Zapis rozmowy z wicepremierem i ministrem szkolnictwa wyższego, prezesem Porozumienia - Jarosławem Gowinem.

 

 

Mariusz Bartkowicz: Czy dla wszystkich starczy miejsce pod parasolem PiS? Tak możemy zobaczyć w tweecie marszałka Karczewskiego, który obrazowo przedstawia, że ów parasol ma ochronić wszystkich przed ideologią LGBT?

 

 

Jarosław Gowin: Orientacja seksualna jest prywatną sprawą każdej osoby. Nie należy z niej czynić tematów politycznych. A to niestety robi w tej chwili Koalicja Europejska i to w bardzo agresywnej w formie, zapowiadając indoktrynację nie tylko dzieci w szkołach, a nawet przedszkolach. Trudno byśmy w imię obrony wolności naszych dzieci, ale i w imię przywiązania do pewnych tradycyjnych norm i zdrowego rozsądku nie protestowali przeciwko takiej indoktrynacji.

 

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski mówi tak: „Obowiązkiem władz miasta jest stać przy tych, którzy są dyskryminowani. Obowiązkiem władz miasta jest edukacja. A w ducha Warszawy od zawsze wpisana jest różnorodność i tolerancja”. I on chce z tego dziedzictwa czerpać. Trudno z tym dyskutować.

 

Oczywiście. Zgadzam się w pełni z tymi słowami. Też jestem zwolennikiem tolerancji i pluralizmu. Pan prezydent Trzaskowski niestety pod tymi gładko brzmiącymi słowami kryje program agresywnej indoktrynacji. Jeśli ktoś na polskiej scenie politycznej jest rzecznikiem wolności światopoglądowej, to właśnie Zjednoczona Prawica.

 

Nie obawia się pan, że takie ostre stawienie sprawy wobec prezydenta Trzaskowskiego, który zresztą nie robi czegoś zaskakującego, tylko realizuje swój program, zapowiadał bowiem, że będzie chciał zaproponować mieszkańcom Warszawy taką deklarację LGBT+ - silnie polaryzuje scenę polityczną? A może właśnie o to chodzi?

 

Jeżeli o to chodzi politykom Koalicji Europejskiej, to Polacy muszą rozstrzygnąć, jakie tematy powinny przykuwać uwagę polskich polityków. Czy rzeczywiście powinniśmy toczyć wojny światopoglądowe? Dotyczące zresztą zagadnień dość marginalnych i grup, które są zdecydowanie mniejszościowe. Czy powinniśmy skupić na tych sprawach, które dotyczą wszystkich Polaków: na rozwoju gospodarki, na budowaniu odpowiedniej pozycji Polski w Unii Europejskiej. Nie zapominajmy przecież, że są to wybory europejskie. A o tym Koalicja, która używa w nazwie przymiotnika „europejska”, nawet nie nawiązuje. Zamiast tego próbuje importować do Polski ideologie bardzo skrajne. Rzadko zgadzam się z Romanem Giertychem, ale tym razem wykazał się dużą trzeźwością oceny, gdy napisał, że PO, czy szerzej Koalicja Europejska, w tym moim koledzy, których cenię, z PSL - stają się zakładnikami bardzo skrajnych i hałaśliwych środowisk.

 

Rafał Trzaskowski w dzisiejszym wywiadzie z „Rzeczpospolitą” przyznaje: „Cały czas jestem straszony śmiercią. Prawica nie wyciągnęła żadnych wniosków z tego, co wydarzyło się w Gdańsku. Zamiast obniżenie temperatury sporu, trwa nakręcanie agresji”.

 

To jest nie tylko demagogia. To dosyć brzydkie granie tragedią, która wydarzyła się w Gdańsku. Tamten mord nie miał żadnego podłoża politycznego. Wiemy to dzisiaj, że było to dzieło osoby niezrównoważonej psychicznie. Jeżeli pan Trzaskowski pada ofiarą tego typu pogróżek, to mogę powiedzieć, że dotyczy to każdego z nas, polityków Zjednoczonej Prawicy. Natomiast oczywiste jest, że takie pogróżki nie mają nic wspólnego z rzeczywistym kształtem debaty politycznej. Mówię tu o pogróżkach pod adresem prezydenta Trzaskowskiego, ale też pod adresem moim i wielu polityków obozu rządowego.

