Krakowskie Forum Kultury miało świetny pomysł: odczytać na nowo Moniuszkę; zorganizować koncert, który odpowiedziałby na pytanie czy gdyby Moniuszko żył dzisiaj, pisałby pieśni czy piosenki? A jeśli piosenki, to jak by brzmiały? I tak 4 grudnia 2019 roku w małej hali Tauron Areny w Krakowie przybyło kilkaset osób by wysłuchać koncertu „Moniuszko na nowo”. Troje wokalistów: Kasia Moś, Dorota Miśkiewicz i Janusz Radek, Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod dyrekcją Rafała Jacka Delekty oraz zespół jazzowy w składzie: Paweł Tomaszewski – fortepian, Marek Podkowa – saksofon, Przemysław Hanaj – gitary, Andrzej Święs – bas, Paweł Dobrowolski – perkusja, zabrało widzów w podróż w czasie, z Moniuszką.
Prowadzący koncert – Alina Kamińska jako dziennikarka i Marcin Marcel Wiercichowski jako Stach kompozytor, prawnuk słynnego Stanisława – pokazywali się publiczności na ekranie ze studia "telewizjaarena24" zapowiadając poszczególne sety. Tak sety, bo niczym w muzyce jazzowej w utworach pojawiały się improwizowane solówki instrumentalne. Nie brakowało też jazzowym zwyczajem braw w trakcie utworów. Zabrzmiały takie pieśni jak m.in.: „Prząśniczka” (sł. Jan Czeczot), „Chochlik” (sł. Antoni Edward Odyniec), „Znasz-li ten kraj” (sł. Johann Wolfgang Goethe, tł. Adam Mickiewicz), „Dziad i baba” (sł. Józef Ignacy Kraszewski), którą usłyszeliśmy jeszcze po raz drugi na bis czy „Niepewność”. Ta ostatnia pieśń to słynny wiersz Mickiewicza (Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę/ Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę), który wszyscy doskonale znamy ale nie w wersji Moniuszki lecz jako piosenkę Jana Kantego Pawluśkiewicza spopularyzowaną przez Marka Grechutę (i ten utwór też przypomnieli nam muzycy). Nie zabrakło także wspólnego śpiewania. Wykonaliśmy wszyscy razem „Pieśń wieczorną” (sł. Władysław Syrokomla), no może trochę niemrawo i niezbyt równo, ale przecież wiemy, że śpiewanie nie jest naszą – w znaczeniu polską – mocną stroną.
Wieczór otworzyła całkiem klasycznie wykonana Uwertura do opery „Paria”, a zakończył też w klasycznym brzmieniu najsłynniejszy utwór – mazur z „Halki”. Ale najbardziej fascynująca dla mnie była interpretacja Janusza Radka arii Skołuby „Ten zegar stary” z opery „Straszny dwór”. Jestem pełna podziwu jak inaczej można było zaśpiewać coś, co wszyscy mamy w uszach i że wydaje nam się niemożliwe, aby z utworu wyciągnąć inne sensy i inne emocje. I tu ukłon w stronę aranżera. W przypadku tego koncertu było ich trzech: przede wszystkim Paweł Tomaszewski oraz Mateusz Moś i Mateusz Kołakowski. I to im należą się ogromne brawa. Ich wiedza i talent sprawiły, że uwierzyliśmy iż Moniuszko nadaje się na kompozytora współczesnych hitów.
Już zdążyliśmy się przyzwyczaić, że muzyka Moniuszki rozbrzmiewa wokół nas. Okazja ku temu jest wszystkim doskonale znana: w maju minęło 200 lat od urodzin kompozytora. Świętujemy więc hucznie przez cały rok. Na Moniuszkę przyszedł teraz czas. Kompozytor długo czekał zamknięty na klucz, ale wreszcie po wielu latach zapomnienia wyciągnęliśmy go z kufra historii polskiej muzyki i… jest. W większości jest pomięty, zaniedbany, zakurzony, podstarzały, staroświecki, ale i częściowo już odczyszczony na nowo. Czasem z doklejoną fryzurą i podkolorowanymi policzkami, ale jest.
To czyszczenie Moniuszki najbardziej cieszy, bo to pokazuje, że jego muzyka jest żywa, inspiruje następnych. Nie ma chyba nic gorszego dla kompozytora niż bezpieczne spoczywanie w archiwach. Niechby następni twórcy chociaż gryźli, niechby chociaż szarpali, przerabiali, wycinali, dopisywali, przekomponowali byle czuć, że się jest jeszcze żywym. Bo zalegająca w archiwach muzyka jest skazana na konanie w ciszy. A wraz z nią jej twórca.
Koncert „Moniuszko na nowo” przyniósł wiele radości. Ale też pokazał, że Moniuszko mógłby pisać współczesne przeboje, i że z muzyką tego twórcy można się dobrze bawić. Ta zabawa dotyczyła nie tylko wykonawców, ale także publiczności. Wniosek jest jeden: Moniuszko da się lubić. Pamiętajmy o tym także wtedy gdy skończy się już to moniuszkowskie szaleństwo.