Dariusz Gnatowski był gościem programu "Przed hejnałem".

 

Zapis fragmentu rozmowy


Odkąd zdiagnozowano u pana cukrzycę typu drugiego, zaczął pan walczyć z chorobą nie tylko u siebie i dla siebie, ale stał się pan rzecznikiem chorych, zaangażował się pan w projekt "Słodki drań", założył pan fundację. Czy przez własną chorobę zaczął pan działać, czy też to, że zaczął pan działać pomogło panu walczyć z chorobą?

 

Ludzie zdrowi, ludzie, którzy nie chorują, nie mają problemów. Nie widzą problemów innych ludzi, którzy są chorzy. Dopiero kiedy dotyka nas choroba, widzimy innych ludzi, którzy mają ten problem. W Polsce są 3 miliony ludzi chorych na cukrzycę lub zagrożonych nią, a 3/4 lub co najmniej połowa o tym nie wie. To nie jest już problem medyczny, ale społeczny. To jest choroba podstępna, o czym sam się przekonałem. Nie daje objawów.

 

Pan nie zdawał sobie sprawy, że choruje?

 

Mężczyźni z reguły uważają, że są nieśmiertelni i mają problem, żeby sami przed sobą się przyznać, że coś szwankuje. Do tego dochodzi brak świadomości, brak edukacji. Gdy dopuściłem do siebie tę myśl i zacząłem się leczyć, choroba już zrobiła w organizmie pewne spustoszenie. Najgroźniejsze są powikłania nieleczonej cukrzycy: zagrożenie ślepotą, choroby nerek, zawały serca, udary mózgu, stopa cukrzycowa, amputacja stopy. W Europie jesteśmy w czołówce amputacji nóg. 

 

Jakich symptomów nie wolno bagatelizować?

 

Osłabienie, wzmożone pragnienie, częstomocz. Zacząłem coraz gorzej widzieć, poszedłem do lekarza, powiedział, że mam podwyższony cukier, ale nie wiedziałem, co to znaczy. Zjadłem paczkę pastylek i uznałem, że jestem wyleczony, bo nikt mi nie powiedział, że cukrzyca jest chorobą przewlekłą i cały czas trzeba o siebie dbać. 

 

Czy udało się panu całkowicie zmienić tryb życia?

 

To jest taki moment, w którym trzeba sobie powiedzieć wielkie "tak", lub wielkie "nie". To jest wybór i decyzja, czy chcesz dalej pracować, grać, żyć. To jest przede wszystkim zmiana mentalnościowa, w której musi pomóc choćby rodzina, znajomi, przyjaciele. Napisałem książkę  o dwuznacznym tytule "Dieta bez wyrzeczeń". Dieta to jest styl odżywiana się na całe życie i styl życia.  

 

Założył pan fundację "Wstańmy razem. Aktywna rehabilitacja". Co robicie?

 

Mamy pod opieką kilku pacjentów, walczymy o refundację terapii lekowych dla cukrzyków, jeździmy do Sejmu. Jako aktor i reżyser wymyśliłem interaktywną terapię. To jest przedstawienie teatralne pt. "Słodki drań", które wyreżyserowałem i w którym gram. Do tego dołączone są badania przesiewowe i edukacja - specjaliści opowiadają o zagrożeniach tym, którzy już są chorzy lub są potencjalnymi pacjentami. Dzięki otrzymanym środkom mogliśmy jesienią wykonać taki objazd po niewielkich miejscowościach Małopolski. To było fantastyczne połączenie rozrywki i edukacji. W niektórych miejscowościach ludzie po raz pierwszy zetknęli się z żywym aktorem, a nie tylko w telewizji, a jednocześnie czegoś dowiedzieli się o cukrzycy. 

 

20 grudnia 1986 roku zadebiutował pan w "Wariacie i zakonnicy" Witkiewicza w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze Stu w Krakowie. To już 30 lat, od kiedy gra pan w tej sztuce. 

 

Trzon męski jest niezmienny w tej sztuce, zmieniały się zakonnice. Aktorka, która grała kiedyś młodą zakonnicę, teraz gra przełożoną. 

 

Jakie to jest uczucie przez tyle lat grać w tym samym spektaklu?

 

Wspaniałe uczucie. Przez te lata dawkujemy sobie, żeby nie przesadzić. 

 

Nie kusi was po tylu latach, żeby dodawać coś, ujmować, zmieniać, eksperymentować?

 

Ten spektakl powstał w absolutnej dyscyplinie i higienie teatralnej. Forma jest tak zamknięta i ścisła, że nie ma miejsca na zmiany. To ja byłem innym aktorem te 30 lat temu. To tak, jak z tym winem, co dojrzewa  z czasem, jeśli jest dobrym rocznikiem. Mam nadzieję, że rocznik 1986 to był dobry rocznik.

 

Teatr Stu w tym roku obchodzi 50. urodziny, świętujecie przez cały rok, pan został wyróżniony i odznaczony. Czuje pan ciężar tych 50 lat?

 

Jestem za młody, nie należałem do ojców - założycieli tego teatru, ale to, że jestem częścią rodziny Teatru STU - to jest dla mnie wielka satysfakcja. Z okazji tego jubileuszu odbyła się premiera "Rewizora" Mikołaja Gogola, w którym gram jedną z głównych ról.

 

 A teraz wznowienie "Biesów".

 

Tak, wracam do "Biesów" po przerwie spowodowanej kontuzjami. 

 

Muszę pana zapytać o rolę Boczka, bo to jest taka rola, którą wdarł się pan do świadomości szerokiej publiczności i często ludzie pana utożsamiają z tą rolą.

 

Serial "Świat według Kiepskich" jest już 17 lat na ekranie. To jest najdłuższy serial komediowy w Polsce. Niedługo, już chyba latem, będziemy najdłużej nadawanym serialem na świecie.