W tym roku minęło 30 lat od śmierci Herberta von Karajana. I choć od czasu jego pogrzebu wyrosło kolejne pokolenie muzyków, to właśnie on jest nadal najlepiej sprzedającym się artystą płytowym. To fenomen, bo Karajan choć nie żyje, cały czas zarabia miliony. A jego mit ciągle trwa.
Właśnie z tym mitem próbuje się zmierzyć film „Karajan: portret mistrza” w reżyserii: Sigrid Faltin. To fascynująca opowieść o wielkim muzyku uwikłanym w politykę hitlerowskich Niemiec, o artyście, który jak mówi w filmie „oddałby wszystko”, aby móc dyrygować Berlińskimi Filharmonikami. Film dostępny jest na platformie arte.tv.
Wszyscy znają jego interpretacje muzyki, ale pokolenie Karajana znało też jego szybkie samochody (BMW czy Porsche, bo jak wiadomo lubił on prędkość), znało też jego samoloty, które sam pilotował czy też wielki jacht, którym przemierzał morza. Każdy jego ruch śledziły media. Czy był celebrytą? Karajan pytany o to w filmie ucieka od odpowiedzi: „A co to znaczy celebryta? Ktoś, kto ciągle bywa na przyjęciach? Ja nigdzie nie wychodzę”.
W filmie padają ważne pytania: w tym i to, z czego Karajan się nigdy nie rozliczył, a więc pytanie czy był nazistą. Wypełniając na studiach kwestionariusz w rubryce pochodzenie napisał: „niemieckie” dodając „Aryjczyk”. Wiadomo też, że należał do NSDAP już od 1933 roku (miał więc 25 lat ). W dwa lata później zapisał się jeszcze raz do tej partii, ale już w Akwizgranie gdzie objął stanowisko dyrygenta opery. Był to koniunkturalizm czy przekonanie?
Karajan idealnie pasował do polityki kulturalnej Niemiec: młody, przystojny, zdolny, a do tego perfekcjonista. Mógł być więc przykładam do naśladowania, a poza tym jak zauważały ówczesne media: „wytyczał kierunki życia kulturalnego narodowego socjalizmu”. Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy postanowił to wykorzystać. Karajan dyrygował więc w czasie wojny w krajach sojuszników Niemców, a także w krajach okupowanych, w czym nie widział nic złego. Nie zapomniano mu tego.
Po wojnie przez dwa lata zakazano mu dyrygowania. Muzycy pochodzenia żydowskiego nie chcieli z nim występować, a do Izraela nie miał wstępu. Warto wiedzieć, że w latach 50. pierwszy po wojnie koncert w USA Filharmoników Berlińskich przyszło mu wykonać do pustej sali, bo melomani pochodzenia żydowskiego wykupili wszystkie bilety, ale na koncert nie przyszli. Ale o tym z filmu się nie dowiemy, tę informację znalazłam w książce „Muzyka i polityka” Danuty Gwizdalanki.
W filmie bardzo ciekawie została pokazana rywalizacja Karajana z Wilhelmem Furtwänglerem, starszym od niego o pokolenie dyrygentem, który był nazywany pierwszą batutą III Rzeszy. Ten uznany artysta choć wojnę spędził w Niemczech, pracując z orkiestrą do NSDAP nie należał i miał odwagę bronić żydowskich muzyków a także wykonywać utwory zakazane. Krajan już przed wojną był pewien, że chce być szefem Filharmoników Berlińskich, ale tam królował Furtwängler, który czując na plecach oddech młodego dyrygenta nienawidził go i psuł mu opinię. Reżyserka filmu zdecydowała się zacytować pamiętnik Goebbelsa z 1939 roku: „Furtwängler słusznie jest zły, gdy prasa stawia go na równi, a nawet niżej od 30-letniego Karajana. Muszę to od dziś ukrócić”. Czy to jednak zrobił? Wydaje się, że Goebbels wykorzystywał młodego Karajana i jego ambicje do „trzymania w szachu” słynnego dyrygenta.