 

Przypomina pan politykom Koalicji Europejskiej, że najbliższe wybory są do Parlamentu Europejskiego. Ale czy nie wszystkim stronom sceny politycznej należałoby to przypomnieć? PiS, Zjednoczona Prawica na konwencji 23 lutego mówiła o nowych propozycjach socjalnych, na ostatniej konwencji w Rzeszowie mówiła głównie o polityce społecznej i rodzinie atakowanej ideologią LGBT. Deklaracja Europejska, którą PiS zaprezentowało, pozostaje gdzieś w cieniu.

 

Chcę przypomnieć, że w styczniu odbyła się konwencja Porozumienia, tutaj w Krakowie. Tam ustami pani minister Emilewicz, pana marszałka Adama Bielana przedstawiliśmy obszerny plan i pogram działania polskiego rządu i polskiej reprezentacji w parlamencie europejskim. Wspomina pan o deklaracji europejskiej przyjętej przez PiS w sobotę. To zestaw wartości i bardzo konkretnych postulatów. Nie ukrywam, że – choć nie będę kandydował - wkrótce zamierzam zabrać głos. Wraz z minister Emilewicz przedstawimy naszą odpowiedź na popularny na całym kontynencie list prezydenta Macrona. Naszym zdaniem jest tam taka wizja Europy, pod którą nam Polakom trudno byłoby się podpisać.

 

A pod jaką wizją mieliby podpisywać się Wasi wyborcy? Pod koniec maja pójdziemy głosować, wybierać europarlamentarzystów, ale chcemy zainteresować wyborców tymi wyborami przez pryzmat spraw ściśle lokalnych, polskich.

 

Trochę tak jest w każdym z krajów unijnych. Polska i każde pozostałe państwo członkowskie do parlamentu europejskiego wysyła swoich przedstawicieli by zajmować się nie tylko sprawami, które dotyczą wszystkich krajów członkowskich, ale by reprezentowali i profesjonalnie dbali o interesy własnej ojczyzny. Taki eurorealistyczny program przedstawia Zjednoczona Prawica. Opowiadamy się za tradycyjnym modelem integracji, czyli Unia jako Europa Ojczyzn, a nie jako jedno superpaństwo. Uważamy, że zdecydowanie trzeba powstrzymać zakusy biurokracji brukselskiej, by coraz głębiej ingerować w sprawy państw członkowskich. Uważamy też, że wielką wartością procesu integracji, która też jest sam w sobie wartością, jest wspólny wolny rynek. Wspólny rynek przy zachowaniu szacunku odmienności tradycji poszczególnych krajów.

 

Czy obawia się pan, że protest nauczycieli 8 kwietnia sparaliżuje oświatę i do tego czasu nie uda się związkowcom i stronie rządowej dojść do porozumienia?

 

Po pierwsze będziemy rozmawiać. Ja sam jestem zawsze zwolennikiem dialogu. Jeśli chodzi o głęboką reformę, którą realizuję w obszarze nauki i szkolnictwa wyższego - tutaj ta reforma powstała właśnie w ramach takiego dialogu i dzięki temu jest realizowana w zasadzie bezkonfliktowo i bezkolizyjnie. Ze środowiskiem nauczycielskim też będziemy rozmawiać. Gdyby się okazało, że do porozumienia nie dojdzie, wtedy rząd weźmie na siebie odpowiedzialność bezpieczne przeprowadzenie egzaminów w gimnazjach a potem matur.

 

Czy to sygnał: nauczyciele, nie liczcie na to, by wasze postulaty płacowe zostały zrealizowane?

 

Nie chcę nic mówić na temat postulatów płacowych. Nie jestem ministrem edukacji. Nie jestem upoważniony do wypowiadania się w imieniu całego rządu. Mogę mówić o postulatach, które nasz rząd realizuje w odniesieniu do środowiska akademickiego, nawiasem mówiąc – bardzo spauperyzowanego. Nawet po 7% podwyżkach, które będą wypłacane wstecz od stycznia, pracownicy akademiccy nadal będą zarabiać bardzo mało. Natomiast jeżeli chodzi o protesty nauczycieli. Szanuję rację środowiska nauczycielskiego, ale od tego jest państwo i rząd, by bezpiecznie przeprowadzić takie szczególne wydarzenie w życiu każdego młodego człowieka jak matura.

 

Poprosi pan nauczycieli akademickich, by zamiast protestujących nauczycieli przeprowadzili egzaminy maturalne, gimnazjalne w szkołach?

