Książka opowiada historię Lale Sokołowa, którego zadaniem było tatuowanie numerów na przedramionach przybywających do obozu Auschwitz-Birkenau więźniów. Autorka korzystała z relacji byłego więźnia. Zdaniem historyków nie zweryfikowała wielu, często podstawowych faktów - to nie dokument, ale powieść do napisania której nie wykonano poprawnej dokumentacji. Jest w niej zbyt wiele błędów, żeby przejść obok tego obojętnie.

Lale Sokołow jest postacią autentyczną, ale tatuażystów w Auschwitz było wielu, o czym się z książki nie dowiemy. Bohater jechał do obozu inną trasą niż opisywana, nie zgadza się opis samochodu - komory gazowej. To tylko niektóre z rażących błędów, bo - według historyków - weryfikacja faktów, które pojawiają się w relacji, pozostawia bardzo wiele do życzenia i tworzy się impresja dotycząca Auschwitz, nie jest to powieść faktograficzna.

W książce nie zgadzają się niektóre zasady funkcjonowania obozu koncentracyjnego, jego topografia a także wydarzenia. Na przykład Gita, w której zakochuje się tatuażysta, w rzeczywistości miała inny numer obozowy, niż ten podany przez autorkę. Zdaniem historyków ten fakt można było łatwo zweryfikować.

 

 

 

Marek Mędela/bp