Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem PO, Ireneuszem Rasiem.
Jest pan konserwatywną kotwicą PO?
- Nie wiem, czy konserwatywną kotwicą PO. Na pewno moja wrażliwość w PO jest bardziej na prawo.
PO domagać się będzie komisji śledczej ws. szantażowania prezydenta RP przez skazanego w aferze podsłuchowej Marka Falentę. Po co taki wniosek, skoro wiecie, że i tak nie ma szans, żeby ta komisja powstała?
- Pewnych rzeczy nie można zamieść pod dywan. Gdy taśmy były przydatne obozowi władzy, Falenta był bohaterem. Teraz jest osobą niewiarygodną. To co on mówi, jest wstrząsające. Od lat ten człowiek rozgrywał swoją grę. Być może rozgrywał on swoją grę kilka lat temu wespół z ważnymi politykami PiS. Wtedy byłaby to gruba afera.
Gdyby tak było, jak pan mówi, to jak wytłumaczyć, że w 2015 roku to PiS domagał się komisji śledczej ws. podsłuchów? Wtedy się nie zgodziła na to PO.
- To są dwie różne sprawy. Wiemy – nawet dziś obóz władzy to sugeruje – że te nagrania były nielegalne, łamały prawo. Ta sprawa została wyjaśniona. Treści były obyczajowo przydatne dla PiS. To zostało wykorzystane. Jeśli ktoś z obecnego obozu władzy współpracował z panem Falentą, byłaby afera. Tam nie było wtedy złamania prawa. Nikomu z nagranych osób nie przedstawiono zarzutów. Jeśli ktoś nagrywał, żeby zdestabilizować rząd w Polsce, byłby to poważny zarzut. Ta sprawa powinna być wyjaśniona przez komisję śledczą.
Kiedy słyszę słowa byłego szefa MSWiA Bartłomieja Sienkiewicza, że to można nazwać próbą zamachu stanu, nie sądzi pan, że to już przesada?
- Nie wiem, czy przesada. Jeśli ktoś z dzisiejszego obozu władzy współpracował z panem Falentą, żeby obalić ówczesny rząd, byłaby to gruba afera. Na pewno pan Sienkiewicz wtedy byłby inaczej postrzegany.
Pod hasłem „Myśląc Polska” na początku lipca Zjednoczona Prawica chce zorganizować w Katowicach kongres programowy. To będzie formalne rozpoczęcie kampanii przed jesiennymi wyborami. Jaka będzie odpowiedź opozycji?
- W tej chwili rozmawiamy w jakim kształcie PO i alianci będą startować w wyborach jesiennych. Minimum programowe dużego obozu, w który ja wierzę, który stanie do walki z obozem PiS, musi być ustalone. Lepszym terminem jest koniec wakacji, żeby zaprezentować ofertę dla Polaków.
Zróbmy inwentaryzację na opozycji. Jest pewne, że w koalicji PO będzie razem z Nowoczesną, która jest prawie wchłonięta przez PO. Co dalej z ludowcami? Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiadał chęć tworzenia Koalicji Polskiej. Uda się przekonać PSL, żeby do was wrócili?
- Rozmowy się toczą. Mamy bardzo dobre relacje. Nie ma wrogości po stronie PO i PSL. Zobaczymy jak będzie lepiej dla PSL. My uważamy, że jeden blok jest na tyle istotny, że przekonamy partnerów do wspólnego startu. Ich decyzja powinna zapaść w ciągu tygodni. Dostosujemy się. Musimy robić swoje. Chcemy na listach mieć liderów samorządowych. To ma być kolejne poszerzenie Koalicji. To będzie odpowiedź PO. To było zaplanowane przed wyborami do PE. Dziś PO postawi kropkę nad i. 4 czerwca było widać zainteresowanie tą ofertą w kuluarach. Ona się pojawi. Ta moc pomoże nam pokonać PiS.
W tym projekcie wyobraża pan sobie Wiosnę Roberta Biedronia? Kiedyś mówił o tym Grzegorz Schetyna. Ludowcom ciężko było to sobie jednak wyobrazić.
