Zapis rozmowy Jacka Bańki z politologiem i prawnikiem z UJ, dr Jackiem Sokołowskim.

 

PiS wygrywa wybory parlamentarne, ale euforii nie ma. Cały czas mówimy o wynikach sondażowych, cząstkowych. Skąd brało się oczekiwane 45-48%?

- Nie wiem. Chyba z tego, że zawsze mało. Jest wiara w swoje możliwości. To stały element sprawowania rządów. Żarty na bok. Nie wiem czy PiS jest rozczarowane. Poznamy to po ruchach wewnątrz partii. Ten wynik powinien być dla nich powodem do satysfakcji. Pewnie marzenia były o konstytucyjnej większości. Czy były realne? Trudno powiedzieć. Ten wynik jest lepszy niż pokazywały late polls.

 

Znamy wyniki wyborów w ponad 70%. Obecnie to 45% dla PiS.

- Czyli nie 49%. Nie jestem na bieżąco. 45% to bezwzględna większość, samodzielne rządy. To sukces. Jeśli dane o frekwencji są aktualne… Jest ponad 61% frekwencji?

 

Tak.

- To gamechanger. To rekord. Jeśli to się utrzyma, to zjawisko spowoduje meblowanie polskiej sceny politycznej w najbliższej dekadzie. Jeżeli ponad 60% uprawnionych wzięło udział w wyborach, znaczy, że mamy 18 milionów głosujących. To 3 miliony więcej głosów niż przeciętnie. Te głosy tak zostały teraz zagospodarowane, że większość wyborców zwiększających frekwencję połknął PiS. Czy PiS ich utrzyma? Z tych 18 milionów głosów w urnach, PiS zdobył blisko 9 milionów. Zwykle wystarczało około 5 milionów, żeby wygrać wybory.

 

Jak słuchaliśmy wczoraj - po ogłoszeniu sondażowych wyników – prezesa Kaczyńskiego to usłyszeliśmy, że politycy muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mimo transferów socjalnych, poparcie nie jest wyższe. Gdzie politycy Prawicy powinni szukać tej odpowiedzi?

- Nie wiem. Ja kwestionuję taki punkt widzenia. Partia, która drugi raz z rzędu ma większość bezwzględną ma patrzeć na siebie krytycznym okiem? Mogą być z siebie zadowoleni. Niezależnie od sympatii politycznych, wynik wyborów może być umiarkowanym powodem do zadowolenia wielu wyborców. Może poza wyborcami PO.

 

Biorąc pod uwagę partie opozycyjne, traci przede wszystkim Koalicja Obywatelska.

- Tak. Mamy powtórzenie tego, co się stało z SLD. PO jest na równi pochyłej. Platforma nie była w stanie się odbić. Oni są uwiązani do 3 milionów głosów. Nie udało się PO nikogo pozyskać. To partia zamknięta w pułapce elektoratu. To 3 miliony. Przy mobilizacji PiS jest to wynik, który niczego nie daje. PO jest skazana na zagładę. Ciekawie wygląda sytuacja we wszystkich innych miejscach. Po tych wyborach i w świetle danych frekwencyjnych, mamy dwa scenariusze. Albo czeka nas długi okres hegemonii PiS, albo w razie kryzysu zewnętrznego w PiS może dojść do pęknięć. Te 9 milionów głosów może być różnie podzielone między innymi frakcjami.

 

Lewica – 12%. To proste zsumowanie poparcia dla tych ugrupowań, czy punkt za zjednoczenie?

- Chyba punkcik za zjednoczenie. Żadne z tych ugrupowań… To trzy różne byty, różni ludzie. Jest partia weteranów PZPR, Robert Biedroń i do tego Razem z przeintelektualizowanymi, przemądrzałymi diagnozami. To zaskakujący zlepek, który pozwolił ogarnąć szerokie spektrum wyborców, którym serce bije po lewej stornie. Każdy coś innego przez lewicowość rozumie i mógł wybierać. Jeśli lewicowość to prawa gejów, jest Biedroń. Jest stare, dobre SLD. Kawiarniani lewicowcy z młodego pokolenia mieli Razem.

 

Lewica w Sejmie to konkurencja dla obozu władzy, biorąc pod uwagę program społeczny i niewygodne tematy, jak prawo aborcyjne?

- Lewica, z której ja się nieładnie podśmiechuję, będzie konkurentem dla gasnącej PO. Lewica zaistniała. To triumf SLD-owskiej kadry, która sama siebie wskrzesiła. Jest mechanizm zaistnienia, coś się rozwija. To przyciąga ludzi rozczarowanych stagnacją PO. Oni mają szansę zassać elektorat PO, przekształcając go. Oni mają to, czego PO nie stworzyła. Oni są anty-PiSem, który nie deklaruje, że ma być jak było. To zniuansowana siła opozycyjna. SLD-owskie kadry polityczne są dobre w grach parlamentarnych. To będzie ciekawy przeciwnik dla Jarosława Kaczyńskiego.

 

PSL – bardzo dobry wynik. To zasługa także polityków Kukiz’15, czy szefa Ludowców?

- Zasługa tego, że PSL pod władzą Kosiniaka-Kamysza przesunął się z opóźnieniem, ale w kierunku zagospodarowania czegoś, czego nikomu się nie udało. To mityczna czwarta ćwiartka. Jak się dzieli wyborców na dwóch osiach to na jednej jest światopogląd, na drugiej stosunek do rynku. W prostokącie, który powstaje między osiami „liberalizm rynkowy” i „konserwatyzm światopoglądowy” nigdy nic w Polsce nie było. Z wielu powodów. Różni politycy próbowali zagospodarować tę ćwiartkę, zawsze odkrywali, że tam nic nie ma, nikt nie chce na nich głosować. Ostatni był Jarosław Gowin. Wiemy jak mu się to udało. PSL przesuwa się. Ta ćwiartka zaistniała dzięki przemianom, które zachodzą na polskiej wsi po wejściu do UE. Polska wieś przestaje być wsią chłopów, staje się wsią małych przedsiębiorców. To klasyczny, chadecki elektorat. Oni idą w niedzielę idą do kościoła, ale mają interes w niskich podatkach. Kosiniak-Kamysz to dostrzegł. To inteligentny człowiek. On miał jednak problem z popchnięciem elektoratu przyzwyczajonego do rytuału Witosa. Nie ma już takich chłopów na polskiej wsi. Udało mu się złożyć ofertę konserwatywnym, drobnym przedsiębiorcom na wsi.

 

Konfederacja w Sejmie. To konkurencja po prawej stornie dla obozu władzy.

- Mamy Jobbik wreszcie. Patrzmy na Węgry. To coś na kształt Jobbiku. To potencjał. Zobaczymy, czy uda się to posklejać.