Rywalizacje Cracovii z Lechem Poznań zawsze wiążą się z pozytywnymi nastrojami na trybunach. Kibice jednych i drugich darzą się wzajemną sympatią, której nie zabrakło również w piątkowy wieczór - podczas spotkania piątej kolejki ekstraklasy. W wyjątkowych okolicznościach doszło do spotkania Lecha i Cracovii w początkowej fazie sezonu 2016/17. Poznaniacy przystępowali bowiem do tego meczu jako sensacyjna "czerwona latarnia" ligi, w której po pięciu kolejkach plasowali się na ostatniej lokacie. Szczególne znaczenie piątkowe starcie miało również dla trenera Cracovii, Jacka Zielińskiego. Dla niego był to mecz numer 250 na ławce trenerskiej w ekstraklasie, a należy przecież pamiętać, że sporą część z nich rozegrano właśnie tu, w Poznaniu. Zieliński jako szkoleniowiec Lecha sięgnął między innymi po mistrzostwo Polski, Superpuchar i prowadził Kolejorza w wielu pamiętnych spotkaniach - chociażby zremisowanym 3:3 wyjazdowym meczu z Juventusem Turyn.

Pierwszy gwizdek sędziego poprzedziło odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego. Narodowy hymn rozebrzmi na wszystkich ośmiu stadionach w ekstraklasowy weekend, co ma na celu uczczenie Święta Wojska Polskiego. Symbolicznym kopnięciem mecz rozpoczął generał Jan Podhorski, a chwilę później granie w Poznaniu zaczęło się na poważnie. W pierwszej połowie szczególnie dużo okazji jednak nie mieliśmy. Groźniejszy na boisku był zespół gospodarzy - po stronie Lecha wyróżnić można próbę z rzutu wolnego Darko Jevticia czy uderzenie Tamasa Kadara, po którym piłka przetoczyła się po poprzeczce.

Cracovia co prawda przed własną publicznością radzi sobie ostatnio z Lechem nieźle, jednak w Poznaniu nie wygrała naprawdę długo. Ostatni taki mecz to niezwykłe 4:3 dla Pasów, jednak jest to historia dosyć odległa - mecz ten miał miejsce niemalże dokładnie 10 lat temu, 19 sierpnia 2006. Od tego czasu Kolejorz konsekwentnie poczynał sobie przed własną publicznością z Cracovią sześć z dziewięciu ligowych meczów w roli gospodarza. Podobnie uczynił to zespół Jana Urbana w piątek po zmianie stron. Na drugą połowę Kolejorz wyszedł zdeterminowany i praktycznie od początku drugiej części meczu zabrał się za ofensywę. Blisko efektu takich prób Poznaniacy byli w 58. minucie, gdy tuż obok słupka uderzył Nicki Bille, natomiast sześć minut później Lech wykonywał rzut rożny. Po dośrodkowaniu piłkę głową trącił Kędziora, a akcję na długim słupku szczupakiem zamykał Jan Bednarek, otwierając rezultat tego spotkania.

Cracovia w piątek, zwłaszcza po zmianie stron, była drużyną zwyczajnie od Lecha słabszą, a w 78. minucie indywidualny błąd popełnił Hubert Wołąkiewicz. Obrońca Pasów stracił piłkę na własnej połowie na rzecz Pawłowskiego, ten obsłużył z kolei Marcina Robaka, który mocnym strzałem nie dał szans Sandomierskiemu. Choć niewiele na to wskazywało, podopieczni Jacka Zielińskiego w końcówce byli jeszcze w stanie złapać kontakt. W 81. minucie po strzale z powietrza Szczepaniaka piłka niespodziewanie spadła na nogę Miroslava Covilo, który bez zastanowienia huknął na bramkę zdobywając gola na 1:2. Końcowka nie przyniosła już jednak choćby tak zwanej "piłki meczowej" dla Pasów, które zasłużenie przegrały w Poznaniu.

Po tragicznym początku kamień z serca mógł w piątkowy wieczór spaść z serca trenera Lecha, Jana Urbana. Posada szkoleniowca dzisiejszych gospodarzy wisi na włosku, jednak pucharowe zwycięstwo nad Podbeskidziem i dzisiejsze trzy punkty zainkasowane w meczu z Cracovią wpłyną z pewnością na jego sytuację pozytywnie.

Lech Poznań - Cracovia 2:1 (0:0)
Bednarek 64', Robak 78' - Covilo 81'

Lech: Putnocky - Kędziora, Arajuuri, Bednarek, Kadar (80. Gumny) - Majewski, Trałka - Makuszewski (84. Jóźwiak), Jevtić, Pawłowski - Nicki Bille (66. Robak).
Cracovia: Sandomierski - Wójcicki, Wołąkiewicz, Polczak, Deleu (89. Steblecki) - Covilo, Cetnarski (76. Dimun), Szczepaniak - Vestenicky (80. Wdowiak), Budziński, Jendrisek.

Adam Delimat