Zapis rozmowy Sławomira Wrony z posłem Konfederacji, Ryszardem Wilkiem.

Rzutem na taśmę Konfederacja zarejestrowała swój komitet wyborczy do wyborów samorządowych w Nowym Sączu. Kto będzie kandydatem Konfederacji na prezydenta Nowego Sącza?

- Nie rzutem na taśmę. Mieliśmy jeszcze 5 minut zanim Krajowe Biuro Wyborcze się zamknie. To dużo czasu. Jak chodzi o kandydata na prezydenta, na razie go nie ujawniamy. On będzie. Ujawnimy go pewnie w tym tygodniu.

To będzie własny kandydat, czy kandydat z waszym poparciem?

- Muszę potrzymać słuchaczy w niepewności. Końcem tygodnia przedstawimy kandydata.

Pojawiła się informacja, że rozważacie poparcie dla byłej kandydatki na prezydenta z ostatnich wyborów, Małgorzaty Belskiej. Ona nie weszła do II tury i poparła obecnego prezydenta Ludomira Handzla. Dostała potem funkcję w ratuszu. Teraz jest informacja, że znowu zamierza startować. To zupełna nieprawda?

- Rozmawiamy z różnymi środowiskami. Obstawiamy swoją listę. Chcemy budować swoją listę. Jakby ktoś by się zgodził wystartować z naszych list, a nie żebyśmy my ich poparli, trwają takie rozmowy.

Z Małgorzatą Belską też?

- Z różnymi ludźmi.

Czyli Małgorzatą Belską też.

- Też.

Jak wynika z sondażu IBRIS dla Rzeczpospolitej, 77% Polaków popiera rolników protestujących przeciwko Zielonemu Ładowi, polityce klimatycznej UE i otwarciu unijnego rynku na produkty z Ukrainy. Z protestującymi nie zgadza się 11% badanych. W jaki sposób oczekiwania protestujących mogą zostać spełnione? Jak powinny zareagować polskie władze na te oczekiwania?

- Prosto. Trzeba przymknąć granice na niekontrolowany napływ płodów rolnych z Ukrainy.

Kontrolować uważniej co wpływa, czy w ogóle zablokować?

- Były próby kontroli, skończyły się fiaskiem i wydatkami. Najrozsądniejsze jest zamknięcie granicy na napływ tych produktów. Wiele osób ma mylne postrzeganie tego, że rolnicy obsiali pola, mają wojnę i musimy im pomóc. To nie jest prawda. Trzech największych agrarnych producentów na terenie Ukrainy to zachodnie koncerny. Nie jest tak, że pomagamy Ukrainie, ale zachodnim koncernom. Sytuacja jest groźna. Patrząc na ceny naszych płodów w skupach, to prosta droga, żeby rolników, którzy uprawiają tylko rośliny, żeby oni będą musieli się spakować. Nie mogę konkurować z rolnictwem ukraińskim.

Wie pan, że to nie jest tylko decyzja rządu polskiego. To decyzja unijna.

- Tak. Trzeba zwrócić uwagę, że sytuacja miała początek w maju 2022 roku. Wtedy wszystkie partie w Komisji Europejskiej się zgodziły na to, żeby granicę otworzyć. My alarmowaliśmy, że to nie będzie dobry pomysł. Nie znamy szczegółów, skali zjawiska. Rząd mówił tylko o tranzycie, nazwano to zbożem technicznym. Większość towaru została w Polsce, pewnie teraz jest na stołach Polaków.

Wasz głos wybrzmiał w kampanii. Co jednak teraz można zrobić?

- Zamknąć granice. My widzimy, że to jest na szkodę naszych rolników. To strategiczna część naszej gospodarki. Nie można mówić, jak poprzedni i ten rząd, że nie możemy zamknąć granicy, bo UE nam nie pozwoli. My nadal jesteśmy suwerennym państwem, skoro poświęcamy swoje rolnictwo pod dyktando UE.

Za nami weekend protestów. Byli rolnicy, potem wolni Polacy. Rozglądam się za aktywnością Konfederacji i widzę, że zamknęliście się nieco w gabinetach, ewentualnie komentujecie rzeczywistość na konferencjach prasowych, albo we wpisach w mediach społecznościowych. Co się stało?

- To nie jest prawda.

Czasem gasicie też świece chanukowe w Sejmie.

