Wszyscy byli w szoku, wielu nie wiedziało jak się zachować - ja myślałem tylko o jednym - że w tym samochodzie są ludzie i trzeba im pomóc... To słowa Mateusza Deli - który wczoraj uratował dziecko ze zmiażdżonego przez ciężarówkę samochodu. Tuż przed godz.16.00 w jednym z kół tira eksplodowała opona - samochód przeciął barierki i staranował jadący z naprzeciwka samochód.
"Nie wiedziałem kto jest w samochodzie, czy są dzieci - wiedziałem, że ktoś potrzebuje pomocy i jak najszybciej tej pomocy trzeba udzielić" - powiedział w rozmowie z Radiem Kraków Mateusz Dela
Dela z kolegą i koleżanką wracał z pracy, jechał kilkadziesiąt metrów za tirem - widział jak ciężarówka nagle skręca, taranuje barierki i wbija się w jadący z naprzeciwka samochód.
Mężczyzna natychmiast wyciągnął dziecko i zaniósł do swojego samochodu - rannego chłopca szybko zabrał helikopter pogotowia ratunkowego, jego życiu i zdrowiu nic nie zagraża.
Matki dziecka nie udało się uratować.
RNB/kp
Radiu Kraków udało się porozmawiać z panem Mateuszem Delą:
Wojciech Musiał: Panie Mateuszu, jechał pan wczoraj obwodnicą Krakowa na wysokości Tyńca i był pan świadkiem tego wypadku.
Pan Mateusz Dela: Tak, dojeżdżamy codziennie ze znajomymi z Katowic do Krakowa do pracy. Jechaliśmy wczoraj za tym TIRem. Najpierw usłyszeliśmy huk, a potem widzieliśmny jak ten TIR uderza w barierki i dosłownie "przelatuje" na drugi pas, i uderza w opla. Pierwszą reakcją było zjechanie na pobocze i włączenie świateł awaryjnych. Wyskoczyliśmy i podbiegliśmy, nie zastanawiając się, jak to wygląda.
Podbiegł pan do auta i po ocenie sytuacji zdecydował się pan wyciągnąć dziecko uwięzione w oplu.
Tak. Dobiegliśmy z koleżanką Martą do tego auta, zobaczyliśmy kobietę, która była w nim zakleszczona, a na tylnym siedzeniu w foteliku był mały chłopczyk, niesamowicie przerażony. W tym momencie zauważyłem też, że z TIRa wycieka ropa i wszystko może zacząć płonąć, postanowiłem więc jak najszybciej wyciągnąć chłopca z opla.
Nie obawiał się Pan? Większość osób w takiej sytuacji bardziej obawiałaby się o własne życie.
Biegnąc tam, nie myślałem o tym. Wiedziałem, że tam na pewno są ludzie. Nie wiedziałem, czy będą tam dzieci. Jestem świadomy tego, że trzeba było pomóc, nie zważając na inne zagrożenia.
A czy inni ludzie również się zatrzymywali?
Wszyscy byliśmy w szoku. Niektórzy tylko popatrzyli i pojechali dalej. Inni zaczęli wyciągać telefony i zamiast wykręcić 112, kręcili filmy. W mojej opinii jest to smutne. Udało nam się jednak z koleżanką zaangażować osobę, która zadzwoniła po pogotowie. Zaczęliśmy też szukać osoby, która pomoże nam wyciągnąć dziecko z auta i oddalić je od zagrożenia.
Czytaj: Śmiertelny wypadek na obwodnicy Krakowa. Policja szuka świadków. FILM
RK/kp