Starszy od Casalsa tylko o 14 lat Claude Debussy, francuski kompozytor, buntownik, który ostatecznie rozmontował system tonacyjny dur moll, i który otworzył szeroko drzwi dla muzycznych eksperymentatorów twierdził: „Jestem coraz bardziej przekonany, że muzyka z natury jest czymś, co nie może być wtłoczone w tradycyjną, stałą formę. Wszak składa się z kolorów i rytmów”. Urodzony  w 64 lata po nim Jan Krenz, który ma dziś 93 lata, świetny dyrygent, popularyzator muzyki najnowszej i także kompozytor – o czym z reguły zapominamy – tłumaczył „(...) nie możemy melodii opierać tylko na sekundach i trójdźwiękach, musimy otwierać słuchaczom uszy!”

Postanowiłam więc za radą Jana Krenza otworzyć uszy i wybrałam się w tym tygodniu na koncert zorganizowany przez Filharmonię Krakowską inaugurujący nowy cykl „Ars moderna”. Koncert odbył się w środę, 6 listopada 2019 roku, w Żydowskim Muzeum Galicja, a wystąpili artyści  Spółdzielni Muzycznej Contemporary Ensemble. W programie znalazły się utwory znanych twórców, które powstały na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu  lat.

Jakie wrażenia?  Przede wszystkim był to bardzo udany wieczór. Energia i zaangażowanie młodych artystów pokazało jak ciekawe i różne mogą być utwory współczesne. A muzyce współczesnej nic tak dobrze nie robi jak powiew świeżości, młodości, a także emanujące z młodych wykonawców przekonanie o misji prezentowania dzieła.  Tym, którzy podzielają pogląd Pabla Casalsa dodam, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Nie ma się czego bać, bo muzyka naszych czasów może być przyjemna, ciekawa, zastanawiająca, dająca do myślenia, ale też wzruszająca, porywająca, emocjonująca i denerwująca. Może nieść w sobie wszystko to, co muzyka innych epok. Od zachwytu po dezaprobatę. Wystarczy otworzyć uszy!

Przy okazji koncertów muzyki współczesnej zawsze mnie zastanawia, dlaczego nasz świat dźwięków należy do przeszłości? Dlaczego jesteśmy pokoleniem, które nie zna muzyki naszych czasów, któremu bliżej jest do Bacha, Mozarta, Chopina czy Szymanowskiego, niż do kompozytorów którzy żyją obok nas? Przecież muzyka to proces, który trwa, to wyścig twórców, w którym pełno nowych odkryć i nowych ścieżek. Niektórzy powiedzą, że nie ma co brać udziału w tym wyścigu, bo wszystko już było w muzyce. Tym którzy tak twierdzą, pod rozwagę poddaję słowa zmarłego w lipcu tego roku Bogusława Schaeffera: „Możliwości muzyki są ogromne. Powiem nawet, że genialne. Można, trzeba i warto nadal eksperymentować. Jeśli słyszymy od kogoś, że wszystko już napisano, to znaczy, że rozmówca jest durniem, który nie ma pojęcia o potencjale muzyki. To najpiękniejsza ze sztuk”.

Młodzi wykonawcy, którzy wystąpili w środę  (Małgorzata Mikulska  – flet; Tomasz Sowa – klarnet; Paulina Woś – skrzypce; Barbara Mglej – skrzypce, altówka; Jakub Gucik – wiolonczela; Michał Lazar – gitara, Martyna Zakrzewska – fortepian; Aleksander Wnuk – perkusja) zrzeszeni są w działającej od pięciu lat Spółdzielni Muzycznej Contemporary Ensemble, specjalizującej się w wykonywaniu muzyki współczesnej. W manifeście programowym artyści zaznaczyli:  „Pragniemy reinterpretować muzykę już odkrytą i ugruntowaną; odkrywać tę wciąż oczekującą na odsłonięcie; współtworzyć nową, aktualną. Gramy szeroko pojmowaną kameralistykę: od utworów solowych po skład typu sinfonietta. Dążąc do zespolenia naszych osobowości w nową całość, pracujemy na zasadach równoprawnego partnerstwa, inspirując siebie nawzajem”.

