Poznajemy rodzinę Laurantów mieszkających w usytuowanym nad morzem Calais: przedstawicieli wyższej klasy społecznej, intelektualistów otoczonych książkami, reprezentujących prestiżowe zawody – lekarzy, architektów i biznesmenów. Pozornie ich życiu nie brakuje niczego, a jednak Haneke odmalowuje portret autystyków XXI wieku pogrążonych w bezsensie istnienia – niezdolnych do okazywania miłości, wyjałowionych ze współczucia. Przed nami plejada wyrachowanych bohaterów – hipokrytów, nieczułych na krzywdę innych, którzy nie cofną się przed niczym, by zaspokoić wyłącznie swoje potrzeby. Napompowane ego prędzej czy później, jak podpowiada w swoim filmie Haneke, zaczyna jednak ciążyć.

Jego bohaterowie staja się niewolnikami żyjącymi w złotych klatkach, za co płacą wysoką cenę uciekając się do prób samobójczych, popadając w depresję czy pogrążając się w autodestrukcyjnych praktykach. Przejmujący jest jednak nie tyle ich smutny los, co brak nadziei na przyszłość. Młode pokolenie wcale nie antycypuje jakiejkolwiek zmiany, o czym dobitnie świadczy finałowa scena „Happy End”, w której serce i rozum dorastającej Evy zostaje zastąpione telefonem komórkowym.

Haneke nie jest jednak efekciarzem. Historie swych zdegenerowanych bohaterów opowiada w chłodnym i zdystansowanym – typowym dla siebie – stylu. Można i jemu oczywiście zarzucić wyrachowanie. W końcu reżyser jest reprezentantem klasy, która w filmie przeżywa bolesny i chyba nieodwracalny upadek. Czeka on Starą Europę mędrców nie potrafiących poradzić sobie nie tylko z własnym życiem, ale też z dotykającym kontynent społecznym kryzysem.

 

 

 

Urszula Wolak