– Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że nasza sytuacja jest trudna. Tak to w piłce jest, czasem zdarzają się okresy, kiedy po prostu nie idzie. Musimy zrobić wszystko, by jak najszybciej wyjść z marazmu – podkreślał przed meczem z Koroną szkoleniowiec Pasów, Jacek Zieliński. – Cały sezon mamy pod górkę. Problemem jest zarówno skuteczność, jak i niepotrzebne tracenie bramek. Sporo jest elementów, które musimy poprawić, ale widzimy na treningach, że z dnia na dzień wygląda to coraz lepiej.

Jeszcze bardziej "pod górkę" Cracovia miała zaledwie po ośmiu minutach meczu w Kielcach. Od tego momentu Pasy musiały grać w dziesięciu. Po tym, jak Jakub Wójcicki w parterze faulował Daniego Abalo nieszcześć mogło być jednak zdecydowanie więcej - oprócz czerwonej kartki dla obrońcy, arbiter Szymon Marciniak wskazał również na jedenasty metr. Jacek Kiełb, pewny egzekutor jedenastek w ostatnim czasie, tym razem minimalnie się jednak pomylił i trafił tylko w słupek. W Kielcach zaczęło się więc od małego trzęsienia ziemi. Trener Zieliński szybko musiał zdecydować się na personalną zmianę, posyłając do boju w miejsce Cetnarskiego Brazylijczyka Deleu. Mało brakowało, a Cetnarski opuściłby jednak plac gry z innych powodów. W ostatniej akcji przed zmianą w brzydki sposób potraktował on bowiem rywala, ale pomocnikowi Pasów upiekło się i skończyło się tylko na żółtej kartce.

Kartki generalnie były głownymi bohaterami pierwszej części meczu. Po czerwonym kartoniku, jaki obejrzał Wójcicki, sypały się żółte. Gorąco było zwłaszcza w końcówce pierwszej połowy, gdy w odstępie kilku minut ukarani zostali Rymaniak, Kwiecień, Abalo i Budziński. Nie było jednak tak, że na "debiutującej" tego dnia płycie boiska w Kielcach nie oglądaliśmy równiez obrazków miłych. Wręcz przeciwnie - ten z 33. minuty dla oka był wyjątkowo przyjemny. Niestety nie dla kibiców Pasów. Na kilkanaście minut przed końcem Jakub Żubrowski w fenomenalnym stylu, chciałoby się powiedzieć "w stylu Budzińskiego" uderzył ze sporej odległości pod samą poprzeczkę, a źle ustawiony Sandomierski nie miał szans na interwencję. Piękne trafienie Żubrowskiego było ozdobą pierwszej połowy i dawało do szatni prowadzenie gospodarzom.

Drugą zmianę trener Zieliński przeprowadził już w przerwie - bezproduktywnego tego dnia Mihalika zastąpił Jendrisek. Pasom z każdą minutą grało się jednak coraz ciężej, wszystko to za sprawą gry ze stratą jednego zawodnika. Po przerwie, jeśli ktoś mógł myśleć o golu, byli to zawodnicy Korony. I nic nie dawały ofensywne zmiany w postaci wprowadzenia na boisko Jendriszka i Szczepaniaka. Pod bramką Sandomierskiego szczególnie gorąco zaczęło robić się w samej końcówce meczu. W 81. minucie lewą flanką urwał się Rymaniak, a po strzale Górskiego z trudem interweniował Sandomierski. Ta interwencja zdała się jednak na nic, bo już pięć minut później ten sam zawodnik znalazł drogę do bramki. Bo wrzutce Abalo Górski podwyższył na 2:0, a zaledwie 120 sekund później Jacek Kiełb przeprowadził znakomitą indywidualną akcję zakończoną bramką na 3:0. Kiełb postawił w ten sposób pieczątkę na w pełni zasłużonym zwycięstwie Korony Kielce.

27:4 - tak prezentowała się statystyka oddanych strzałów. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, że przy zaledwie czterech próbach ciężko myśleć o walce o punkty. Z boiska w wykonaniu gości wiało bezradnością. Korona długo nie mogła tego wykorzystać, ale w końcówce zrobiła swoje. 15. lokata - na tej po spotkaniu w Kielcach wylądowali piłkarze Jacka Zielińskiego. Cracovia na cztery kolejki przed końcem fazy zasadniczej ląduje w strefie spadkowej.

AD