Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Joanną Hańderek, filozofką z UJ

 

Czy panią coś porwało w Światowych Dniach Młodzieży?

Dla mnie to, co się działo w ostatnich dniach, ma dwa aspekty. Z jednej strony przekaz płynący ze słów papieża, który wyraźnie pokazywał drogę otwartości i dialogu. Franciszek już wcześniej angażował się w problemy migracji, podkreślając, że pomoc migrantom jest priorytetem. Również w Krakowie kilka razy zostało to poruszone. Dla mnie to ważny aspekt tej wizyty. Pokazuje, że źródłowo, nawet szerszej, nie tylko w chrześcijańskiej etyce, ta relacja z drugim człowiekiem jest podstawowa, niezależnie od tego, kim ten człowiek jest, zwłaszcza w stosunku do ludzi potrzebujących. Migranci to są ludzie, którzy potrzebują wsparcia, są straumatyzowani, ponieważ uciekli przed wojną. Potrzebują wsparcia fizycznego i psychicznego. Daje się tu wyczuć rys ekumeniczny tej wizyty. To jest pierwszy aspekt, który mi się maluje. Drugi aspekt jest negatywny. Wiąże się z dysonansem między postawą papieża a postawą polskiego kleru, choćby kard. Dziwisza, który otwierając Światowe Dni, wskazywał na ścieżkę zamkniętą, choćby w słowach otwarcia mówił, że trzeba się przeciwstawić złu płynącemu choćby z innych wiar czy ateizmu. To było niepotrzebne i zrodziło dystans.

Te głosy było już słychać wcześniej. Czy pani zdaniem możemy powiedzieć, że mamy dwa Kościoły? Pierwszy, opowiadający się za unią tronu i ołtarza, i ten drugi, którego przedstawicielem jest papież Franciszek?

Wydaje mi się, że to było widać od samego początku. Już sam sposób podróżowania. Papież jechał tramwajem albo golfem, a dygnitarze rządowi i kościelni limuzynami. To aż krzyczy. Oczywiście można powiedzieć, że to są maleńkie, nieważne symbole, ale rzeczywistość kulturowa jest bardzo symboliczna, więc to dużo mówi. Z drugiej strony ten rozdział dwóch Kościołów jest o tyle niebezpieczny, że może zagłuszyć przekaz samego Franciszka. Wydarzyło się dużo dobrego przez te kilka dni, ale żeby ta fala dobrego się utrzymała, potrzebne jest wsparcie ideowe i infrastrukturalne. Obawiam się, że po stronie polskiej może tego zabraknąć.

Skoro wspomina Pani o symbolach, które dostrzegaliśmy w czasie wizyty papieża, to pytanie o to, gdzie jesteśmy, skoro nasz zachwyt budzi skromność Franciszka, jego proste słowa, doskonały kontakt z młodymi ludźmi, niewielki samochód?

Dobre pytanie, na które musimy sobie wszyscy odpowiedzieć. Proszę zwrócić uwagę, że polska caly czas była w polityce z jednej strony homogeniczności - opowieści o jedności narodu, który jest biały, jednoetniczny, jednowyznaniowy i strachu przed wielokulturowością. Pojawienie się pielgrzymów z całego świata pokazało nam wielokulturowość jako rzecz nieprzerażającą, wręcz ciekawą, wesołą i życzliwą. Jest więc szansa na przełamanie stereotypu. Pytanie, czy to się uda. Stąd waga symboli i konieczność wprowadzenia ich w codzienny dyskurs. Świat stoi przez ogromnymi zmianami, co pokazują wypadki ostatnich lat i miesięcy. Musimy zachować elastyczność - nauczyć się dyskutować z wypadkami, które nadchodzą. Ciekawy jest przypadek Francji, która jest teraz targana bardzo dużymi problemami, atakami terrorystycznymi. Z drugiej strony mamy tłumy francuskich pielgrzymów - bardzo optymistycznych, dumnie manifestujących swoją obecność.

Na ile to, co zobaczyliśmy w czasie ŚDM odpowiada na lęki, które niesie współczesna cywilizacja?

Boję się, że ta piękna odpowiedź - możemy być razem, może być nieprawdziwa. Ten wieloetniczny tłum, ktory do nas przybył, to są na razie tylko katolicy. Łączy ich jedno wyznanie.

Papież celebrował na Jasnej Górze rocznicę chrztu Polski, mówiąc, że Polskę ukształtował katolicyzm. Dla mnie to wypowiedź dwuznaczna, bo w naszej kulturze zawdzięczamy też bardzo wiele Żydom. Oni także czuli się Polakami. Polska ma również duże tradycje wielokulturowe, mieliśmy przecież w historii spore grupy muzułmanów. W czasie tych dni coś się zaczęło, wyraźnie, ale brak mi tutaj podkreślenia, że multikuturowość to jest też różnorodność religijna.

Jaką ofertę składa Franciszek młodym ludziom? Nawiązuję tu do słów o przedwczesnych emerytach.

Brzmi bardzo pięknie, bo zachowanie do końca życia mobilności, chęci poznawczej i działania jest rzeczywiście fundamentalne. Ale także w tych słowach jest pewna dwuznaczność i połowiczność. Radość, radością. Energia, energią. Ważne oczywiście, żeby się nie poddawać. Ale trzeba popatrzeć szerzej. To jest problem ekonomiczny i polityczny. Młodzi ludzie na starcie są niemalże na przegranej pozycji: umowy śmieciowe, brak stałego zatrudnienia, budowania stabilności. To może być dołujące. Wielu studentów odczuwa wielką presję, obserwuję to na co dzień i porównuję z moimi czasami. Studenci są dzisiaj stale stawiani pod ścianą. Borykają się z problemami kojarzącymi się z wiekiem dojrzałym. Nie dziwię się, że może pojawić się u nich pewne zniechęcenie. Piękne, energetyczne słowa, ale same nie zmienią niczego.