 

Nie, nie. To nie wchodzi w grę. Byłoby to jakaś forma przeciwstawiania sobie dwóch grup zawodowych. Jeszcze raz podkreślam: rząd musi brać odpowiedzialność za ład i porządek w państwie. Matury czy egzaminy gimnazjalne są zbyt ważnym wydarzeniem nie tylko dla samych uczniów ale i ich rodzin, a w przypadku matur w konsekwencji także dla uczelni. Gdyby matury się nie odbyły, to nagle jeden rocznik studentów nie pojawiłby się w murach uczelni. Nie wyobrażam sobie, by rząd nie stanął na wysokości zadania. To nasz święty obowiązek.

 

23 lutego, kiedy PiS zaprezentowało tzw. „piątkę”, pan powiedział na spotkaniu z przedsiębiorcami w Muszynie: w roku wyborczym przedsiębiorcy muszą uważnie trzymać się za portfel, gdy zbliżają się do nich politycy i to politycy wszystkich partii. Apel pozostaje aktualny? Czy jest pan jednak spokojny o budżet i przedsiębiorców, gdy okazało się, że nie będzie potrzebna nowelizacja, by te wszystkie dodatki sfinansować?

 

Moje słowa padły w określonym kontekście – dyskusji z przedsiębiorcami, którzy wyrażali obawy dotyczące nie programu przedstawionego przez Zjednoczoną Prawicę, a przewidywanych eskalacji obietnic przez partie opozycyjne. My zaprezentowaliśmy ustami prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego bardzo daleki program transferów społecznych. Ta polityka społeczna jest bardzo szczodra. Uczciwie nie da się tych propozycji przebić, tzn. nie da się uczciwie powiedzieć Polakom, że jakaś partia może dać więcej. Każda z propozycji składających się na tzw. piątkę PiS to propozycja, która zasługuje na poparcie. To, że one łącznie dają się sfinansować gwarantuje swoim autorytetem premier Morawiecki. Dla mnie jest jasne, że w następnej i następnych kadencjach nacisk musi być położony na czynniki prorozwojowe: nowoczesne technologie, na inwestowanie w naukę, badania i rozwój, w sztuczną inteligencję. Bez takich inwestycji w sferę rozwojową i gospodarczą - dalekosiężne transfery społeczne stanęłyby pod znakiem zapytania.

 

Pańska ustawa o sieci badawczej Łukasiewicz wciąż czeka na podpis prezydenta. Ma stworzyć sieć 37 instytutów badawczych, których działalność miałaby być skoordynowana. Ale teraz tych instytutów mamy 111. Losy pozostałych są przesądzone?

 

Jeżeli chodzi o pozostałe instytuty, to pozostaną one w gestii poszczególnych ministerstw i to ministrowie zdecydują w jaką stronę pójdzie ich rozwój. Z panią minister Emilewicz w zgodzie z jednym priorytetów z expose premiera Morawieckiego konsolidujemy grupę blisko 40 instytutów, które mają największe znaczenie z punktu widzenia rozwoju gospodarczego. Chcedmy stworzyć bardzo silną naukową podstawę przyszłego rozwoju polskiej gospodarki. To są tego typu działania, o których mówiłem jako o niezbędnym warunku dalszego rozwoju polskiej gospodarki i polskiego społeczeństwa. Na to trzeba patrzeć nie od stron abstrakcyjnych wskaźników, ale od tego co ta gospodarka daje konkretnym polskim rodzinom.

 

W Krakowie powinno powstać kilka silnych dzielnic w miejscu obecnie istniejących 18? Pytam o możliwość przyjęcia tzw. ustawy krakowskiej, na wzór tej, która reguluje ustrój Warszawy. Postulują to krakowscy radni PiS. Dzielnice miałaby swój budżet, burmistrzów, szerokie kompetencje, np. wydawania „wuzetek”.

 

Rozmawiałem na ten temat z radnymi Porozumienia – Mariuszem Kękusiem i Stanisławem Morycem. Zachowujemy dystans wobec propozycji takiej nieprzemyślanej konsolidacji. Obserwuję od kilkunastu lat najpierw jako senator , potem poseł jak samorządność funkcjonuje w Warszawie – czy to rozczłonkowie władzy przysłużyłoby się Krakowowi.

 

Ale status quo jest dobre?

 

O tym trzeba dyskutować z mieszkańcami. Potem politycznie. Na pewno jakakolwiek przedwczesna inicjatywa nieprzedyskutowana z mieszkańcami spotkałaby się z niepotrzebnym oporem.