Duża to zasługa dyrygenta Jánosa Kovácsa, który prowadził orkiestrę szalenie precyzyjnie, bez tzw. teatru dyrygenckiego. Nie było skakania, zbytnio przerysowanych gestów,  a orkiestra reagowała na każdy najmniejszy ruch jego batuty. Aż czuło się w brzmieniu nadmiar energii, nad którą w pełni panował dyrygent i pozwalał jej uwolnić tylko tyle, ile było potrzebne w danym momencie. Można by to porównać do podróży doskonałym samochodem z świetnym silnikiem: jadąc pod górę bardzo szybko kierowca pod pedałem gazu ciągle ma jeszcze spory zapas mocy.

Koncert odbył się w ramach Roku Kultury Węgierskiej, który jest obchodzony w Polsce w latach 2016 / 2017 i miał przede wszystkim upamiętnić 60. rocznicę Rewolucji Węgierskiej 1956 roku oraz 135. rocznicę urodzin węgierskiego kompozytora Béli Bartóka. Na program złożyły się utwory trzech kompozytorów węgierskich: Tańce z Galánty  Zoltán Kodály’a,  I Koncert fortepianowy Es-dur Franciszka Liszta (solistą był  Dávid Báll ) oraz Koncert na orkiestrę Béli Bartóka. Koncert fortepianowy Liszta, kompozytora romantycznego, prawie rówieśnika Chopina, zresztą przyjaciela naszego twórcy, jest niezwykle udany. Kompozytor pisał go długo bo 26 lat (!) ciągle zmieniając i udoskonalając, głównie partie orkiestry. Ale powstał utwór szalenie precyzyjny, o dobrze wyważonych proporcjach. Jednak słuchając go – a było to świetne wykonanie - nie da się uciec od porównania do koncertów Fryderyka Chopina.  Dla mnie dzieła Chopina są zawsze piękniejsze.

Najwięcej przyjemności sprawiły mi prezentacje dwóch pozostałych dzieł. Tańce z Galánty  Zoltána Kodály’a napisane w 1933 roku, to utwór pełen przestrzeni muzycznej, oddechu. A wykonane przez Węgrów, którzy w doskonały sposób  czują rytmy swojego regionu, porwało publiczność. Zresztą żal, że Kodaly tak mało jest wykonywany. Głównie znany jest  w środowisku muzycznym z reformy uczenia muzyki, którą wprowadził na Węgrzech i która rozprzestrzeniła się po Europie. Ci, którzy uczyli się jego metodą, a chodzi tu o śpiewanie i kształcenie słuchu, w szybki sposób potrafią poprawnie wyśpiewać trudne utwory nawet nie znając zbyt dobrze nut. Ale Kodály, to nie tylko pedagog. To także bardzo sprawny kompozytor, autor licznych oratoriów a także oper takich jak m.in. Hary Janos.

Na finał zabrzmiał Koncert na orkiestrę Béli Bartóka, kompozycja z 1943 roku, należąca do kanonu najważniejszych i najbardziej popularnych dzieł XX wieku. Arcydzieło węgierskiego twórcy, jeden z ostatnich utworów umierającego w Bostonie na białaczkę kompozytora. Prawdziwy klejnot instrumentacji, pokazujący ogromne możliwości orkiestry. Doskonałe wykonanie, pełne temperamentu i precyzji porwało krakowską publiczność. Była owacja na stojąco i długie brawa.

I choć już pachniało węgierskim gulaszem, bo po koncercie miał się odbyć bankiet, orkiestra nie dała się długo prosić i zaserwowała jeszcze przed kolacją dwa wspaniałe bisy: Taniec węgierski g-moll Brahmsa i Marsz Rakoczy'ego Berlioza. A więc utwory kompozytorów nie Węgrów, dla których muzyka węgierska stała się inspiracją.

 

Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz/bp