Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką Lewicy Razem, Darią Gosek-Popiołek.

Za tydzień odbędą się rozmowy przedstawicieli Ministerstwa Edukacji i Nauki ze związkowcami ws. wynagrodzeń nauczycielskich. Propozycja jest taka: wzrost pensji średnio o 30%, ale za zmiany w Karcie Nauczyciela. Przede wszystkim rzecz dotyczy pensum nauczycielskiego. Ile powinni w Polsce pracować tygodniowo nauczyciele?

- To nie jest prosta odpowiedź. Karta Nauczyciela to pewien kompromis między pracą nauczyciela przy tablicy, a pracą w domu, podczas szkoleń, doskonalenia zawodowego. Pensje w oświacie nie są traktowane jak inwestycje. To od poziomu nauczycieli zależy wykształcenie naszych dzieci, zależy to, czy będziemy w stanie zdobywać kolejne poziomy rozwoju gospodarki. Powinniśmy to uwzględnić. PiS interesuje głównie to, o czym mówi głośno marszałek Terlecki. To stworzenie systemu, w którym młodzi ludzie zostają poddani silnej ideologizacji, żeby w przyszłości głosować na takie partie jak PiS. To wizja edukacji, z którą wielu rodziców, wielu młodych ludzi, organizacji pozarządowych i sił politycznych się nie zgadza.

My rozmawiamy o zatrudnieniu, płacy. Porównywanie się do innych krajów jest trudne. Decydują różne czynniki, ale w większości krajów UE pracuje się jednak więcej niż 18 godzin tygodniowo.

- Pan podaje godziny nauczyciela przy tablicy. Do tego jest praca indywidualna z uczniami, przygotowanie się do zajęć, wypracowanie pomysłów. Edukacja jest czymś głębszym niż 45 minut w szkole. Praca nauczyciela wymaga wielkiego zaangażowania, pracy z młodymi ludźmi, z rodzicami. Musimy iść w kierunku podwyższania wynagrodzeń. Nauczyciel początkujący po podwyżkach będzie zarabiał ponad 3424 złote. Porównajmy tę ofertę z płacami dla absolwentów innych uczelni. Wtedy dowiemy się, dlaczego w Polsce brakuje nauczycieli, dlaczego absolwenci studiów pedagogicznych nie wiążą przyszłości ze szkołą. Przy każdej dyskusji o edukacji dostaję wiadomości od młodych nauczycielek, absolwentów uczelni pedagogicznych. Oni chcieli pracować w szkołach, ale poparzyli na zarobki i wiedzą, że jak pójdą do korporacji, to na wstępie będą się mogli starać o kredyt na mieszkanie, będą stabilne zarobki. Oni rezygnują ze swoich marzeń.

Suma, którą pani podała, to wynagrodzenie zasadnicze?

- Tak. W grudniu 2021 roku wynosiło ono 2950 złotych. Po ostatniej propozycji ministerstwa wzrosło ono do poziomu 3400 złotych. Wciąż nie są to zarobki konkurencyjne. Popatrzmy, jak wygląda praca nauczyciela w szkole. To nie jest proste. Wszyscy sobie z tego zdajemy sprawę.

Projekt skracający czas pracy do 35 godzin tygodniowo jest już gotowy? Kiedy trafi do Sejmu? W tej kadencji?