- Ja jestem stronnikiem współpracy z PSL. Kropka. W innym wypadku alians z Wiosną jest niemożliwy. Jak pan powiedział, jestem posłem kotwicy konserwatywnej. Nie wyobrażam sobie tego.
Konieczna jest korekta programowa PO przynajmniej w stronę centrum? Było wiele opinii, że jedną z przyczyn wyniku wyborczego Koalicji Europejskiej był zbytni skręt w lewo.
- Według mnie mylimy pojęcia. PO nigdy nie chciała skręcać na lewo, ale zaprosiła inne ugrupowania do tego aliansu wyborczego. Wiąże się to z tym, że uznaliśmy, iż trzeba bronić demokracji, trzeba wspólnie iść do wyborów, żeby odebrać PiS złe rządzenie Polską. To dewastacja życia demokratycznego. Otwartość, współpraca – to mieściło się w logicznym postępowaniu politycznym. To były dobre decyzje. Spychano nas pewnymi opiniami w lewą stronę. Dziś musimy pokazać prawą flankę i pokazać PO, taką jaka była tworzona. Wracamy w przekazie do źródeł.
Uda się panu przekonać Grzegorza Schetynę do powrotu do źródeł? W LoveKraków mówił pan, że gdy był pan szefem małopolskiej PO – i nie ukrywał pan wartości konserwatywnych – PO tutaj wygrywała.
- Tak. Nie trzeba przekonywać Grzegorza Schetyny. On po tej analizie wie, że trzeba wyraźniej pokazać tę twarz. Ona jest w PO. Gdzieś ona jednak nie była pokazywana. To jest dobry czas, żeby pokazać, że jesteśmy partią różnej wrażliwości. Chcemy normalnej Polski, nie chcemy wojny z Kościołem, szanujemy pewne zasady i wartości.
Jest pan posłem z Krakowa i szefem sejmowej komisji kultury fizycznej, sportu i turystyki. Jak pan ocenia zamieszanie wokół tajemniczej kwestii ewentualnej organizacji w Krakowie Europejskich Igrzysk Olimpijskich w 2023 roku? Decyzja ma zapaść 22 czerwca w Mińsku, ale zanim do tego dojdzie, jest masa pytań bez odpowiedzi. Jaki wymiar ma zaangażowanie miasta i województwa w to wydarzenie?
- Jestem zwolennikiem takich imprez, pod warunkiem, że to nam się opłaca. Trzeba zapytać o wsparcie państwa. Tę imprezę można wykorzystać do dobrej promocji miasta. Kraków może pokazać swoją tradycję, umiłowanie do sportu. U nas powstał PZPN i PKOl. Ta decyzja byłaby dobra. Pytanie, na ile władze mają deklaracje rządu, na jakie inwestycje i wsparcie finansowe. Jeśli to jest z Warszawą do dogadania, jest to kwestia opłacalna. Ja bym wspierał inicjatorów tego wydarzenia.
Jak pan komentuje słowa dziennikarzy, że ta impreza jest tak mało spektakularna, że żadne inne miasto nie zgłosiło chęci organizacji tego wydarzenia?
- Jako kibic mojego miasta mogę powiedzieć, że jak zobaczyli Kraków, to się wystraszyli. Kto może z nami walczyć? Jakbyśmy się nie wycofali z ZIO, mielibyśmy tę organizację. Jednak się wycofaliśmy. Jak tu się wycofamy, nie wygramy. Jak będziemy walczyć, inni z drogi nam schodzą. Jako polityk mówię jednak, że musi nam się to opłacać. Muszą być inwestycje, wsparcie dla komunikacji. Może metro z pomocą rządową? To byłby biznes dla miasta. Takie projekty są.
Jak obserwujemy opóźnienia w budowie linii metra, nie wiem, czy nie są to zbyt śmiałe marzenia o metrze w Krakowie w 2023 roku.
- Chociaż wbić łopatę i mieć finansowanie. Ja bym to brał jako włodarz miasta. Musi nam się to spinać, bo trzeba myśleć w sposób ekonomiczny.