- To też, ale jak chodzi o strajki, jeden z naszych kolegów w Nowym Sączu organizował strajk. Nasi posłowie są na przejściach granicznych i wspierają rolników. Protest nie zaczął się wczoraj. Przewoźnicy zaczęli protest kilka miesięcy temu, rolnicy do nich częściowo dołączali. U nas może tego nie widać, bo nas jest 18 posłów. Musimy być w Warszawie, biurach i wspierać rolników. Doby brakuje.

Konfederacja wspiera protestujących rolników?

- W 100%.

Trzyma się pan z daleka od akcji „tak dla CPK”, czy popiera pan to?

- Patrząc z perspektywy strategicznej i geograficznej, projekt wydaje się sensowny. Polacy by nie musieli jechać do Hamburga czy Berlina, żeby lecieć na wakacje. Jak to jednak będzie zrealizowane? Nie mówię, żeby tego nie robić, ale widzieliśmy milion mieszkań, samochody Izera. Źle się to kończy.

Droga wybrana przez koalicję rządzącą: audyt, sprawdzenie finansowania i przyglądnięcie się koncepcjom, to dobre podejście?

- Wydaje się, że słuszna droga, ale słychać pomrukiwania, że oni się wycofają. To złe podejście.

Jeśli chodzi o atom, jest niepokojąca dla wielu zapowiedź. Słyszymy, że o rok może się opóźnić przygotowanie budowy elektrowni jądrowej. Poinformował o tym wiceminister klimatu Miłosz Motyka. Dodał jednak, że termin oddania pierwszego bloku w 2033 roku jest nadal aktualny. Jest pan spokojny, że atom do 2033 roku powstanie?

- Różnie może być. Pierwsze sygnały były takie, że wojewoda pomorski zaczął kręcić nosem na lokalizację. Ona chyba tam zostaje. Problem jest taki, że kontynuujemy wygaszanie elektrowni. Mówię o Bełchatowie. Ostatnio miałem dyskusję w Polsat News z politykiem z PO. Zwróciłem uwagę, że oni zgodzili się za dopłatami z UE wygasić Bełchatów, który za dwa lata ma zmniejszyć produkcję o 50%. To fundament polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Jak nie będzie gotowej elektrowni atomowej, a będziemy wygaszać nasze górnictwo, będzie katastrofa.

Pierwszy blok o mocy 380 megawatów w Bełchatowie ma być wyłączony do grudnia 2030 roku.

- To była pierwsza koncepcja. Nadejdzie to szybciej. Koalicja ostatnio się chwaliła, że dostajemy za to 1 miliard 600 milionów, żeby to była sprawiedliwa transformacja. Ludziom tam pracującym zamkną usta dopłatami, żeby nie wszczynali larum, że elektrownia będzie wygaszana w tak szybkim tempie.

Skąd weźmiemy prąd w 2033 roku?

- Rząd się upiera na zieloną transformację. Będziemy musieli się przesiąść na samochody elektryczne. My protestujemy przeciwko temu. Jak zwiększymy zapotrzebowanie krajowe na prąd elektryczny, będzie go potrzeba więcej. Jak będziemy wygaszać elektrownie, będziemy musieli prąd importować z zagranicy. Po jakich stawkach? Na rynku lokalnym jest to drogie…

Spora odpowiedzialność spoczywa na barkach tych, którzy decydują o losie elektrowni atomowej w Polsce?

- Ogromna odpowiedzialność. Zwracam się do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, żeby zrewidował swoje podejście co do złoża Złoczew w Bełchatowie. To ratunek, żeby naszą energetykę – do momentu wybudowania elektrowni atomowej - utrzymać na taki poziomie, żeby ceny za rachunki się utrzymały na przyzwoitym poziomie. Generalny Inspektor nie zgadza się na eksploatację tego złoża. Koalicja rządząca nawet mówi, że tam jest zasobów na minimum 5 lat.

Po raz pierwszy pojawił się pan w Sejmie. Jak wrażenia? Jest pan rozczarowany, zachwycony, pełny wigoru, żeby zmieniać rzeczywistość?

- Zaskoczył mnie pan pytaniem. Widzę, że w Sejmie jest podział na młodszych i starszych polityków. W młodszych jest iskra nadziei, że będzie nowa jakość. Oni mają inne spojrzenie na świat. Jest szansa na zmianę. Pozytywy? Na tym się kończą.

Wśród młodych posłów i posłanek aż tak wielkiej roli nie odgrywają polityczne szyldy i podziały?

- Polityczne szyldy odgrywają tam wielką rolę. Każdy, kto śledzi obrady, wie, że 80% czasu w Sejmie to kłótnie między PiS i Koalicją. To martwi. Zamiast znaleźć rozwiązania, oni się nie zgodzą tego robić ponad podziałami.