- Na pewno. Nasz projekt jest gotowy. Złożymy go na początku września. On zakłada stopniowe skracanie czasu pracy do 35 godzin tygodniowo, przy utrzymaniu dotychczasowych zarobków. Opiera się to na dwóch założeniach. Produktywność pracy w Polsce rośnie od lat. Mimo tego wynagrodzenie za tym nie nadąża. Widzimy, że coraz więcej krajów od lat ma krótsze tygodnie pracy. Kolejne korporacje proponują takie warunki pracownikom. Skutki są takie, że jest wzrost wydajności, mniej ludzi jest przemęczonych, jest mniej zwolnień lekarskich. W tym kierunku powinniśmy iść. UE chce też iść w tym kierunku. Od 2 sierpnia, gdyby Ministerstwo Pracy, Polityki Społecznej i Rodziny brało poważnie swoje zadania, mielibyśmy wdrożoną unijną dyrektywę, która zakłada możliwość większej elastyczności przy zatrudnianiu rodziców dzieci. Widać, że ciężko pracujący rodzice przekładają się na mniejszą liczbę dzieci. Unia chce wspierać rodziny. Polski rząd nie zdążył nawet skonsultować tych rozwiązań ze swoimi resortami.

Mówi pani o unijnej dyrektywie, ale jednym z kamieni milowych porozumienia z Brukselą jest kwestia jednolitej formy zatrudnienia. Co na to Lewica? Jeden kontrakt dla wszystkich, który by porządkował rynek i formy zatrudnienia?

- Jako posłanka Lewicy często pomagam całym grupom w ich miejscach pracy. Przez 5-15 lat mają umowy o dzieło lub zlecenie. Uśmieciowienie rynku pracy to wielki problem. Przekłada się to na brak stabilizacji zatrudnienia młodych ludzi. Te skutki zobaczymy za kilkanaście lat. Osoby, które przy okazji rządów PO dostawały śmieciówki, popatrzą na paski rent i emerytur. Zobaczą niskie świadczenia. Należy dążyć do ujednolicenia, wzmocnienia pracowników, związków zawodowych. Liczymy, że te kamienie milowe będą realizowane, chociaż kto wie, jak to będzie…

Spotykała się pani ostatnio z pracownikami sektora kultury. Chodzi o płace. Sprzed lat pamiętamy słynne „dziady kultury”. Co dziś kulturze chce zaproponować Lewica? Mówimy też o instytucjach samorządowych i tych podlegających pod Ministerstwo Kultury.

- Podczas tego spotkania, które było pierwszym z wielu, wychodzą dwa postulaty. Pierwszy nigdy nie został zrealizowany. To 1% PKB na kulturę. Ten postulat zwiększyłby finansowanie instytucji kultury i dałby stabilizację. Pracownicy kultury mówią o uzależnieniu od grantów. Oni działają w zawieszeniu, czekając na wyniki naborów. Nie wiedzą, czy będą mieć pracę. Wskazywali też na pewne feudalne metody zarządzania. Pracujący w kulturze są traktowani często przez dyrektorów w sposób ostry. Oni przecież tworzą te instytucje. Mówią o niskich zarobkach w kulturze. One są niskie. Mocno wybrzmiewała w pracownikach kultury obawa, że w związku z kryzysem, inflacją, malejącymi dochodami gmin, to na kulturze gminy będą próbowały zaoszczędzić. Poszukamy wyjścia z tego pata. Kultura to pewna inwestycja, jak edukacja. Osoby pracujące w kulturze pracują z misją i też dokładają się do PKB. Należy dostrzec ich wysiłek.

Kraków ma problem z rozstrzyganiem przetargów na Igrzyska Europejskie. Najpierw Kolna, teraz stadion Wisły. Pani była zawsze przeciwna tej imprezie. Co dziś mają zrobić krakowscy urzędnicy?

- To trudne pytanie. Poza tym, że jestem przeciwniczką organizacji Igrzysk, bo takie inicjatywy nie przekładają się na promocję sportu wśród dzieci… Dwa lata rząd i małopolskie samorządy zmarnowały. Nie było przygotowań do inwestycji. Nie zrobiono nic. Były listy, kolejne ostateczne terminy. Trochę mnie nie dziwi ten fakt. Jak ktoś tyle zwleka z działaniami, nagle okazuje się, że czasu brakuje. Liczę, że nie będzie kompromitacji. Liczę, że jakimś cudem te inwestycje zostaną dokończone. Nie potrzeba nam blamażu w postaci niedokończonej infrastruktury.