Pani Małgorzata od dawna myślała o kupnie działki rekreacyjnej w jednym z tarnowskich ogrodów - czas przymusowej izolacji sprawił, że była zdecydowana na kupno. Mieszka w bloku, ma 3-letniego wnuka i pomyślała, że znalezienie miejsca, gdzie można by było miło spędzieć czas, to świetny pomysł. Działkę znalazła, ale ktoś sprzątnął ja pani Małgorzacie sprzed nosa...

Działkę - a właściwie prawo do użytkowania wieczystego - bo na tym zazwyczaj polegają te transakcje - udało się w ostatnich dniach kupić pani Katarzynie z Tarnowa, która chce tam spędzać czas ze swoim mężem i dwójką dzieci. Ale łatwo nie było.

Byliśmy umówieni na oglądanie działki - cena 15 tysięcy - ale dzień przed spotkaniem cena została podniesiona do 20 tysięcy. Sytuacja na rynku jest napięta - mówi pani Katarzyna.

Potwierdza to prezes okręgowej rady małopolskiej w Krakowie - Polskiego Związku Działkowiczów - Marta Warmuz.

Telefony się urywają z pytaniami gdzie są działki na sprzedaż, ale my takiej ewidencji nie prowadzimy, a działki schodzą na pniu.

Zaintresowanie jest ogromne - podkreśla prezes rodzinnego ogrodu działkowego Zakole Wisły przy ulicy Nowohuckiej Zdzisława Królczyk - to niesamowite, że zainteresowani jest tak ogromne. W tym tygodniu 10 działek zmieniło użytkowników. To nie tylko starsi ludzie, ale przede wszystkim młodzi. Ogród stał się ostoją ciszy i spokoju. To całkiem inne życie niż siedzenie w bloku. To już nie te czasy, kiedy sadziło się marchewke i pietruszkę - teraz działka to miejsce rekreacyjne.

Działek można szukać w Internecie, albo też bezpośrednio w rodzinnych ogrodach chociażby na tablicy ogłoszeń. Pani Katrzyna z Tarnowa nie może się doczekać kiedy odbierze klucze do odkupionej działki rekreacyjnej. Choć czeka ją sporo pracy, to jest szczęśliwa, że znalazła takie miejsce. Myśli głownie o rekreacji, ale nie wyklucza, jeśli ceny żywności znacząco wzrosną, wykorzysta ją do uprawiania warzyw i owoców.


Przed epidemią koronawirusa w tarnowskich ogrodach działkowych można było kupić działkę poniżej 10 tysięcy - teraz trzeba na to wydać nawet dwa razy więcej pieniędzy.

 

Bartłomiej Maziarz/bp