Majgull Axelsson
„Ja nie jestem Miriam”
Przekład Halina Thylwe
WAB 2015

A przecież książka pt. „Ja nie jestem Miriam” w dużej części rozgrywa się ponad siedemdziesiąt lat temu. To wtedy główna bohaterka  opowieści zmienia imię, tożsamość, życiorys. Z Maliki przekształca się w Miriam. W piekle obozu koncentracyjnego mała dziewczynka po utracie całej rodziny dochodzi do wniosku, że bezpieczniej będzie zostać żydowską niż cygańską sierotą. Bo to Cyganie mieli w Auschwitz najtrudniej, to oni okazali się też najbardziej hardzi, to ich naziści przeznaczali bez wyjątku na unicestwienie.
Malice, już noszącej imię Miriam, udało się ocalić życie. Ale musiała zapomnieć o swoim pochodzeniu, języku, religii, o romskim domu w Berlinie i o  Didi,  ofierze eksperymentów Mengele,  małym braciszku którego nie udało się jej ocalić.
Jej drogę do szwedzkiego miasteczka opisuje z bolesnymi i tragicznymi szczegółami Majgull Axelsson. Jak opowiada, Miriam powstała dopiero w którymś momencie tworzenia opowieści. Początkiem, iskrą zapalną, było dotarcie do niepopularnych informacji o wydarzeniach, jakie miały miejsce w szwedzkim Jonkoping w 1948 roku. Trzy lata po wojnie w miejscowości znanej z tego, że zamieszkiwali ja przede wszystkim głęboko wierzący ludzie, należący do różnych kościołów, wybuchły zamieszki związane z przebywającymi tu „tattare”. Tak nazywali  Szwedzi  ciemnowłosych, ciemnoskórych obcych, często byli to właśnie Romowie. Jak to możliwe, że zaledwie kilka lat po zagładzie, w spokojnym kraju, który nie doświadczył wojny, obudziły się demony? To pytanie było na początku całej historii – opowiada autorka.
Ale z historii Miram dowiadujemy się też o pięknych i ważnych momentach w wojennej historii Szwecji. To przypomnienie o białych autobusach wysłanych do obozów koncentracyjnych przez szwedzki czerwony krzyż dzięki negocjacjom prowadzonym z sukcesem przez szwedzkiego dyplomatę Folke Bernadotte. Z obozów do Szwecji trafiło 15 tysięcy osób, głownie kobiet i dzieci. Wiele z nich pozostało w nowej ojczyźnie. Im również poświęca Majgull Axelsson część swojej opowieści.


Pojechałam z moim mężem do Krakowa i byłam też w Auschwitz. Zwiedziliśmy cały obóz, poszłam też do miejsca, które kiedyś było obozem cygańskim. Ale najważniejsza była dla mnie znakomita księgarnia na terenie muzeum . Znalazłam w niej masę nieocenionych materiałów, dokumentów, o tym co stało się w tym strasznym miejscu. Posłużyły mi przy pisaniu. Bardzo jestem za to wdzięczna.
Ale w książce jest więcej polskich śladów. Na przykład małe szwedzkie Arneby, do którego przybyły więźniarki z obozów koncentracyjnych. Mieszkańcy bardzo dobrze je przyjęli. Moje ostatnie spotkanie autorskie wokół tej książki odbędzie się właśnie w Arneby. Te dziewczyny i ludzie, którzy stworzyli dla nich nowe domy,  już nie żyją, ale mieszkają  tam ich dzieci. A o więźniarkach, które przybyły do nich po wojnie,  tradycyjne mówią ciągle  - Polki...

A skąd tytuł? Zdanie „Ja nie jestem Miriam” pada od razu na początku. Miriam wypowiada je w dniu swoich osiemdziesiątych piątych urodzin, dopiero wtedy ma odwagę opowiedzieć wnuczce, kim była naprawdę.
To bardzo ważna książka. I skrajnie bolesna. Tym bardziej trzeba ją przeczytać.