Trenerzy obu reprezentacji - Jerzy Brzęczek i Markku Kanerva - wykorzystali środową potyczkę do sprawdzenia wielu dublerów. Trochę z konieczności, bowiem z powodów zdrowotnych nie mogli skorzystać z kilku zawodników.

W polskiej ekipie, która po raz pierwszy w 2020 roku zagrała u siebie, zabrakło m.in. zakażonych koronawirusem Piotra Zielińskiego i Macieja Rybusa. Na dodatek bramkarz Wojciech Szczęsny - przebywający jak wszyscy zawodnicy Juventusu Turyn na kwarantannie we Włoszech - dołączy do kadry dopiero w czwartek. Inna sprawa, że z Finami i tak selekcjoner chciał sprawdzić innego gracza na tej pozycji.

"Damy szansę zawodnikom, którzy ostatnio mniej grali, a także debiutantom" - zapowiadał Brzęczek.

On też zmagał się z koronawirusem, ale po uzyskaniu w poniedziałek i wtorek dwóch negatywnych wyników dołączył do reprezentacji.

Ostatecznie wystawił w podstawowym składzie trzech debiutantów - bramkarza Bartłomieja Drągowskiego oraz obrońców Sebastiana Walukiewicza i Michała Karbownika. Od początku drugiej połowy szansę otrzymał po raz pierwszy w kadrze Paweł Bochniewicz (zmienił Walukiewicza), a od 62. minuty zagrał piąty z debiutantów, powołany w ostatniej chwili Alan Czerwiński.

Nawet na ławce rezerwowych nie było odpoczywającego Roberta Lewandowskiego. Piłkarz Roku UEFA za sezon 2019/20 usiadł tym razem na trybunach.

Pod jego nieobecność kapitanem został Kamil Grosicki, dla którego był to 76. występ w reprezentacji. Jak się okazało, wyjątkowo imponujący.

Finowie też zagrali bez kilku czołowych piłkarzy. Nie wystąpili m.in. lekko kontuzjowany napastnik Norwich City Teemu Pukki, Tim Sparv, Jasse Tuominen i powołany tylko na mecze Ligi Narodów Jukka Raitala, a kilku innych ważnych dla drużyny narodowej zawodników weszło dopiero z ławki.

Pierwsza połowa była bardzo udana dla Polaków, szczególnie Grosickiego. 32-letni piłkarz popisał się klasycznym hat-trickiem, praktycznie każde jego zagranie oznaczało duże kłopoty dla defensywy rywali.

Skrzydłowy West Bromwich Albion strzelecki popis zaczął już w dziewiątej minucie, gdy po ofiarnym zagraniu niemal leżącego na boisku Arkadiusza Milika dopadł do piłki i strzelił precyzyjnie z ok. 17 metrów.

Na 2:0 podwyższył zaledwie dziewięć minut później, tym razem po dość zaskakującym - zwłaszcza dla bramkarza rywali - strzale z ostrego kąta.

Swoją świetną grę uwieńczył w 38. minucie, gdy po zbyt krótkim wybiciu piłki przez obrońcę gości popisał się precyzyjnym uderzeniem z 20 metrów, tuż koło słupka.

Szczęśliwy Grosicki podniósł ręce i pokazał trzy palce jednej dłoni. Łącznie w reprezentacji zdobył już 17 bramek.

Co ciekawe, Finlandia to jeden z jego ulubionych rywali. W marcu 2016 roku strzelił tej drużynie dwa gole w wygranym wówczas 5:0 meczu towarzyskim we Wrocławiu.

Od 2009 roku, czyli od występu Euzebiusza Smolarka z San Marino, jedynym polskim piłkarzem z co najmniej trzema golami w jednym spotkaniu był Robert Lewandowski (sześć takich wyczynów). Dopiero teraz jego serię przerwał Grosicki.

Początek drugiej połowy w Gdańsku również stał pod znakiem dominacji biało-czerwonych. Efektem był gol na 4:0 w 53. minucie, tym razem Krzysztofa Piątka. Udział w tej akcji mieli także Grosicki (efektowne zagranie piętą) oraz asystujący napastnikowi Herthy Berlin Damian Kądzior.

W miarę upływu czasu przewagę zaczęli jednak osiągać Finowie, na co wpływ miały zmiany w obu ekipach. W zespole gości dużo ożywienia wprowadził m.in. Glen Kamara z Rangers FC.

W 68. minucie Finowie potwierdzili swoją aktywniejszą grę efektownym golem innego piłkarza wprowadzonego z ławki - Ilmariego Niskanena.

Ostatnie słowo należało jednak do biało-czerwonych. W 87. minucie lewą stroną pobiegł dynamiczny Karbownik, podał do Milika, a napastnik Napoli strzelił precyzyjnie z kilkunastu metrów.

Gospodarze odnieśli więc bardzo efektowne zwycięstwo. Trener Brzęczek przekonał się, że ma w kim wybierać przy ustalaniu składu kadry narodowej.

W spotkaniu z Finami na trybuny powrócili kibice. UEFA wyraziła niedawno zgodę na zapełnienie 30 procent stadionów na poszczególnych meczach, ale ponieważ Gdańsk znajduje się w tzw. strefie żółtej, w środowy wieczór pojemność mogła wynieść maksymalnie 25 procent. W rzeczywistości widzów było jeszcze mniej.

Teraz biało-czerwonych czekają dwa spotkania w Lidze Narodów: z Włochami 11 października, również w Gdańsku, a następnie z Bośnią i Hercegowiną - 14 października we Wrocławiu.

PAP/KN