Aż się uśmiechnęłam czytając te słowa, bo idealnie pasują do powstałej ponad 40 lat temu Muzyki Centrum. Choć to nie spółdzielnia a stowarzyszenie, to jednak zasady współdziałania i cele takie same. Wówczas młodzi zbuntowani muzycy, dziś już przyprószeni siwizną i często z tytułami profesorskimi przed nazwiskiem, tak samo chcieli odkrywać i na nowo interpretować muzykę najnowszą. Było trudniej, bo żelazna kurtyna, bo brak informacji, nut, nagrań itd. Ale udało się i stanowili wtedy okno na świat. Dziś nadal działają, lecz mogą poczuć na plecach oddech młodej spółdzielni. To idą młodzi i sięgają z sukcesem po ten sam repertuar, po klasykę muzyki najnowszej.

Choćby po Pierre’a Bouleza, którego utwór „Derive 1”  z 1984 roku (na skrzypce, wiolonczelę, flet, klarnet, perkusję i fortepian) otworzył w środę koncert. Boulez, to przecież cesarz awangardy, estetyczny awanturnik, który domagał się spalenia oper, później dyrygent najsławniejszych orkiestr, m.in. Cleveland Orchestra, BBC Symphony Orchestra, czy New York Philharmonic. To przede wszystkim niezwykły organizator życia muzycznego, który dzięki uzyskaniu poparcia przez polityków doprowadził do założenia działającego początkowo przy Centrum Pompidou – Instytutu Badań i Koordynacji Akustyczno-Muzycznych. Zaangażował się także w powstanie w Paryżu Opery Bastille, którą otworzono w 1989 roku i przyczynił się w znacznym stopniu do otwarcia sześć lat później, także w Paryżu Cite de la Musique , w którym znajduje się sala koncertowa na 1200 miejsc. Zmarły trzy lata Boulez jako kompozytor miał wpływ na wielu twórców. Być może 35 lat temu jego „Derive 1” wzbudzał konsternację, ale dziś nie szokuje. Jest to muzyka ciekawa, pełna fantastycznych brzmień.

W programie koncertu znalazły się jeszcze dwa utwory Franca Donatoniego, zmarłego  19 lat temu włoskiego kompozytora: „About…” na gitarę, skrzypce i altówkę oraz jeden z najsłynniejszych jego utworów „Arpege” na skrzypce, wiolonczelę, flet, klarnet, perkusję i fortepian. Nie zabrakło też utworu "Why patterns?” na flet, perkusję i fortepian Mortona Feldmana, kompozytora nowojorskiego zmarłego w 1987 roku, zaliczanego do najważniejszych postaci muzyki XX wieku. Kompozycja ta zabrzmiała w ciemności, co było dość ciekawym posunięciem.

Ale mnie zachwycił jeden utwór:  „Esplorazione del bianco” (na gitarę, skrzypce, flet i klarnet) Salvatore Sciarrino. To kompozycja wykorzystująca wszelkie odcienie szmerów, szelestów, przydechów. W świetny sposób pokazuje rodzenie się muzyki z ciszy, co muzycy przedstawili bardzo sprawnie.  Różne odcienie tytułowej bieli powstawały dzięki niekonwencjonalnym dźwiękom układając się w logiczną całość. Trudno się dziwić ten 72-letni włoski kompozytor, właściwie samouk, słynie z stosowania w swoich utworach  różnych technik wydobycia dźwięku a także zwraca ogromną uwagę na ciszę.

Dobrzy wykonawcy, ciekawa muzyka, nowoczesne wnętrze… warto było przyjść na ten koncert. Kolejne  spotkanie ze Spółdzielnią Muzyczną  Contemporary Ensemble pod szyldem Filharmonii Krakowskiej odbędzie się 18 grudnia, także w Żydowskim Muzeum Galicja. Będzie to nowa dawka, nowej muzyki.