Sąd uwzględnił w ten sposób wniosek obrońców o odroczenie wykonania kary ze względu na zły stan zdrowia lekarza. Termin odroczenia to 14 sierpnia. Sąd podjął tę decyzję na podstawie opinii biegłych z jednego z zakładów medycyny sądowej. Wcześniej wykonania takiej opinii odmówiło z powodu nadmiaru pracy siedem innych zakładów medycyny sądowej.

Jak poinformowano PAP w biurze prasowym Sądu Okręgowego, jeżeli przed upływem terminu odroczenia wykonania kary skazany złoży ponowny wniosek o odroczenie - sąd rozpozna go na kolejnym posiedzeniu.

Postanowienie zapadło za zamkniętymi drzwiami. Ze względu na niejawność postępowania prokuratura nie podaje powodów złożenia zażalenia.

72-letni prof. Jan S. to były pracownik Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. W ciągu kilkudziesięciu lat pracy pełnił tam m.in. funkcję ordynatora oddziału chirurgii plastycznej, rekonstrukcyjnej i oparzeń.

Prokuratura oskarżyła go o to, że w ciągu 11 lat 27 razy przyjął pieniądze od rodziców pacjentów i uzyskał w ten sposób około 15 tys. zł.

W marcu 2016 r. Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza uznał Jana S. winnym brania łapówek od rodzin pacjentów, w sumie kilkudziesięciu osób, i skazał nieprawomocnym wyrokiem na cztery lata bezwzględnego więzienia i 30 tys. zł grzywny. Nakazał także zwrot 15 tys. zł i nałożył pięcioletni zakaz pełnienia kierowniczych funkcji w służbie zdrowia.

Według obrońców, którzy złożyli apelację, było to pierwsze w Polsce orzeczenie kary bezwzględnego więzienia dla lekarza za korupcję. Obrońcy argumentowali, że taki wyrok w tej sprawie jest, ich zdaniem, rażąco surowy.

W październiku 2016 r. sąd odwoławczy obniżył karę do dwóch lat i ośmiu miesięcy pozbawienia wolności, uznając, że poprzednia była "rażąco niewspółmiernie surowa". W uzasadnieniu wskazał m.in. na społeczną szkodliwość działań lekarza, powołując się na zeznania świadków, którzy jednoznacznie mówili o wymuszaniu łapówek. "Byli to ludzie niemajętni - ludzie ze wsi sprzedawali swój inwentarz, żeby mieć pieniądze i wręczyć je doktorowi. Inni pożyczali u rodziców, dziadków, w bankach, aby ich dziecko mogło być dobrze leczone" - mówił wówczas sędzia Tomasz Grebla.

Wniosek o ułaskawienie lekarza złożyli jego żona i obrońcy. W kwietniu 2017 r. krakowski sąd pozostawił jednak te wnioski bez rozpoznania, ponieważ sądy pierwszej i drugiej instancji wydały opinie negatywne. Gdyby jedna z opinii była pozytywna, sprawa trafiłaby do prokuratora generalnego, który przekazałby wniosek o ułaskawienie prezydentowi. W razie obu opinii negatywnych sprawie nie jest nadawany dalszy bieg.

Obrońcy oskarżonego wystąpili także z kasacją do Sądu Najwyższego, ale została ona odrzucona.

 

 

 

(PAP/ko)