Zarówno dla Sandecji, jak i dla Podbeskidzia ostatnie tygodnie nie należą do najlepszych. W pięciu poprzednich meczach zespół z Bielska zainkasował sześć oczek, podczas gdy Sandecja dopisała do swojego konta o jeden punkt mniej. To bardzo kiepski dorobek - zwłaszcza biorąc pod uwagę styl, w jakim Sandecja rozpoczęła ten pierwszoligowy sezon. Optymizmem napawać mógł kibiców z Nowego Sącza mecz poprzedniej kolejki - na terenie outsidera, Znicza Pruszków, zespół trenera Mroczkowskiego wygrał 3:1.

Sobotnie starcie Sandecji z Podbeskidziem nie porwało jednak kibiców dynamicznymi akcjami, gradem bramek i znakomitym tempem. Jeśli idzie o pierwszą połowę, wyróżnic można dwie boiskowe sytuacje. W 12. minucie z rzutu wolnego przymierzył Małkowski, którego strzał znakomicie wybronił jednak Leszczyński. Kwadrans później ze sporego dystansu zaskoczyć bramkarza chciał Trochim. Tym razem zabrakło jednak nieco precyzji, a pierwsza część meczu więcej zagrożeń już nie przyniosła.

Po przerwie działo się równie mało. W 73. minucie po dośrodkowaniu Małkowskiego główkował Piszczek, ale nie trafił w światło bramki. Podbeskidzie zaatakowało wreszcie w samej końcówce. Na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry w niezłej okazji znalazł się Chmiel i tylko interwencja defensywy Sandecji uchroniła Radlińskiego od wyciągania piłki z siatki. W doliczonym czasie szansę miał też Zakrzewski, którego strzał również nie zatrudnił golkipera Sandecji, a spotkanie zakończyło się podziałem punktów.

Bezbarwny był mecz Sandecji z Podbeskidziem. Kibice, którzy zjawili się w sobotnie popołudnie na stadionie imienia Ojca Władyslawa Augustynka w Nowym Sączu mogą czuć się zawiedzeni. Sandecja zapewne powiększy po tej kolejce swój dystans do czołówki, a za tydzień uda się na wyjazd do Puław.

Sandecja Nowy Sącz - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0

 

PAP/GB/