"Pętle", które trafiły do wielu uczelni na terenie całego kraju, są "prezentem" od szwedzkiej organizacji, która na projekt ten otrzymała dofinansowanie unijne. Koszt - 6000 euro za sztukę. W praktyce na Uniwersytecie Rolniczym jeszcze systemu nikt nie sprawdził. "Na naszym wydziale nie ma osób niedosłyszących" - przyznaje Andrzej Kubasiak, pracownik uniwersytetu. Gdy pętle z czystej ciekawości w końcu włączono, w słuchawkach dla osób niedosłyszących było słuchać szum, a słyszący studenci z sali wykładowej musieli uciekać, bo ze wszystkich głośników było słychać jeden wielki pisk.

Sprawę zgłoszono do wykonawcy, odzewu od dwóch tygodni jednak nie ma. Wszystko przez to, że wykonawca na północy Polski instalują kolejne tego typu urządzenia. Jak dodaje Kubasiak, znacznie sensowniejsze od budowania pętli indukcyjnych w salach byłoby kupienie każdemu niedosłyszącemu studentowi najlepszej klasy aparatu słuchowego. Biorąc pod uwagę, że na razie na Uniwersytecie Rolniczym głuchych studentów w ogóle nie ma, raczej wyszłoby to taniej.

Podobnych przykładów jest więcej. W okolicach Bochni za dofinansowanie unijne zbudowano chodnik do osiedla, którego nie ma, a w Tuchowie na porodówce kupiono z pieniędzy wspólnotowych tablety, by świeżo upieczone mamy mogły o porodzie informować na Facebooku. "Dobrze, że się ktoś tego typu rzeczami zainteresował, bo to pokazuje, że ludzi też boli gdy ktoś szasta publicznym groszem" - mówi Wojciech Żurawski, dziennikarz ekonomiczny agencji Reuters. Dodaje on jednak, że takie absurdy to przypadki odosobnione. "Te wszystkie pieniądze unijne po wydaniu poddane są ocenie, weryfikacji. Tutaj Komisja Europejska do Polski ma niewiele zarzutów" - przekonuje.

Tak czy inaczej, przypadkami nieprzemyślanego wykorzystania funduszy unijnych zajmie się Najwyższa Izba Kontroli. 'Jeżeli ktoś przypuszcza, że te fundusze zostały źle wydane, to może do nas przyjść i złożyć wniosek. Zawsze takie zgłoszenie sprawdzimy" - mówi Dariusz Nowak, rzecznik NIKu w Krakowie.

 

 


(Karol Surówka/ko)