Pamiętają państwo jeszcze Euro 2012? Te trzy pierwsze i ostatnie mecze naszej reprezentacji. Szał na ulicach, wszędzie narodowe barwy, lusterka samochodów z biało-czerwonymi pokrowcami, flagi przy szybach samochodów i wymalowane twarze? Wtedy piłką interesował się każdy. Nawet moja własna mama, na co dzień protestująca przeciwko zbyt dużemu stężeniu meczów w tygodniu, sama z siebie oglądała piłkę nożną w telewizji. Także mecze, w których nie grali Polacy! Cudu jednak wtedy nie było.

Cud stał się w sobotę. Wygrana nad Niemcami jest zasługą dwóch czynników: zaangażowania naszych piłkarzy (nareszcie!) i szczęścia (no w końcu!). Jednak ci, którzy trochę lepiej znają się na piłce nożnej i nie kibicują od święta do święta, przestrzegali od razu po końcowym sobotnim gwizdku, że prawdziwy test nastąpi w meczu ze Szkocją.

Ale co tam. Święto się rozpoczęło, samba, rozpusta i hulanka w mediach. O piłkarzach wiedzieliśmy wszystko. Wiedzieliśmy gdzie śpią, co jedzą, kiedy trenują, gdzie trenują, co robią. Reprezentanci udzielili wielu wywiadów, pewna gazeta ogłosiła, że zdaniem Macieja Rybusa piłkarze zdetronizowali siatkarzy, na co ten się mocno oburzył. Balon napompowany został niemożebnie. Aż się bałem co się stanie jak wygramy. Co jeszcze stacje telewizyjne mogły wykombinować?

Mecz ze Szkocją zremisowaliśmy 2-2, co prawdopodobnie jest najlepszym wynikiem, jaki mógł się trafić. Były emocje na stadionie, balon nie pękł z wielkim hukiem, ale powietrze zostało nieco spuszczone. To zrobi bardzo dobrze zarówno niektórym mediom jak i samym piłkarzom. Spokój przede wszystkim.

 

 

Krzysztof Orski