... Z pewnością jednak prawdziwa jest opinia o przewadze Niemców w dziedzinie broni pancernej. Jedna dywizja pancerna Wehrmachtu miała dwa razy więcej czołgów lekkich i średnich, niż całe Wojsko Polskie - czołgów 7TP. Podstawą naszego uzbrojenia pancernego były tankietki. To rodzaj czołgów bezwieżowych, który w zasadzie był przestarzały już na długo przed wojną. Jako że tankietek TK i TKS mieliśmy ponad 300 sztuk - z konieczności stanowiły podstawę tego, co miało udawać nasze siły pancerne. Większość tych wyrobów czołgopodobnych przeznaczano do zadań rozpoznawczych, zdając sobie sprawę, że uzbrojone w jeden karabin maszynowy pojazdy nie mogą podejmować walki z niczym więcej jak tylko samochodem pancernym lub piechotą. Jednak niewielka część, około 15%, tankietek była uzbrojona w działko 20-milimetrowe. To dawało pewną szansę... 

Taką właśnie tankietką jeździł, w składzie 71. Dywizjonu Pancernego, Armii "Poznań" - plut. pchor. Edmund Roman Orlik - jego kariera łowcy czołgów rozpoczęła się dość późno, bo 14 września, w końcowej fazie bitwy nad Bzurą. Właśnie 14 września pod Brochowem, niedaleko Sochaczewa ofiarą Orlika padły dwa niemieckie czołgi. Nie ma jednak szczegółów tego starcia. Cztery dni później rozprawił się z trzema kolejnymi "panzerami", z których dwa to były eks-czechosłowackie PzKpfw 35(t), a trzeci, ten najgroźniejszy, to był niemiecki Pz IV z działem 75 milimetrów. 

Aby uzmysłowić państwu z czym Orlik się spotkał powiemy tylko, że sam musiał podejść do Niemców na mniej niż 200 metrów, aby myśleć o skutecznym strzale, zaś Niemcy mogli przebić na wylot polski czołg już z kilometra. Naszym trochę pomogły małe rozmiary "karaluchów" jak je niemieccy czołgiści nazywali. Trudno je było trafić - za to Polacy precyzyjnie trafiając, w najsłabszy punkt - pod wieżę, unieruchomili najgroźniejszego przeciwnika, a po chwili dwa kolejne, do ostatniego z nich strzelali już z 60 metrów. Gdyby Niemcy trafili ich choć raz - z tej odległości nie byłoby co zbierać.

Następnego dnia pod Sierakowem, w jednej walce, pchor. Roman Orlik zniszczył aż 7 czołgów przeciwnika - znów walcząc na śmiertelnym dla siebie dystansie 300 metrów.. Później uczestniczył jeszcze w obronie Warszawy. Wojnę przeżył, zamieszkał w Opolu i tam zmarł w 1982 roku.

 

 

Andrzej Kukuczka