więcej za energię elektryczną w przyszłym roku. To zależy od tego, o ile wzrośnie cena, jak będą działać rekompensaty i kiedy zostaną wprowadzone. To projekt. Od tego będzie zależeć, jak zaboli nas podwyżka. Rekompensata krótkoterminowo może zgodnie z prawem moderować ten wzrost, ale to nie jest do utrzymania w długim czasie. Koszty dalej będą rosły. Rekompensaty będą przecież pochłaniały środki, które miały iść na transformację energetyki.

 

Na wzrost cen energii skarżą się prawie wszyscy – spółki komunalne, samorządy, szpitale. Wzrost cen energii może też wyhamować program Czyste Powietrze, który jest skierowany do budynków jednorodzinnych. W wielu z nich, gdzie nie będzie ogrzewania gazowego, trzeba będzie zaoferować ogrzewanie elektryczne.

- Tak. Emisja z gospodarstw domowych będzie pewnie spadać wraz z rozwojem tego projektu. Może warto sięgnąć po bardziej radykalne rozwiązania. Przecież normy jakości paliw stałych ostatecznie są dosyć liberalne, w porównaniu z postulatami organizacji pozarządowych. Przecież węgiel niskiej jakości dalej może trafić na rynek. Jest to utrudnione, będą inspektorzy, ale nadal można zrobić więcej. Mogą być regulacje, które przyspiesza poprawę jakości powietrza w Polsce. Te prace są przed nami. Nadal nie ma opcji maksimum.

 

Mamy dwugłos w sprawie dekarbonizacji. Premier Morawiecki i minister Kowalczyk mówią o zmniejszaniu ilości węgla w miksie energetycznym. Prezydent Andrzej Duda mówi, że nie pozwoli zamordować polskiego górnictwa. Jak jest z miksem? On się zmienia? Czy jeśli się zmienia to tylko w odniesieniu do 1988 roku?

- Zmienia się. Faktycznie spółki elektroenergetyczne zapowiadają, że będą inwestować w odnawialne źródła, czy to przez stawianie własnych farm wiatrowych, czy poprzez zakup. Tauron chce kupić farmy wiatrowe, żeby wzbogacić swój portfel o takie źródła, zmniejszyć emisyjności i nie polegać tylko na węglu. To zachowanie ideowe i ekonomiczne. Coraz bardziej opłaca się sprzedawać energię ze źródeł odnawialnych, które nie są panalizowane polityką klimatyczną. Jest pewna nadzieja niepokojąca, którą można odczytywać w działaniach niektórych przedstawicieli władz, na to, że dojdzie do korekty polityki klimatycznej wskutek dezintegracji unijnej polityki klimatycznej. Poszczególne kraje będą chronić swój przemysł kosztem polityki klimatycznej, która do tej pory była przedmiotem konsensusu. Cele polityki klimatycznej będą ograniczane globalnie poprzez brak porozumienia w Katowicach, ale też poprzez rewizję polityki klimatycznej w 2019 roku, kiedy będzie nowa Komisja Europejska i nowe rządy w Europie, które mogą mieć inne poglądy na politykę klimatyczną. W tym całym chaosie i morzu populizmu jest nadzieja, że jakoś odnajdzie się Polska, które wynegocjuje lepsze traktowanie w ramach polityki klimatycznej UE. To światełko w czarnym tunelu rozwoju sytuacji w Europie.

 

Jakby pan zdefiniował tę polską, sprawiedliwą transformację energetyczną, uwzględniając ponad 112 tysięcy miejsc pracy w górnictwie.

