„Łowcy miodu”

Reż. Krystian Matysek

Prod. Polska 2015

Jako reżyser zadebiutował – realizowanym przez trzy lata – filmem „Dziobem i pazurem” (2001), w którym udało mu się uwiecznić unikatowe sceny z życia ptaków Polski północno-wschodniej, m.in.: walkę kruków i myszołowów o zwierzęce padło, polowanie orła przedniego, atak orłów bielików na kolonię kormoranów, tańce godowe cietrzewi i żurawi. Spośród jego filmów przyrodniczych prawdziwym hitem okazał się „Niedźwiedź. Władca gór” (2012), którego realizacja pochłonęła mu kolejne trzy lata. Ta pełna suspensu opowieść o niedźwiedzich brunatnych, zamieszkujących także w polskiej części Karpat, to – można rzec – dokumentalne kino akcji.

Matysek czyni bohaterami swoich filmów zwierzęta, ale zdarza się, że realizuje także – jako swego rodzaju intermedia – dokumenty poświęcone ludziom, jak choćby: „Sekrety miłości” (2012), w których wnikliwym okiem swej kamery obserwuje specyfikę związków uczuciowych mieszkańców Indonezji, Indii, Rosji, Francji, Polski, czy „Olter” (2004), przejmujący portret tragicznie zmarłego niezwykle uzdolnionego perkusisty Jacka Oltera, muzyka Miłości, Kur, Łoskotu. Bohaterem nowego filmu uczynił Matysek pszczoły. W „Łowcach miodu” opowiada o życiu codziennym pszczół, a także o odrodzeniu tradycyjnego bartnictwa czy tajnikach miejskiego pszczelarstwa. A czyni to fascynująco i niekonwencjonalnie.

W jego filmie obok rojów pszczół wystąpiła bowiem… znana aktorka Magdalena Popławska. „Chciałem, by Magda była kimś, z kim widz się utożsami. Początkowo kompletnie nie znała się na pszczołach, a nawet w pierwszych scenach widać, jak panicznie się ich boi. Co innego pod koniec. Zależało mi na tym, by wraz z nią widz zyskiwał wiedzę na ten temat. W ogóle uważam, że do natury trzeba podchodzić bez lęku, nie można traktować jej jako zło. Człowiek dzisiaj idzie do lasu i boi się dzika. To dla mnie niepojęte, bo przecież zwierzęta odczuwają dużo większy lęk. Pszczoły są w tym względzie bardzo specyficzne. Ale na przykładzie Magdy, która przeszła przez ten film sama, widać, że można” – wyznaje reżyser. Nie tylko można, ale i trzeba.

 

 

Jerzy Armata