Pani w różowym wdzianku rozmawia przez telefon, nie przerywając kolejnej rozmowy woła synka i wpycha mu do ust porcje jedzenia..
- Paaaatryk, chodź zdjedz bananika - za chwilę - ciasteczko, batonika, wypij kolusię - / tak właśnie, kolusię!/, a niezbyt dobra dykcja "różowej" sprawia, że przeciągłe nawoływanie brzmi jak: "paaaatyk, chodź" - to wywołuje za każdym razem cichutki chcichot dwóch bliźniaczek ze złotymi loczkami, które bawią się w sklep i siedzą na piasku wśród towarów przeróżnych w postaci zabawek, kamyków, równo poukładanych trawek i patyczków. Na bliżniaczki co chwilę rzuca okiem ich mama - pani w białej sukience. Znad książki podnosi też wzrok na synka, który w milczeniu buduje zamek z piasku, foremek, plastikowych kubeczków.
"Patyk" tłucze grabkami w wiaderko, wyraźnie śmiertelnie się nudzi i patrzy z zazdrością na kolorowe zabawki drugiego chłopca. Wreszcie postanawia nawiązać znajomość...
- Ty, jak się nazywasz? -
- Jaś - odpowiada Jaś - a ty Patyk? - czy to możliwe, że w głosie pięciolatka słyszę ironię?
- Patrrrryk - mówi Patryk urażonym głosem - będę z tobą budował zamek -
- A masz jakiś pomysł? - pyta Jaś i zapada niezręczna cisza.
- Mamooo, on nie chce się ze mną bawić - krzyczy Patryk
- Paaaatyk, chodź skarbusiu, dostaniesz cukiereczka - krzyczy różowa
- Mogę się z tobą bawić jak będziesz miał pomysł na dokończenie tego zamku - mówi Jaś
- Guuupi jesteś - odpowiada Patryk i sypie piaskiem w kierunku Jasia
- Nie wydaje mi się - kończy rozmowę Jaś i otrzepuje się z piasku.
Robi się nieprzyjemnie. Mama Jasia odkłada książkę i czujnie patrzy, ale nie reaguje, widocznie chce, żeby dzieci same rozwiązały problem. Różowa kończy telefoniczną romowę: "drynkne później, bo tu zaraz jakieś jaja będą"...