- Na pewno transformacja powinna polegać na tym, że tniemy wydatki socjalne w górnictwie, kończymy z przywilejami. O tym mówię od zawsze. Trzeba to robić szybciej, nawet mimo chwilowych górek na rynku węgla, nie warto przywracać czternastek, które wracają, chociaż zostały wynegocjowane ustępstwa. Warto ograniczać energetykę węglową. Obecnie mamy założenia projektu strategii energetycznej takie, że zostaniemy przy status quo w węglu i będziemy go uzupełniać innymi źródłami. Tak zmniejszy się jego udział w miksie. Warto użyć bardziej radykalnej polityki. Spółki powinny inwestować w źródła odnawialne, być może w energetykę jądrową. Ona jest bezpieczna, ale bardzo droga. Trzeba przedstawić konkretny model finansowy, żeby wysłać jasny sygnał na rynek. Jak najszybciej trzeba kontynuować transformację energetyczną, przy jednoczesne walce o środki na rekompensowanie strat społecznych, związanych z tą transformacją. Są środki unijne, być może pojawią się środki globalne na transformację regionów takich jak Śląsk. One powinny być wydane właśnie na transformację, nie na rekompensaty rosnących cen energii. To błędne koło. Wtedy nie zmienimy sytuacji, ale zaleczymy pewne rany, które zostaną otwarte w gospodarce, która zostanie zależna od wysokoemisyjnego węgla. Ta walka o środki na transformację toczy się w Komisji Europejskiej. Jakbyśmy się zdeklarowali, że chcemy się transformować, moglibyśmy więcej środków uzyskać.

 

Jakie są nadzieje związane z planami dotyczącymi budowy wiatraków na Bałtyku? Dziennik Gazeta Prawna o tym przypomina.

- Tak. Polska Grupa Energetyczna ogłosiła, że chce wybudować nawet 2500 megawatów, czyli prawie jeden blok energetyki jądrowej w mocach wiatrowych. Warto pamiętać, że PGE jest tą spółką, która stała na czele PGE EJ1, czyli konsorcjum, które miało budować elektrownię jądrową. Tu nagle PGE mówi, że wybuduje tyle samo mocy, ale w farmach wiatrowych. To jasny sygnał. PGE zaprasza inwestorów. Oni być może kolejny raz przyjdą do Polski, ale mogą się obawiać niestabilności regulacyjnej. Ci, którzy przyszli za pierwszym razem i chcieli budować farmy wiatrowe na lądzie dostali szybko ustawę, która to blokuje. Ich nadzieje zostały zawiedzione. Oby tak nie było w tym przypadku. Rząd zapowiada, że te farmy na morzu będą mogły liczyć nawet na jakąś ustawę i wsparcie. Jeśli będą stabilne warunki inwestycji tego typu, one się powiodą i przyczynią do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Polski i obniżki cen energii w Polsce.

 

Jak to jest z tym szczytem klimatycznym? Te słowa polityków, które słyszymy, nie wynikają z tego, że ta mapa drogowa, która ma zostać podpisana w Katowicach jest już im znana w zarysach? Na takich szczytach klimatycznych wszystko jest wcześniej ustalone i podczas ostatnich spotkań są tylko ostateczne szlify?

- Na pewno generalny trend jest widoczny. Zakłada on, że faktycznie wszyscy chcą osiągnąć porozumienie i zadeklarować jakieś zobowiązania. Decyzja ma zostać przyjęta w ramach konsensusu. Nie należy zatem się spodziewać, żeby te zobowiązania były bardzo ambitne i spełniały oczekiwania tych, którzy liczyli na silną politykę klimatycznej, równającej się z silną polityką unijną. Na poziomie europejskim pewnie można rewidować politykę klimatyczną. Będą do tego dążyły rządy patrzące na interesy gospodarcze państw, nie na zdrowie społeczeństw globalnie. Taki jest trend. Politycy bardziej skupiają się na swoich państwach. Niektóre państwa wchodzą w izolacjonizm. Chiny zakłamują te dane, używają polityki klimatycznej do PR. W rzeczywistości kontynuują politykę industrializacji. To razem daje marne nadzieje na ambitną politykę przyjętą w Katowicach. To może być nadzieja dla Polaków, że oni jakoś ogranicza ambicje polityki klimatycznej na poziomie unijnym i dzięki temu ocalą węgiel.