W stosunku do wygranego w niezłym stylu spotkania z Koroną Kielce Kiko Ramirez dokonał trzech - w większości wymuszonych personalnych zmian. Zabrakło dziś kontuzjowanych Popovicia oraz Zachary a także Ondraszka, który zaczał na ławce. Od pierwszej minuty na placu gry zameldowali się natomiast Pol Llonch, Paweł Brożek i Petar Brlek. Śląsk z kolei po wypuszczonej w ostatniej sekundzie wygranej w Płocku przystąpił do meczu z drugą Wisłą bez zmian. Jan Urban stawia na stabilizację i posłał dziś do boju identyczną jedenastkę.

W pierwszej części meczu nieco częściej groźnie robiło się pod bramką Łukasza Załuski. W 21. minucie głową obok słupka uderzał Biliński, w 38. z kolei Madej trafił zaledwie w górną siatkę, choć brakowało niewiele. Nieco więcej dziać zaczęło się po przerwie, choć wciąż długimi fragmentami na boisku przeważał chaos. Mariusz Pawełek kilkukrotnie zmuszany był do trudnych interwencji - raz po technicznej próbie Mączyńskiego, innym razem po mocnych strzałach Sadloka oraz Małeckiego.

Jedyny gol w tym spotkaniu padł natomiast w 77. minucie. Joan Angel Roman, który na placu gry pojawił się dziesięć minut wcześniej, zamknął w polu karnym akcję Białej Gwiazdy mocnym strzałem z powietrza. Łukasz Załuska nie był w stanie interweniować, a Roman kilka minut później mógł nawet podwyższyć rezultat po raz drugi wpisując się na listę strzelców. W dążeniu do remisu Wisła była już praktycznie bezradna. Podopiecznym Kiko Ramireza nie udało się utrzymywać w posiadaniu piłki, a już na pewno nie udawało się dochodzić do pozycji strzeleckich. Nie pomogli też wprowadzeni z ławki Ondrasek, Stilić, ani debiutujący na polskich boiskach Hugo Videmont.

Faktem stała się więc pierwsza ligowa porażka pod wodzą Kiko Ramireza, choć - umówmy się - szczególnie długo czekać na nią nie było trzeba. Biała Gwiazda kontynuuje w ten sposób fatalną wyjazdową passę. Wisła nie wygrała w delegacji od 1 października ubiegłego roku i zwycięstwa z Wisłą Płock.

AD