- Nie zapłakały ani razu. Dzieci spały na podłodze, w chłodzie, okrywaliśmy ich kurtkami, wszystkim, czym mogliśmy. Nie narzekały, o nic nie prosiły. Za wszystko, co im dawano, mówiły: dziękuję. Pytały: czy mogę to zjeść? Dlatego, że rozumiały, że mogą jeść tylko trochę, żeby zostawić na później. Potem, może już nie będzie jedzenia - mówią uchodźcy.

Rodziny przywiozły busy prywatnej firmy z Zabierzowa. "Przygotowania zaczęły się w sobotę. Oddelegowaliśmy 10 samochodów osobowych na granicę. Pracownicy skontaktowali się z koordynatorami z przejść granicznych. Została podjęta decyzja, że pojedziemy w rejon przejścia w Korczowej, do jednego z niewielkich ośrodków. Państwo wiedzieli już o naszym przyjeździe. W pierwszą stronę samochody pojechały wypełnione darami" - mówi Adrian Waga.

- Fundacja im. brata Alberta obejmie pomocą sześćdziesiąt osób. Trwa to trzy dni. Zgłasza się masa chętnych. Ci, którzy nie mają warunków lokalowych, chcą pomagać i sponsorować. W tej chwili działalność fundacji polega na tym, że my koordynujemy ludzi dobrej woli i kierujemy do poszczególnych domów - powiedział ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji im. Brata Alberta.

Kolejne busy z Fundacji im. Brata Alberta czekają na rodziny uchodźców na granicy w Medyce i Krościenku.