„Intruz”, pełnometrażowy debiut Magnusa von Horna – Szweda mieszkającego i artystycznie wykształconego w Polsce (w łódzkiej Szkole Filmowej) – został obsypany nagrodami na zakończonej przed kilkoma tygodniami 40. edycji festiwalu gdyńskiego. Jury pod wodzą Allana Starskiego uhonorowało tę polsko-szwedzką koprodukcję nagrodami za scenariusz, reżyserię oraz montaż (dla Agnieszki Glińskiej, ex aequo z – fenomenalnymi pod względem montażowym – „11 minutami” Jerzego Skolimowskiego). Polska Federacja Dyskusyjnych Klubów Filmowych dorzuciła filmowi von Horna statuetkę Don Kichota, a miesięcznik „Elle” jego autorowi – miano „Wschodzącej Gwiazdy”. Światowa premiera „Intruza” odbyła się na festiwalu canneńskim w sekcji „Quinzaine des Réalisateurs”, a następnie film został zaprezentowany m.in. na festiwalach w San Sebastian, Londynie i Toronto. Czekają go jeszcze projekcje na ponad dwudziestu festiwalach oraz kinowe ekrany m.in. Francji i Wielkiej Brytanii. Istne „wejście smoka”.

Scenariusz filmu von Horna, autorstwa samego reżysera, został oparty na zdarzeniach, do jakich doszło przed kilku laty na szwedzkiej prowincji. Siedemnastoletni chłopak – pod wpływem ogromnych emocji – dopuścił się zbrodni, dusząc swoją dziewczynę. Po odbyciu kary w poprawczaku wraca do rodzinnego domu i usiłuje zacząć życie na nowo. Jednak jego pojawienie wyzwala w otoczeniu jak najgorsze cechy, z dnia na dzień atmosfera linczu coraz bardziej narasta…

„Intruz” stanowi treściowe i stylistyczne przedłużenie wcześniejszych, krótkometrażowych fabuł von Horna, zrealizowanych jeszcze w łódzkiej Szkole Filmowej („Echo” z 2009 i „Bez śniegu” z 2011 – oba nagrodzone w Krakowie Srebrnymi Lajkonikami). Podejmował w nich problem zła, ciemnej strony ludzkiej osobowości, poszukując człowieczeństwa tam, gdzie pozornie wydaje się, że w ogóle go nie ma.

„Pociąga mnie opowiadanie o ludziach, którzy w konsekwencji swoich czynów spychani są na margines” – stwierdza, przyznając jednocześnie, że nie interesuje go, by uczynić bohaterem opowieści psychopatę, bo z taką osobą nie można się identyfikować, a normalnego, zwykłego chłopaka, który mimo swych nikczemnych czynów może stać się nam bliski. „W każdym z nas może siedzieć coś takiego. Jeżeli ktoś to neguje i mówi, że w jego przypadku tak nie jest, to ja mu nie wierzę” – wyznaje polsko-szwedzki reżyser, który niezwykle frapująco łączy w swych filmach polską emocjonalność oraz skandynawski chłód. Mocne, mądre kino, realizowane sercem i głową.

 

Jerzy Armata 

 

„Intruz”

Reż. Magnus von Horn

Prod. Polska/Szwecja 2015