Mężczyzna, który potrącił 10-latka i jego rodziców odpowie za spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia, bo 21-latek po tym jak wjechał w rodzinę, nie zatrzymał się by udzielić jej pomocy. Nie wezwał też pogotowia. Prokuratura nie ma wątpliwości, że jest jedynym winnym wypadku.  

Zdaniem biegłego, zarówno zachowanie osób pokrzywdzonych, jak i stan techniczny pojazdu było bez znaczenia dla przebiegu zdarzenia, natomiast miało znaczenie zachowanie sprawcy, który nie dostosował techniki jazdy do warunków panujących wówczas na drodze - mówi prokurator rejonowy w Nowym Sączu Jarosław Łukacz.

 Z wyjaśnień mężczyzny wynikało, że kiedy wsiadł za kierownicę był pijany. W chwili zatrzymania jednak -  a doszło do tego 14 godzin po wypadku -  badanie tego nie wykazało, więc zarzutu prowadzenia pod wpływem alkoholu prokuratura mu nie postawiła.

21-latek znał swoje ofiary - rodzina wracała z imprezy, którą zorganizował. Mężczyzna po tym, jak potrącił swoich znajomych i uciekł z miejsca zdarzenia, ukrył samochód. Wrócił jednak i przyglądał się działaniom ratowników, których wezwali przypadkowi przechodnie. Nie przyznał się wtedy, że to on spowodował wypadek, zrobił to dopiero, kiedy kilkanascie godzin później został zatrzymany przez policję.

W zacieraniu śladów sprawcy wypadku pomagał jego młodszy brat, który odpowie za utrudnianie postępowania i składania fałszywych zeznań.
Akt oskarżenia w sprawie obydwu mężczyzn trafił już do sądu, sąd też przedłużył areszt tymczasowy do 17 marca.

Rozprawa rozpocznie się prawdopodobniej w lutym.

 

Joanna Porębska/bp