Zapis rozmowy Jacka Bańki z europosłem PO, Bogusławem Sonikiem.

 

W przyszłym tygodniu minie 20 lat od wstąpienia Polski do NATO. Sekretarz Generalny Paktu komplementuje nasz kraj. Faktycznie bilans ostatnich 20 lat należy ocenić jednoznaczne pozytywnie?

- Na pewno tak. Przebudowaliśmy armię, wprowadziliśmy cywilne dowództwo, byliśmy obecni na wielu misjach, staliśmy się wiarygodnym partnerem, przekazujemy spory procent budżetu na wojsko. Potem zaczyna się ocena wewnętrzna, na ile można było lepiej to zrobić i polityczne połajanki. Szef MON krzyczał na sali sejmowej, czemu zostawiliśmy Polskę bezbronną. To bzdura.

 

Rzeczywiście przeobrażenie polskiej armii też należy ocenić pozytywnie? Wątpliwości nie brakuje.

- Zawsze będą wątpliwości. Dzisiaj sekretarz generalny NATO będzie na spotkaniu w Warszawie. Wczoraj rozmawiałem z generałami w stanie spoczynku. Oni mówili, że dzisiaj jest trudno dostosowywać armię do koncepcji XIX-wiecznej. Oni zachwalali likwidację garnizonów i gromadzenie dużych jednostek w kilku miejscach. Teraz jest trend odtwarzania koszar. To spory często specjalistyczne. Faktem jest, że potrzebujemy samolotów, helikopterów, jednostek zmechanizowanych, rakiet. Jest wiele do zrobienia. Koło zamachowe zakupów zacięło się. Słabo idą przetargi.

 

Choć 2,5% PKB na armię ma być w roku 2030, ale słyszymy, że być może się uda nawet w 2025.

- Zdecydowanie. Potem trzeba to jednak dobrze wydać.

 

Dzisiejsza Rzeczpospolita publikuje sondaż, który pokazuje fatalne nastroje Europejczyków przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Jak te nastroje mogą wpłynąć na nowy układ sił w Europarlamencie?

- Mówi się, że to będzie inny Europarlament, z większą obecnością sił krytycznych wobec UE lub wrogich UE. Dlatego planuje się poszerzenie obecnej większości, która wybiera przewodniczącego. Socjaliści i Chadecy pewnie zyskają też Liberałów, żeby zachować kurs proeuropejski i prointegracyjny. Chodzi o mówienie o UE jako o wartości, której należy bronić w dzisiejszym świecie, gdzie na wiele zagrożeń można odpowiedzieć tylko wspólnymi przedsięwzięciami. To walka z terroryzmem, migracją nielegalną i katastrofami.

 

Dzisiejsze badania publikowane przez Rzeczpospolitą pokazują, że populiści torują sobie drogę do PE. Niedawno poznaliśmy jednak inny sondaż, z którego wynikało, że nie będą oni aż tak mocni. Co może być decydujące dla wyniku wyborów do PE w ostatnich miesiącach?

- Na pewno podniesienie frekwencji w krajach Europy środkowowschodniej. To wstyd, że obywatele wykazują w sondażach zadowolenie z bycia w UE, ale nie mają ochoty iść do wyborów. Frekwencja w Polsce to 20-23%. Druga rzecz to zmiana języka komunikowania w UE. Są wielkie środki wydawane na komunikowanie się z obywatelami, efektów nie ma. Dużą rolę powinny odegrać samorządy w Polsce, które korzystają ze środków europejskich. One powinny się włączyć w przyjazną opowieść o UE, ale też krytykować. Ostatnio rozmawiałem z moim przyjacielem profesorem, który mówił, że ograniczenia biurokratyczne przy wykorzystywaniu programów naukowych są tak ogromne, że czasem odbierają ochotę do startowania po to.

 

Jest szansa na rekordową chyba frekwencję przy wyborach do Europarlamentu. To będzie największy sondaż przed wyborami do naszego parlamentu. Kto otworzy małopolsko-świętokrzyską listę Koalicji Europejskiej do PE?

- Rozmawiałem o tym wczoraj. Kalendarz jest taki, że do 10 marca regiony zgłaszają osoby, które mają chęć startu. Potem będzie około 10 dni na ułożenie list. W Małopolsce brana jest pod uwagę równowaga płci i pewnie jedno z czołowych miejsc będzie zaoferowane kobiecie.

 

To oznacza, że będzie schemat sprzed 5 lat? Róża Thun, ktoś ze świętokrzyskiego i pan?

- Tego nie wiem. Pewny jest numer 2 ze świętokrzyskiego. To będzie Adam Jarubas.

 

Podczas spotkania EPP w Warszawie szef PO mówił o potrzebie wytypowania 100 wspólnych kandydatów, którzy by wystartowali w wyborach do Senatu. Jeśli weźmiemy dwójkę krakowską Koalicji Europejskiej, są tutaj jakieś nazwiska nowe, czy to będą Bogdan Klich i Jerzy Fedorowicz?

- To konieczność przy takich wyborach. Była już taka inicjatywa. W pierwszych bezpośrednich wyborach do Senatu PO i PiS miało wspólnych kandydatów. Był taki czas. Ordynacja temu sprzyja. Co do nazwisk to trudno powiedzieć. Mówimy o liście koalicyjnej. Muszą być tam osoby na przykład z PSL. Bogdan Klich i Jerzy Fedorowicz to na pewno byłyby mocne kandydatury.

 

Są brane pod uwagę inne nazwiska?

- Jest za wcześnie. Teraz skupiamy się na listach i programie do Parlamentu Europejskiego. To nie ma być odpowiedź na program Zjednoczonej Prawicy na wybory krajowe. Oni odwracają temat przez programy socjalne, które nie mają wiele wspólnego z wyborami europejskimi.

 

Słyszymy, że też podejmie dyskusję o roli Polski w zjednoczonej Europie.

- I dobrze. To ważny temat. Kształt UE i wyzwania stojące przed UE są też ważne. To polityka migracyjna, środowiskowa, prawo azylowe. Proszę pamiętać, że większość tematów w UE nie dotyczy polityki Unii. To masa legislacji regulujących życie codzienne.

 

Na koniec Kraków. Wraca pomysł nowego podziału dzielnicowego. Zamiast 18 dzielnic może być 7, tak jak rozrysowane są okręgi wyborcze, lub 4 historyczne dzielnice. Jak pan ocenia te idee?

- Niech mi ktoś powie, czemu to jest takie istotne. „Szyje, pruje i z tego się utrzymuje” - było takie powiedzenie. Przez wiele lat mieszkałem w Paryżu. Tam jest 18 dzielnic, wszędzie ratusz i osobny burmistrz. To ma swój sens, o ile nie będzie to tylko rozbudowywanie biurokracji. Powinny się odbyć referenda w dzielnicach. Historycznie jest pewnie to uzasadnione, żeby zmniejszać ilość dzielnic.

 

Potrzebuje Kraków ustawy krakowskiej, która by wprowadziła duże dzielnice z burmistrzami, jak jest w Warszawie?

- Musiałbym usłyszeć, jakie korzyści z tego będą. Im władza jest bliżej ludzi, tym jest skuteczniejsza. Rodzi się jednak obawa, że to mnożenie stanowisk urzędniczych. Tego należy unikać. Trzeba tłumaczyć to sensownie.