Oglądając opowieść o jednym z największych malarzy XIX wieku, odbędziemy nie tylko podróż na południe malowniczej Francji, ale również do wnętrza artysty. Tym bowiem, co najbardziej fascynuje reżysera „Van Gogha. U bram wieczności” są motywacje artysty – dalekie od wzniosłych ideałów i potrzeby zmieniania świata przez sztukę – związane bardziej z żądzą tworzenia, która bywa niezwykle toksyczna.

Tytułowy bohatera poznajemy w momencie życia, w którym szuka dla siebie nowego miejsca. Za namową przyjaciela wyjeżdża z Paryża do Arles w Prowansji. Tam, zafascynowany feerią barw i grą światła, niedoceniany wówczas artysta tworzy swoje najsłynniejsze obrazy. Tam też, błąkając się po malowniczych polach, niosąc sztalugę, pędzle i farby, stopniowo popada w obłęd, a przy tym zyskuje pewność, że sensem jego życia jest sztuka.

Jaki jest Van Gogh kreowany przez wybitnego aktora Willema Defoe? Przede wszystkim wiarygodnym człowiekiem z krwi i kości; przeżywającym rozmaite załamania, łatwo popadającym w gniew, melancholijnym, ale też niezwykle wrażliwym i łagodnym, dla którego ważne były również relacje z bratem i najbliższym przyjacielem Paulem Gauguinem. To w dużej mierze jego zasługa, że „Van Gogh. U bram wieczności” nie jest typową biografią-laurką złożoną wielkiemu artyście, a opowieścią o mądrym – humanistycznym przesłaniu.