Przypomnijmy, dyrektor Filharmonii Krakowskiej, niespodziewanie odwołał Michała Dworzyńskiego. Wśród zarzutów, jakie mu postawiono, były różnice w wizji programu artystycznego, a także obietnice podwyżek bez uwzględnienia realnej kondycji finansowej Filharmonii. Przeciwko tej decyzji zaprotestowali muzycy, którzy zagrozili, że nie zagrają najbliższych koncertów pod żadnym innym dyrygentem. Po negocjacjach Tosza zgodził się, by Michał Dworzyński pokierował krakowskimi symfonikami 6 i 7 marca.

Zobacz także:  Protest w Filharmonii Krakowskiej. Pracownicy sprzeciwiają się zwolnieniu dyrygenta

- Michał Dworzyński złożył obietnice różnym muzykom, że powinni zarabiać więcej, a nawet powiedział ile. To się znalazło na papierze. Gdy policzyliśmy, jakie to miałoby mieć konsekwencje, to wszystkie te ruchy kosztowały ok. 3 miliony złotych - mówi w rozmowie z Radiem Kraków Bogdan Tosza.  - Uznałem, że to niewłaściwa droga. Nie można ludziom mówić "jesteście świetni, powinniście zarabiać więcej. I stawiać dyrektora w takiej sytuacji, że jeżeli takich podwyżek nie załatwi, to wina jego opieszałości i nieodpowiedzialności. Nie można składać tego typu obietnic ludziom i sugerować, że opieram się tego typu podwyżkom, bo to nieprawda.

Zespół stanął w obronie Michała Dworzyńskiego. Muzycy twierdzą, że to jeden z najlepszych dyrygentów, jakich miała filharmonia. Podkreślają, że zmiany, które wprowadził, znacząco podwyższyły poziom artystyczny i że jest to człowiek, który ma "wyjątkowo dobrą rękę" do prowadzenia zespołu.

"Cieszę się z takiej oceny. Dyrektor nie jest w stanie ocenić relacji między muzykami a dyrygentem - jest bardzo bliska i intymna. Jako człowiek, który Michała Dworzyńskiego zaprosił do naszej instytucji mogę tylko odczuwać satysfakcję. Natomiast bardzo dużo zależy od postawy Michała Dworzyńskiego. Ale z całą pewnością nie zaakceptuję pewnych zachowań dyrygenta i kreowania siebie jako "dobrego wujka obiecującego gruszki na wierzbie" a mnie jako oprawcę, który tych gruszek nie pozwala zerwać. Urząd Marszałkowski, który powierzył mi filharmonię, słusznie zauważył, że to ja odpowiadam za to, by tutaj odbywała się praca w ramach tych warunków finansowych, które w tej chwili da się formułować" - tłumaczy Bogdan Tosza.

Z zarzutami dyrektora filharmonii krakowskiej nie zgadza się sam Michał Dworzyński.

"Te zarzuty nie miały wpływu na rozwiązanie ze mną umowy w trybie natychmiastowym. Jako powód podano nienależyte wypełnianie koncepcji artystycznej, co jest o tyle absurdalnym stwierdzeniem, że w dniu, w którym dyrektor zdecydował się wypowiedzieć mi umowę, wpłynęła moja gaża za kolejną ratę koncepcji, czyli za miesiąc luty. Dyrektor w tej chwili próbuje podkreślać moje ruchy w kwestii podwyżek pracowników. Rzeczywiście zrobiłem to, ale poprosiłem o symulację podwyżek filharmoników - uważam, że zarabiają bardzo mało. To był mail wysłany na początku lipca, gdzie zasugerowałem, że dyrektor powinien się takimi kwestiami zająć" - wyjaśnia Dworzyński. "Próbowaliśmy organizować projekty zewnętrzne, tak by pracownicy filharmonii mogli na tym więcej zarabiać i były one zwyczajnie blokowane prze dyrektora. Według mnie prawdziwym powodem, dla którego dyrektor chce mnie zwolnić, jest fakt, że stałem się po prostu "niewygodny". Informacje, które wpadały w moje ręce, wysyłałem do Rady Pracowników, do dyrektora - który w ogóle nie reagował np. na udostępnianie klucza do działu kadr osobie niebędącej pracownikiem filharmonii, otwieranie mojej prywatnej korespondencji przez sekretariat, antydatowanie umów. To są przekręty prawne" - dodaje Dworzyński.

Jak będzie wyglądała dalsza przyszłość filharmonii? Wszystko zależy od wyniku negocjacji między dyrygentem Dworzyńskim a dyrektorem Bogdanem Toszą.

"Mam nadzieję, że dogadamy się, bo bardzo leży mi na sercu dobro filharmonii. Bardzo zżyłem się z miejscem i z ludźmi. Warto znosić takie konflikty i niejasności, choćby dla takiej owacji, jaką otrzymałem wczoraj po wyjściu na estradę" - odpowiada Dworzyński.

Niemerytoryczne pytania o Filharmonię - felieton Andrzeja Kukuczki

(Wojciech Musiał/ew)