Urzędnicy od dawna są zdania, że busy powinny kończyć trasę na obrzeżach miasta, a ich pasażerowie resztę podróży powinni pokonać miejskimi autobusami i tramwajami. Radykalnych kroków jednak nie podjęto, bo groziłoby to protestem i blokadą miasta. Obawiam się, że przewoźnicy zrobiliby to wspólnie... z pasażerami.

Krakowianie pewnie mi nie uwierzą, ale przewoźnicy naprawdę nie myślą tu o sobie, ale wyłącznie o... swoich podróżnych. Brak dojazdu do centrum wcale nie godzi w ich interesy. Wręcz przeciwnie. Nie musieliby płacić za korzystanie z przystanków (przy Alejach Trzech Wieszczów jest ich całkiem sporo), nie musieliby stać w korku na Dietla, słowem: skracając trasę tylko by zaoszczędzili.

Idea wydaje się rozsądna. Wszystko, co jedzie od strony Myślenic i Skawiny mogłoby parkować na terminalu przy Centrum Kongresowym. Wieliczkę, Bochnię i Brzesko możnaby ustawić na terminalu przy Powstańców Wielkopolskich, a Proszowice - na dworcu w Czyżynach (w tym ostatnim przypadku akurat tak jest). Postawmy się jednak w sytuacji człowieka, który dojeżdża do pracy w centrum Krakowa codziennie, właśnie z Myślenic. Jeśli bus skończy trasę przy Centrum Kongresowym, pasażer musi przejść na przystanek i wsiąść do tramwaju czy autobusu. Traci więc co najmniej kilka (jeśli nie kilkanaście) minut i pieniądze, bo miesięczny bilet na jedną linię kosztuje go 45 zł (gdyby ktoś zechciał mi "wyciągnąć", że sam mieszkam w Myślenicach i działam we własnym interesie, to spieszę wyjaśnić, że busem i tak dojeżdżam tylko do Matecznego i mam bilet miesięczny na wszystkie linie).

Śmiem twierdzić, że takie działanie mogłoby być tak zwanym "wylaniem dziecka z kąpielą", bo część pasażerów busów przesiadłaby się do samochodów, korkując niepotrzebnie miasto. To nie jest bowiem tak, że busami jeżdżą tylko ci, którzy nie mają auta lub prawa jazdy. Znam pewnego profesora archeologii, który jadąc na uczelnię zostawia samochód na parkingu obok przystanku i wsiada do busa. Często zatłoczonego. I korona mu z głowy ani raz nie spadła, mimo że naukowcem jest znanym.

Są jednak kontrargumenty typowo... krakowskie. Różnobarwne busy, sprowadzane z różnych krajów i liczące sobie rozmaitą liczbę lat i przejechanych kilometrów, naprawdę nie wyglądają dobrze na tle efektownych budowli typu Galeria Krakowska czy Puro. Zwyczajnie gryzą się z europejskim i turystycznie eleganckim Krakowem. Poza tym wyprowadzanie ich z centrum leży jak najbardziej w interesie miasta. Konieczność korzystania z komunikacji miejskiej zasili bowiem miejską kasę i pozwoli na lepsze utrzymanie tramwajów i autobusów. Dla Krakowa więc same plusy.

Poza tym krakus zapyta: Dlaczego to przyjezdni mają decydować o tym, jak ma wyglądać krajobraz Kraków i jak organizować ruch w mieście?
Na ten argument niestety nie mam sensownej odpowiedzi...

 

 

Maciej Skowronek

Obserwuj autora na Twitterze: