Recenzja Marcina Wilka



Anna Arno, tłumaczka, znana także z łamów np. "Zeszytów Literackich", piekielnie pracowita - podobnie jak Gałczyński - napisała biografię, która jest w zasadzie impresją malarską, jakiej nie powstydziłby się absolwent akademii sztuk pięknych. Solidny warsztat, wyważone pociągnięcia piórem (czasem słabsze, czasem mocniejsze) sprawiły, że powstała rzecz dość gruba, obficie przyprawiona cytatami, konkretna. Poznajemy więc Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego jak należy. Czyli po kolei - najpierw spotykając na zdjęciu jego rodziców (tata był kolejarzem, mama właścicielką - raczej zamożni), potem dowiadując się, jak się sprawował w szkole (uczeń raczej średni), no i obserwując jego karierę od początku zawrotną. Był uzdolnionym czarusiem - można stwierdzić pokrótce i będzie to miało swoje uzasadnienie zarówno w jego aparycji, jak i, hm, jak to nazwać właściwie... Inteligencji? Łatwości rymowania? Nie wiem. Ale charakteryzowało go coś, co można nazwać polotem. I fantazją. W tej książce o tym jest, choć Arno - słusznie przecież - stwierdza, że wokół Gałczyńskiego narosło wiele stereotypów. Że to poeta-pijak, kolorowy, ale współpracował. I kilka innych, raczej mało przyjemnych skojarzeń wyskakuje, gdy mowa o autorze "Zaczarowanej dorożki". Znamy je z licznych przekazów.

Wiemy wreszcie dużo o Gałczyńskim, o mrocznej stronie jego życia zwłaszcza, dzięki obrazowi, który pozostawił Czesław Miłosz w "Zniewolonym umyśle". Noblista naszkicował portret kolorowego poety niezbyt delikatną ręką. Używając raczej ograniczonej ilości kolorów. Pokazał - mówiąc wprost - jego ciemne strony. Tymczasem postać Gałczyńskiego - niewątpliwie szarawa, gdy myślimy o jego alkoholizmie czy depresji - była bez wątpienia kolorowa. Czy raczej: wielobarwna. Udało się to oddać Annie Arno, chociaż autorka momentami jakby cofa się przed "dokoloryzowaniem". W ten sposób bliżej tej książce do akademickich wykładów biograficznych Kleinera niż do pisanych z rozmachem, faktycznie niebezpiecznych, książek typu opowieść o Kapuścińskim pióra Domosławskiego. A przecież Gałczyński, właśnie on, nie uchyla się politycznym waloryzacjom. Politycznym - w szerokim rozumieniu tego słowa. Nie chodzi przecież tylko o komunizm czy na przykład jego współpracę z narodowym i antysemickim "Prosto z mostu". Chodzi o to, że to był człowiek mocno uwikłany. Zmienny. I w sumie: nieobliczalny, choć przecież wydaje się, że tak łatwo znaleźć przepis na jego życie. Ale nie jest łatwo. Co pokazuje ciekawy rozdział o milczeniu Gałczyńskiego w czasie okupacji. Z tego okresu, jak relacjonuje Arno, zachowało się siedem wierszy i kilka listów do żony. Znamienne jest też, że ten dość długi przecież czasowo i z pewnością dramatyczny okres w życiu poety mieści się w tej solidnej i obszernej biografii zaledwie na kilku stronach. Jakby to, co jest poza pisaniem, nie odnotowane, nie za bardzo dało się opisać. Ot, prawdziwy dramat piekielnie pracowitego poety - z akcentem na "piekielnie".


Marcin Wilk