To był dla Sandecji mecz historyczny. Po raz pierwszy drużyna z Nowego Sącza grała w ekstraklasie w roli gospodarza... choć tak nie do końca. Jesienią drużyna Radosława Mroczkowskiego nie może liczyć na rzeczywisty atut czterech ścian, a mecze będzie grać tylko i wyłącznie na wyjazdach - bliższych i dalszych. W roli gospodarza drużyna z Nowego Sącza grać będzie w Niecieczy. Właśnie tam Sandecja podejmowała w piątkowe popołudnie najbardziej utytułowaną w tym roku drużynę w naszym kraju. Arka Gdynia, bo o niej mowa, w maju wygrała Puchar Polski, natomiast na krótko przed startem sezonu zwyciężyła po serii rzutów karnych w meczu o Superpuchar, gdzie rywalem była Legia Warszawa.

Z jednej strony był to mecz historyczny, z drugiej... niestety bez historii. W pierwszej połowie nie działo się absolutnie nic, ten fragment określany był przez obserwatorów mianem idealnego rozwiązania dla osób cierpiących na bezsenność. Godne wyróżnienia sytuacje miały miejsce dopiero w drugiej połowie. Najpierw spróbował Tomasz Brzyski, ale z jego strzałem poradził sobie Steinbors. Parę minut później mało brakowało, a padłaby bramka samobójcza. Bramkarz Arki w ostatniej chwili zbił jednak piłkę na poprzeczkę. Ze sporą kontrowersją mieliśmy natomiast do czynienia w 60. minucie. Wtedy wyraźnie ręką we własnym polu karnym strzał rywala zablokował Bartłomiej Dudzic. Sędzia Bartosz Frankowski tak oczywistego zagrania jednak nie wychwycił i kazał zawodnikom kontynuować grę.

Drugi mecz Sandecji Nowy Sącz wciąż nie przyniósł więc choćby pierwszej bramki na ekstraklasowych boiskach. Po raz drugi ekipa Radosława Mroczkowskiego zremisowała bezbramkowo. Taki start sezonu ciężko uznać za spektakularny, ale trudno też stwierdzić, że Sandecja notuje falstart. Jakby na to nie patrzeć, beniaminek ma już za sobą spotkania z dwiema spośród czterech ekip, które w ubiegłym sezonie wywalczyły awans do europejskich pucharów...

Sandecja Nowy Sącz - Arka Gdynia 0:0

AD