Jak wyjaśnia w rozmowie z Radiem Kraków rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie, operator nie zapewnił właściwiego nadzoru nad zachowaniem się osób, które były w powietrzu. Nie przeliczył też, że w koszu podnośnika jest za dużo osób. Urządzenie mogło podnościć do 200 kilogramów, podczas gdy wszystkie osoby, które w nim były, ważyły 279 kilogramów. Ponadto - zdaniem prokuratury - mężczyzna nie wziął też pod uwagę, że wiał silny wiatr i wreszcie w nieodpowiedni sposób sterował podnośnikiem, obracając koszem z ludźmi w powietrzu. Z tych powodów - według śledczych - doprowadził do utraty stateczności, skręcenia i złamania się podnośnika.

Jak podkreśla prokurator Mieczysław Sienicki, podstawą sformułowania aktu oskarżenia była opinia biegłych, którzy z kolei przyjęli, że do tego wypadku doszło z dwóch głównych przyczyn. Chodzi o niewłaściwe zachowanie operatora, ale także zły stan techniczny podnośnika. "Fragmenty były skorodowane, były także fragmenty pęknięć" - mówi.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie zaznacza jednak, że z opinii biegłych wynika, iż gdyby jednak zostały zachowane zasady ostrożności, a w szczególności nie obciążono kosza, wówczas do wypadku by nie doszło. "To była jedna z podstawach przyczyn, dla których prokuratura skierowała akt oskarżenia" - podkreśla w rozmowie z Radiem Kraków Sienicki.

Jednak biegli w opinii napisali również, że gdyby podnośnik był w pełni sprawny to pomimo przeciążenia, nie powinno dojść do balansowania, przechyłu i złamania ramienia.

Prokuratura w czasie śledztwa sprawdzała też, czy inne osoby również ponoszą odpowiedzialność za ten wypadek. W szczególności sprawdzano działania Urzędu Dozoru Technicznego, który potwierdzał sprawność podnośnika. Jednak prokuratura nie postawiła nikomu innemu zarzutów. "Pęknięcia i ogniska korozji znajdowały się pod bardzo grubą warstwą lakieru. Stąd po prostu nie były widoczne dla osób przeprowadzających kontrolę tego urządzenia" - zaznacza prokurator Mieczysław Sienicki.

Operator podośnika nie przyznaje się do winy. Jak dowiedział się nieoficjalnie reporter Radia Kraków, mężczyzna przekonuje, że to strażak był odpowiedzialny za wpuszczanie osób do podnośnika oraz ich zachowanie się na wysokości. Prokuratura uznała jednak, że to operator jest winny narażenia życia osób, które ucierpiały w wypadku. Mężczyźnie grozi do 3 lat więzienia.
 

 

 

 

(Bartłomiej Maziarz/ko)