Gmina Czchów uważa, że gmina Limanowa chce jej podrzucić swój problem i grozi sprawą w sądzie administracyjnym. Tymczasem Limanowa uzyskała już sądowy nakaz eksmisji, która może nastąpić w każdej chwili. Sami Romowie nie chcą się przeprowadzić do gminy Czchów, bo ta ich nie chce. O małopolskich konfliktach polsko-romskich z Anną Mirgą–Kruszelnicką, antropologiem, specjalizującą się w kwestiach kultury romskiej rozmawia Andrzej Kaczmarczyk.


 

Andrzej Kaczmarczyk: – Ten przypadek jest bardzo szczególny, ale w Małopolsce mamy co najmniej trzy ogniska zapalne. Limanowa, Maszkowice, Andrychów. Społeczność romska i polska żyją tam właściwie w stanie stałego konfliktu, który czasem tylko się tli, a czasem wybucha i tak od dziesięcioleci. Dlaczego Polacy i Romowie tak kompletnie się nie przenikają i są sobie obcy?

 

Anna Mirga: – Z jednej strony wspomniał pan o trzech konkretnych miejscach, gdzie rzeczywiście od wielu lat pojawiają się problemy na tle konfliktu etnicznego między Romami i nie-Romami. Ale to nie są takie same przykłady. Maszkowice to osada, a właściwie getto, oddzielone społecznie a także fizycznie od reszty wioski. Romowie żyją tam w specyficznych warunkach i tam problemów jest rzeczywiście bardzo dużo. Z drugiej strony wspomniał pan o Limanowej. O sprawie jednej rodziny, która według doniesień medialnych jest rodziną problematyczną. Proszę jednak pamiętać, że w Limanowej mieszka dużo więcej Romów i są to Romowie, którzy żyją spokojnie, którzy mają dobre stosunki z sąsiadami. Są zintegrowani i jest sporo małżeństw mieszanych, a także trochę studentów.

 

Andrzej Kaczmarczyk: – Tak, ale w Limanowej i tak co kilka miesięcy wybucha jakiś większy konflikt.

 

Anna Mirga: – Zdecydowanie.

 

Andrzej Kaczmarczyk: – Więc to nie jest problem tej jednej rodziny.

 

Anna Mirga: – Nie jest, ale przypomnę, że dwa miesiące temu na blokach zamieszkałych przez Romów pojawiły się napisy „Romowie do gazu", „Przygotujcie się na zagładę” z nazwiskami konkretnych mieszkańców. Świadczy to o tym, że rzeczywiście jest tam napięcie, wrogość, niechęć do Romów ze strony społeczeństwa większościowego. Polaków.

 

Andrzej Kaczmarczyk: – Pani jest w połowie Romką. Pani rodzina pochodzi też z romskiej osady w Małopolsce, podhalańskiej, o której media milczą, bo nie ma tam konfliktów. Dlaczego w jednych miejscach jest tak, a w innych podobnych inaczej?

 

Anna Mirga: –  Moja rodzina pochodzi z małej romskiej osady na Spiszu. Rzeczywiście nie ma tam takich konfliktów społecznych, sąsiedzkich, wzajemnych ataków i bójek pomiędzy Romami i nie-Romami. Czynników zróżnicowania tych miejsc jest wiele. Jest to kwestia edukacji, także szans, które zaoferowało Romom społeczeństwo większościowe.

 

Andrzej Kaczmarczyk: – To znaczy ?

 

Anna Mirga: – Tam istniało np. przedszkole romskie i idące do szkoły podstawowej dzieci romskie umiały już czytać i pisać i dobrze sobie w tej szkole radziły. Była konkretna pozytywna praktyka, która przełożyła się na lepsze szanse...

 

Andrzej Kaczmarczyk: - … ale dla Maszkowic były – już w wolnej Polsce – co najmniej chyba trzy duże projekty poprawy sytuacji socjalnej i cywilizacyjnej Romów. Pomoc dla Maszkowic to był cel,  a nawet oczko w głowie prof. Zolla, gdy był Rzecznikiem Praw Obywatelskich. I wszystkie te plany zakończyły się niepowodzeniem.

 

Anna Mirga: – Zgadzam się. Jest nawet więcej takich planów źle wydanych pieniędzy. Jeśli chodzi o tzw. programy romskie to nie chodzi o to, żeby te pieniądze zdobyć i wydać zgodnie z prawem. To wymaga silnej współpracy wielu partnerów. Oczywiście rodzin romskich, administracji lokalnej, ale także wyciągniętej dłoni społeczności większościowej. Tymczasem często te programy są nieprzemyślane. Jeśli chodzi o Maszkowice to mamy tam np. problem z dostępem do infrastruktury, bo osada jest oddalona...

 

Andrzej Kaczmarczyk: - … tak ale jak pani mówi o infrastrukturze, to ja często tamtędy przejeżdżałem jak próba zbudowania infrastruktury kończyła się tym, że owa infrastruktura była przez Romów rozbierana i sprzedawana jako złom.

 

Anna Mirga: – No to się zdarza, ale też wiemy, że proces asymilacji, czy raczej inkluzji jest bardzo złożony. Infrastruktura to jeden z elementów. Konieczna jest też integracja na rynku pracy. Tu akurat mamy przypadek chronicznej biedy i chronicznego braku edukacji i tego typu problemów powielanych pokoleniowo nie ze względów na kulturę Romów lecz ze względu na kulturę biedy. W takim przypadku szansa na zmianę w krótkim czasie są nikłe.

 

Andrzej Kaczmarczyk: – A może po prostu musimy się pogodzić z tym, że jak w każdej grupie etnicznej są grupy, które się asymilują, a są grupy, które mówią nie i może po prostu z takimi problemami jak w Maszkowicach będziemy musieli żyć?

 

Anna Mirga: -  Takie myślenie uważam za błędne. Nie powinniśmy mówić o asymilacji. Asymilacja to proces rozmywania się kultury, poddawania się kulturze większościowej. Tymczasem w Polsce Romowie są uznani za mniejszość narodową, w związku z tym prawo uznaje ich kulturę za coś cennego i podlegającego ochronie. Rząd ma obowiązek tę kulturę chronić, a nawet promować. Z drugiej strony w każdej społeczności istnieje duża różnorodność. Nawet w jednej osadzie romskiej znajdziemy rodziny, które stwarzają problemy i takie, które świetnie się odnajdują nie stwarzając nikomu problemu. Warto zadać sobie pytanie czemu mówimy o asymilacji, a nie o inkluzji? Czemu zawsze rozumiemy te problemy w kategoriach kulturowych?