Koncert, który odbył się wczoraj, 9 grudnia, miał wyglądać inaczej. Orkiestrę Filharmoników Krakowskich miał poprowadzić Stanisław Skrowaczewski, nestor światowej dyrygentury, jeden z największych dyrygentów naszych czasów, polski muzyk, legenda, mieszkający na stałe w USA. Artysta zdecydował się by pokazać także symfonię Brucknera ale… VIII. To, że wybór padł na Brucknera wydaje się oczywiste. Bo też Stanisław Skrowaczewski należy do najwybitniejszych interpretatorów dzieł  tego austriackiego mistrza, za co zresztą otrzymał liczne nagrody, m.in. Złoty Medal Towarzystwa Mahlerowsko-Brucknerowkiego, czy w Cannes nagrodę w kategorii „najlepsze nagranie muzyki symfonicznej” za zarejestrowanie dla Arte Nova z Saarländischer Rundfunk Orchestra zbioru symfonii Brucknera.

Stanisław Skrowaczewski, który w październiku świętował 93. urodziny, nie zapominał nigdy o Krakowie i zawsze tak układał swoje trasy koncertowe, by co parę lat wystąpić przed krakowską publicznością. Miał i teraz przyjechać do Krakowa. Do miasta, gdzie studiował, do Filharmonii, gdzie w latach 1955-1957 był I dyrygentem.  Miał… Ale w połowie listopada dotarła do nas wiadomość, że Maestro miał udar i wszystkie jego koncerty zostały odwołane.

Jestem przekonana, że gdyby Stanisław Skrowaczewski słyszał wczorajsze wykonanie VII Symfonii E-dur Brucknera byłby bardzo zadowolony, że zastąpił go Antoni Wit, dyrygent doświadczony, który jak nikt potrafi wybudować architekturę całego dzieła. A w przypadku Brucknera nie jest to łatwe. VII Symfonia to kawał muzyki, to potęga orkiestry, siła brzmienia, bo przecież na estradzie zasiada około 90 osób.  To cztery wielkie części, które w sumie trwają ponad godzinę. To też muzyka, która rodzi się z mgły, by zaistnieć dość gwałtownie a potem we mgle się rozpłynąć.  Trzeba mieć niezwykłe wyczucie struktury całości by uniknąć dryfowania po tym oceanie muzyki, by nie wpływać do zatok, które mogą stać się więzieniem. Zwłaszcza, że muzyka Brucknera to wielka przestrzeń, to oddech świeżym powietrzem. Antoni Wit swoim wykonanie porwał publiczność. Prowadził orkiestrę zdecydowanie i precyzyjnie, wyczarowując świat, z którego wcale nie chciałam wracać. I też – tak, jak to robi maestro Skrowaczewski – poprowadził Brucknera z pamięci (!), bez partytury.

VII Symfonię Brucknera poprzedziło wykonanie Koncertu na rożek angielski i orkiestrę Stanisława Skrowaczewskiego. W ten sposób poprzez swoją muzykę Stanisław Skrowaczewski był obecny w Filharmonii Krakowskiej. Warto przypomnieć, że ten słynny dyrygent jest także kompozytorem, niestety w Polsce dość rzadko wykonywanym. Koncert, skomponowany w latach 60., który wczoraj zabrzmiał miał swoje polskie prawykonanie właśnie w Filharmonii Krakowskiej w 1999 roku, pod batutą kompozytora. Wówczas, jak i wczoraj, partię solową wykonał świetnie Mariusz Pędziałek akcentując to, co w tej kompozycji jest najpiękniejsze: ciekawe tematy i dialogowanie solisty z orkiestrą.

I jeszcze jedno. Wczoraj zabrzmiały dwa utwory, które mają duże dla mnie znaczenie. Kiedy w 1999 roku odbywało się polskie prawykonanie Koncertu na rożek angielski i orkiestrę rozpoczynałam z Stanisławem Skrowaczewskim rozmowy do książki Byłem w niebie,  która ukazała się rok później w PWM. Zaś opowieść o VII Symfonii Brucknera otwiera tę książkę, bo też ten właśnie utwór, który Stanisław Skrowaczewski usłyszał pierwszy raz gdy miał 7 lat spowodował jego wielką fascynację tym kompozytorem, fascynację trwająca do dziś.

Wczoraj muzykę poprzedziła poezja. Adam Zagajewski przeczytał swoje wiersze inspirowane muzyką Brucknera.