"Cyganeria" w Operze Krakowskiej zadowoli tych melomanów, którym wystarczy słuchanie pięknej muzyki. Od kilku sezonów zespół prezentuje bardzo wyrównany poziom, solidarnie tworzą go krakowscy soliści, gościnne występy pierwszoplanowych postaci sceny ogólnopolskiej, świetnie prowadzony chór i coraz lepsza orkiestra, która ma wyraźnego lidera i dobrze sprecyzowane cele. Jednak dla wielu melomanów opera to coś więcej niż piękne brzmienia, i tutaj inscenizacja Laco Adamika pełnej satysfakcji nie przynosi. Reżyser przy każdej okazji podkreśla swoją wierność wobec twórcow dzieła: kompozytora i autorów libretta. Skutkuje to na scenie lekko podstylizowaną wersją realizmu, który owszem trzyma się scenariuszowych realiów, ale jakoś rzadko zachwyca. Wolałabym, żeby Laco Adamik dał się porwać swojej wyobraźni, niż upierał się przy dosłownych rozwiązaniach. Realizm, jeśli ma przekonywać, musi być lekko nierealny, podkręcony, spotęgowany. W przeciwym razie będzie śmieszny, przesadny i naiwny. Jak kieliszek czerwonego "wina", w którym zastygł wczorajszy kisiel. Nie chcemy takiego realizmu.  

Fot. dzięki uprzejmości Opery Krakowskiej

Czerwone wino ( ale w formie ciekłej) pojawia się także w "Ani z Zielonego Wzgórza" w Teatrze Groteska. Adolf Weltschek realizm traktuje z przymrużeniem oka, bardzo trafnie, i sięga po ukochaną lekturę dorastających panienek (zanim nie została zdetronizowana przez Małgorzatę Musierowicz i jej "Jeżycjadę", do której jednak ostatnio w teatrze sięgać strach). Przedstawienie z pogodną muzyką Piotra Klimka ma jasne punkty w rolach Anny Sokołowskiej, Olgi Przeklasy i Włodzimierza Jasińskiego. Doświadczonym aktorom udało się zrekonstruować na scenie Groteski jedyny w swoim rodzaju, prowincjonalny klimat wyspy św. Edwarda. Ania Natalii Hodurek jest może za bardzo przerysowana, za to ładnie śpiewa. Zdecydowanie nie zachwyca scenografia Małgorzaty Zwolińskiej (nie bardzo rozumiem, co wspólnego z sytuacją mają wszechobecne organiczne zawijasy, notabene bardzo przypominające zawijasy z filmów Tima Burtona), za to pochwała należy się scenografce za... świetny scenariusz. Przyznam się, że od "Ani z Zielonego wzgórza" zawsze wolałam "Opowieści z Narnii", ale spektakl Weltschka przekonuje: aktorstwem, tempem, dobrą energią.


Jesień upływa w Krakowie pod znakiem Triennale Grafiki, imprezy, niegdyś ważnej, dziś wyraźnie poszukującej nowej tożsamości. Ostatnie edycje nie były wielkimi sukcesami: w nowym tysiącleciu, Triennale wyraźnie straciło dynamikę, a globalne otwarcie na świat, niegdyś przez organizatorów mocno postulowane, przyczyniło się nieoczekiwanie do stagnacji imprezy. Symbolem Triennale na kilka lat stały się przeładowane do granic sale wystawiennicze, w których mieszały się najrozmaitsze pomysły i wątki, prace ciekawe obok prac przeciętnych.

