Urząd Miasta wypowiedział wojnę nielicencjonowanym taksówkarzom. Łącznie odbyło się 26 "przejazdów sprawdzających", spośród których ani jeden - zdaniem urzędników - nie przebiegał zgodnie z prawem.

Urzędnicy zarzucają UBERowi, że zaskakuje klientów niespodziewanymi podwyżkami opłaty. Klient co prawda widzi je w oknie aplikacji, więc w każdej chwili może zrezygnować z wezwania kierowcy. Jednak - zdaniem magistratu - podwyżki rzędu 190% są wręcz bulwersujące. Kontrolerzy mieli także zastrzeżenia co do czasu oczekiwania na kierowców, który wynosił średnio 15 minut. Wiesław Szanduła podkreślał przy tym, że Urząd Miasta w żaden sposób nie piętnuje twórców aplikacji, a ciężar zarzutów spoczywa głównie na kierowcach. 

Według Ilony Grzymińskiej na platformie UBER wszystkie transakcje są elektroniczne, a po każdym przejeździe można pobrać fakturę z poziomu skrzynki mailowej. Wobec tego, obowiązek posiadania kasy fiskalnej nie obejmuje kierowców UBERA.

Aby zweryfikować najnowsze informacje dot. UBERa, reporter Radia Kraków postanowił wykonać "przejazd sprawdzający". 5-kilometrowy odcinek kosztował dokładnie 14,60 zł (czyli dokładnie tyle, ile zapłaciłby w przypadku korporacyjnej taksówki). Kierowca zjawił się w ciągu 5 minut. Na zakończenie całkiem miłej, acz krótkiej pogawędki mój przewoźnik przyznał niechętnie, że nie posiada odpowiedniej licencji. Nie mógłby więc podwieźć mnie do ścisłego centrum miasta.

Sprawa jest w toku, a Urząd Miasta zapowiada kolejne prowokacje i kolejne wnioski kierowane do sądu i Urzędu Skarbowego, a także połączenie sił z Inspekcją Transportu Drogowego przy zwalczaniu nieuczciwej - ich zdaniem - konkurencji. W tej sprawie ostatnie słowo należeć będzie jednak do sądu.

Więcej o raporcie Urzędu Miasta dot. UBERA

 

 

 

 

(Mateusz Żmija/ew)

Obserwuj autora na Twitterze: