Zobacz także: Jest apel o odwołanie dyrektora Starego Teatru. W internecie krąży też petycja "Tak dla Jana Klaty"

 

Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr. Andrzejem Nowakowskim, dyrektorem wydawnictwa Universitas i jednocześnie publicystą Gazety Wyborczej.

 

Dzisiaj rano minister Szczerski mówił w Radiu Kraków, że państwo jest mecenasem, państwo wymaga, państwo sprawdza, co się dzieje na scenie narodowej i ewentualnie wyciąga z tego konsekwencje. Może minister ma rację?

- Dwie kwestie. Po pierwsze tym, którzy powołują się na suwerenność mecenatu, polecam sięgnięcie do źródeł wielkiego mecenatu renesansowego. Polecam sprawdzić, jak tam mecenas potrafił się zachowywać i jaki margines wolności artystom zakreślał. Zapewniam, że był to szeroki margines, który wiązał się z bardzo dużym zaufaniem do artystów. Pilnowano wolności artystycznej. Po drugie patrzę na to filozoficznie. Chciałbym się znaleźć na miejscu Klaty. Zazdroszczę mu. W ten sposób wpisywanie teatru w fundamentalny spór jest czymś, co raczej jest związane z chwałą teatru a nie marginalizacją. Jak teatr narodowy, jakim jest Stary Teatr, wchodzi w tego rodzaju relacje, to oznacza, że spełnia swoją rolę. Co innego kwestia wolności artystycznej, którą powinno się teatrowi zapewnić. Co do tego nie ma dyskusji.

 

Biorąc pod uwagę scenę narodową, to nic nowego?

- Absolutnie nie jest to nic nowego. To się wpisało w pejzaż Krakowa. Są spory między artystami i filistrami, kołtunami i kosmopolitami. To stały element dysput w Krakowie. Z drugiej strony jak instytucja państwowa wpisuje się w ten spór, to nic złego. Zazdroszczę dyrektorowi Klacie, że jest na froncie. Przy okazji warto tym, którzy wojują z dyrektorem Klatą, zwrócić uwagę, że należy poczytać co oznacza słowo narodowy. To pojęcie jest związane z szeregiem elementów, ale oznacza ludowy, społeczny. Czyli taki, który angażuje pewną instytucję narodową w spór o wartości, które są udziałem wszystkich – tych z lewa i prawa, kołtunów i artystów. Jak teatr jest w centrum takich dysput to jest to idealna sytuacja.

 

Czyli na ten cały spór możemy machnąć ręką?

- Tak i nie. To skomplikowana sprawa. Wiemy, że przemysł kulturowy stanie się za chwilę sprawą polityczną. Spory polityczne będą się wiązały z pieniędzmi i emocjami. To się wiąże ze strachem przed zaangażowaniem instytucji kultury w coś co jest polityką. Jak kulturę wprzęga się w idee polityczne, to trzeba uważać. Jeszce niedawno doktryna, że państwo jest najważniejszym dystrybutorem dóbr kultury wiązała się z realizmem socjalistycznym.

 

Ci, którzy żądają odwołania dyrektora Klaty mówią, że nie mają nic przeciwko Klacie jako reżyserowi, ale mają zastrzeżenia do Klaty jako do szefa instytucji narodowej.

- To trudno rozstrzygnąć. Nie znam kulis administrowania. Co do wolności artystycznej to jak? Nie ma się nic przeciwko Klacie a ma się coś przeciwko repertuarowi? Ja nie rozumiem. Traktuje się dyrektora jako prywatną osobę czy jako przedstawiciela instytucji publicznej? Jak tak to jakie zarzuty? Artystyczna wolność jest kluczem wszystkiego, co zawiera się pod pojęciem sztuka. Jak dyrektor Klata ma taką wolność, to należy jej pilnować. Jak ktoś mówi, ze panu dziękujemy to ja mówię – nie.

 

Część widzów, która odprowadza podatki mówi, że nie chce, żeby na szacownej scenie deptano wartości narodowe. Oni chcą czegoś innego.

- Ja bym posłuchał katalogu tych wartości narodowych i jaka jest powinność sztuki wobec tego. Chciałbym znać definicję z punktu widzenia tych co są na prawo i na lewo, tych, którzy nic nie czytali w zestawieniu z tymi, którzy mają obycie. Ja bym to chciał wiedzieć. Co to znaczy nie deptać wartości narodowych? Posługiwanie się takimi pojęciami mnie denerwuje. W imię takich pojęć można wszystko. W imię wartości narodowych, które każdy sobie zinterpretuje, można wszystko? Łącznie z dyktowaniem własnych warunków? Ten sam spór dotyczy kanonu lektur. To są uniwersalne spory. Jak słyszę pojęcia: Polska, polski, polskość, wartości narodowe Polski to ja bym to chętnie zdefiniował.

 

Pod listem ws. odwołania dyrektora Klaty podpisują się też przedstawiciele środowiska akademickiego. To też spór akademicki?

- Środowisko akademickie jest takie jak wszyscy. Jest zróżnicowanie w poglądach i kulturze. Trudno, żeby UJ czy środowisko akademickie nie mówiło rozmaitym głosem. To normalne. Dla mnie nie ma znaczenia, czy to środowisko akademickie czy inna społeczność. Najgorszą rzeczą jest jak jedno środowisko mówi jednym głosem. To jest podejrzane.

 

Minister kultury mówi – sprawdzam. Prosi o możliwość obejrzenia wszystkich spektakli Klaty w formie wideo.

- To jest sytuacja jak z Gogola. Wysyłanie namiestnika do teatru z prośbą o dostarczenie mu nagrań jest kuriozalne. Nie wiem, jak to skomentować. Nie lepiej to samemu obejrzeć i wyrobić sobie zdanie? Nie trzeba wysyłać kogoś kto będzie oceniał spektaklu przez wideo i tworzyć sugestię, że na tej podstawie podejmie decyzję? To śmieszne. To nie wymaga komentarza. To sterowanie ważną instytucją na piechotę. Nie wiem jak to nazwać. To urąga zdrowemu rozsądkowi.

 

Sam reżyser mówi: „Tylko proszę nie przewijać”.

- Tak. On to ośmiesza. W sensie technicznym rejestracja spektaklu na kamerze to coś innego niż żywy spektakl. Jak na tej podstawie można sobie wyrobić opinię, to ja odpadam. Chapeau bas.

 

Jak pan tę całą awanturę postrzega? To precedens czy zapowiedź próby większych zmian na scenach narodowych i kulturze?

- Nie żyjemy w próżni. Słyszmy, że szykują się zmiany w instytucjach kultury. Sądząc po ostatnich wypowiedziach ministra, jestem pesymistycznie nastawiony. Nie sadzę, żeby zmiany jednak nastąpiły jednym cięciem. Nie. One nie będą nerwowe. To się da zrobić. Podejrzewam, że to się zacznie jednak od mediów. Wierzę jednak w zdrowe odruchy świata sztuki. Nikt artystów nie może powstrzymać przed dążeniem do swobody. Podejrzewam dyrektora Klatę, że on sam to prowokuje w sposób świadomy. Ja z nim nigdy nie rozmawiałem, ale jakbym mógł, to bym go zapytał, czy nie jest zadowolony z tej sytuacji. Wydaje mi się, że sprawia mu to przyjemność.