Mimo tych wątpliwości, kibicuję imprezie, która ma świetną tradycję i doskonałe wsparcie w postaci środowiska: za rok obchodzić będziemy w Krakowie 50. rocznicę I Międzynarodowego Biennale Grafiki z 1966 roku, pierwszego takiego wydarzenia w naszej części Europy.  
Tegoroczna, główna wystawa Triennale w Bunkrze Sztuki pokazuje, że prawie pół wieku od inauguracji, impreza ma szansę na drugą młodość. Postawiono na jakość, nie na ilość prac, a pojęcie „grafiki” poddano wnikliwej, wielopoziomowej krytyce. „Grafiką” staje się na naszych oczach inspirująca projekcja filmowa (nagroda główna), może nią być rzucony na ścianę zabawny relief z parą jamników (notabene nagroda im. Witolda Skulicza, hodowcy tego gatunku), lśniący kolorami komputerowy wydruk, czy przestrzenna instalacja. Ogromne wrażenie robią na wystawie prace w dużych formatach, odzierające graficzne medium z aury dostępnego tylko specjalistom „warsztatu” i wtajemniczenia. Choć i tak w przeważającej większości znajdziemy na wystawie dzieła świadczące o świetnej znajomości graficznego metier. Wystawa Triennale przestaje być tradycyjnym „montażem atrakcji”, jest z jednej strony dającą do myślenia opowieścią o presjach i pokusach, na jakie narażona jest grafika, z drugiej zaś mówi o szalonych możliwościach, jakie daje ta trudna warsztatowa dyscyplina.

Louise Bourgeois, dzięki uprzejmości MNK


Po pięciu latach od głośnej wystawy „Powrót Jurrego” (Galeria Zderzak i Muzeum Narodowe w Krakowie, 2010), po sukcesie w Nowym Jorku i Londynie (Gallery Luxembourg & Dayan, 2013), Zderzak ponownie przypomina twórczość Jurrego Zielińskiego, artysty-buntownika doby PRL. Na fali światowego zainteresowania sztuką pop-artu, obrazy Jurrego są w tym roku pokazywane na wystawach przeglądowych w Walker Art Center w Minneapolis, Tate Modern w Londynie i Ludwig Museum w Budapeszcie. Jurry, którego malarstwo została określone przez angielską krytykę mianem „cold war pop” (Apollo Magazine, 2011), stał się w ciągu ostatnich pięciu lat klasykiem pop-artu z dawnej Europy Wschodniej, zza żelaznej kurtyny. „Paradis”, wystawa przygotowana w Galerii Zderzak przez Jana Michalskiego, skupiona jest na wyobraźni symbolicznej artysty. Osią wystawy jest obraz raju, czyli tytułowy „Paradis” – pejzaż rodzinnego Paradyża k. Opoczna, który Jurry wielokrotnie malował i do którego powracał. Naiwny i nieporadny szokuje w zestawieniu z wyrafinowaną formą popowych obrazów, z ich skondensowanym, poetyckim językiem.


Wystawa czasowa "Tadeusz Pawlikowski i jego teatr" przygotowana przez zespół oddziału teatralnego Muzeum Historycznego Miasta Krakowa Dom pod Krzyżem poświęcona jest osobie pierwszego dyrektora Teatru Miejskiego w Krakowie oraz Teatru Miejskiego we Lwowie. Choć ma wymiar przede wszystkim historyczny, jest również pretekstem i zaproszeniem do dyskusji nad rozwojem współczesnej sztuki teatru. Tadeusz Pawlikowski będąc reżyserem, był jednocześnie dyrektorem dwóch nowych Teatrów Miejskich: w Krakowie (1893–1899 i 1912–1914) oraz we Lwowie (1900–1906). W jego zespole grali najwybitniejsi aktorzy ówczesnej sceny: Ludwik i Irena Solscy, Wanda Siemaszkowa, Ferdynand Feldman, Władysław Roman, Kazimierz Kamiński. Za swojej dyrekcji wystawiał dzieła Stanisława Wyspiańskiego, Lucjana Rydla, Stanisława Przybyszewskiego, Gabrieli Zapolskiej, Jana Augusta Kisielewskiego, czy Leopolda Staffa.

Tadeusz Pawlikowski. Fot. dzięki uprzejmości MHK


jn


Nasze nominacje:
- "Cyganeria" reż. Laco Adamik, Opera Krakowska
- "Ania z Zielonego Wzgórza", reż. Adolf Weltschek, Teatr Groteska
- "Paradis" Jurry Zieliński, Galeria Zderzak
- "Tadeusz Pawlikowski i jego teatr" Muzeum Historyczne Miasta Krakowa
- Triennale Grafiki -  wystawa Główna w Bunkrze Sztuki, "Romans z grafiką" w MNK, "Przestrzenie Tao" Muzeum Manggha