Po dwóch z rzędu meczach z beniaminkami zakończonych podziałami punktów Sandecję Nowy Sącz w sobotę czekał wyjazd do Siedlec. Tamtejsza Pogoń przed trzecią kolejką miała od drużyny Radosława Mroczkowskiego o punkt więcej - na inaugurację przywiozła zwycięstwo z Tychów, a tydzień później przegrała w Sosnowcu z Zagłębiem. W sobotnim meczu w 25. minucie bliski otwarcia wyniku był Mateusz Żytko - zawodnik znany małopolskim kibicom z występów w barwach Cracovii. Stoper nie sięgnął jednak piłki głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, a Sandecja zareagowała na to ostrzeżenie najlepiej jak tylko mogła. Po trzech minutach Małkowski zagrał do Filipa Piszczka, który z niewielkiej odległości wpakował piłkę do bramki otwierając rezultat tego meczu.

Czteru minuty później zrobiło się już 2:0. Piszczek tym razem został powalony w polu karnym przez rywala, a arbiter wskazał na jedenasty metr. Maciej Małkowski zamienił rzut karny na bramkę sprawiając, że do szatni Sandecja schodziła z dwubramkowym prowadzeniem. W drugą połowę Sandecja również mogła wejść z przytupem - przed znakomitą szansą stanął Maciej Korzym, ale po jego główce wynik nie uległ zmianie. Dopiero w doliczonym czasie gry Sandecja postawiła pieczątkę na swoim zwycięstwie. W 94. minucie po wzorcowo wyprowadzonym kontrataku uderzał Kamil Słaby, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do siatki. Sandecja wreszcie zainkasowała więc w tym sezonie komplet punktów. Po ligowych remisach z GKS-em Tychy i Stalą Mielec, remisie ze Śląskiem Wrocław w Pucharze Polski (Sandecja odpadła po dogrywce) podopieczin Radosława Mroczkowskiego wreszcie mogli się cieszyć ze zwycięstwa.

Pogoń Siedlce - Sandecja Nowy Sącz 0:3 (0:2)
Piszczek 28', Małkowski 32' karny, Słaby 90+4'

Lepiej sezon 2016/17 rozpoczęła natomiast Puszcza Niepołomice. W lidze podopieczni Tomasza Tułacza w pierwszych dwóch kolejkach nie stracili gola, remisując z ROW-em Rybnik i pokonując Siarkę Tarnobrzeg, natomiast w Pucharze Polski po ograniu Garbarni Kraków i Wdy Świecie we wtorek sensacyjnie wyrzucili za burtę Koronę Kielce. 120 minut i rzuty karne mogły się dać we znaki zawodnikom Puszczy w niedzielnym szlagierowo zapowiadającym się spotkaniu wyjazdowym, gdzie rywalem małopolskiego drugoligowca był Radomiak Radom. W pierwszej połowie to gospodarze częściej atakowali bramkę Staniszewskiego. Najlepsze okazje do otwarcia wyniku mieli Stąporski i Cupriak - żadnemu z nich nie udało się jednak zaskoczyć dobrze dysponowanego bramkarza Puszczy.

Po przerwie do głosu doszła natomiast Puszcza - i to z jaki efektem! W 50. minucie w narożniku znakomicie piłkę spod nóg rywala wyłuskał Orłowski, zagrał do Macieja Domańskiego, a ten płaskim strzałem pokonał Adriana Szadego. Domański potwierdził w ten sposób, że ma patent na swoje byłe kluby. Przed tygodniem strzelił bramkę w meczu z Siarką, a tym razem pokonał bramkarza Radomiaka Radom, gdzie spędził sezon 2011/12. Podopieczni Wernera Liczki atakowali coraz bardziej desperacko, kilkukrotnie sił próbował Brazylijczyk Leandro, ale za każdym razem czegoś mu brakowało. W 85. minucie nie zabrakło mu natomiast agresji i impetu. Marcin Staniszewski miał już praktycznie piłkę w rękach, gdy uniesioną na wysokości głowy nogą został zaatakowany przez Leandro. Sędzia Szymon Lizak bez zawahania pokazał mu w tej sytuacji czerwoną kartkę, a grający do końca w dziesięciu Radomiak nie był w stanie wyrównać. Nazwisko arbitra niedzielnych zawodów nie zostanie zresztą przez kibiców w Radomiu dobrze zapamiętane również z innych powodów. Przynajmniej dwukrotnie fani i zawodnicy miejscowych domagali się podyktowania rzutu karnego, przy czym raz - zdaje się - mieli ku temu solidne podstawy.

Radomiak Radom - Puszcza Niepołomice 0:1 (0:0)
Domański 50'

Adam Delimat