To nie pierwszy taki przypadek w ostatnim czasie. Dla mieszkańców Głogoczowa dzikie zwierzęta w okolicy dróg i zabudowań to codzienność. "Kiedyś było ich mniej. A teraz są sarny, bażanty. Dla mnie to są akurat przyjemne widoki, ale gorzej mają rolnicy, którym dziki niszczą uprawy" - mówi reporterowi Radia Kraków jedna z przypadkowo napotkanych pań.

- Zdarzają się kolizje na zakopiance - dodaje dyrektor miejscowej podstawówki. - Sam w czerwcu tego roku miałem zderzenie z sarną. Przód uszkodzony, na szczęście udało się naprawić.

"Często spotykamy się z tego rodzaju zdarzeniami. Zdarza się to czasem i kilka razy w miesiącu, najczęściej właśnie na zakopiance" - przyznaje Szymon Sala z komendy powiatowej policji w Myślenicach.

Byłoby jeszcze gorzej

Rozwiązaniem problemu teoretycznie mogłoby być postawienie ogrodzenia wzdłuż zakopianki w tych miejscach, gdzie zwierzęta pojawiają się najczęściej. Generalna Dyrekcja nie zamierza tego jednak zrobić. Jak tłumaczy Iwona Mikrut z krakowskiego oddziału, siatki wzdłuż zakopianki sprawią, że będzie jeszcze gorzej, niż teraz. "Ten odcinek zakopianki jest drogą krajową, gdzie dopuszczona jest duża liczba zjazdów. Mamy więc zjazdy do domów, do zakładów pracy, na boczne drogi, drogi serwisowe itd. Jest tego strasznie dużo. Gdybyśmy postawili siatki, to zwierzęta i tak znalazłyby sobie drogę do wyjścia na jezdnię, właśnie dzięki tym licznym zjazdom" - podkreśla Mikrut.

Mogłoby to zatem wyglądać następująco: zwierze wbiega na jezdnię, staje zdezorientowane wśród świateł i szumu silników, zaczyna uciekać, odbija się od siatki i wraca na jezdnię."Ono nie zapamięta, że 20 metrów wcześniej ma zjazd" - dodaje Iwona Mikrut.

Jak zaznacza przedstawicielka GDDKiA, nawet na autostradzie, gdzie momentami są takie siatki, zwierzęta wchodzą na jezdnię przez węzły autostradowe. "W miejscach, gdzie jest zagrożenie postawiliśmy znaki 'uwaga dzikie zwierzęta' i ograniczyliśmy prędkość. Wystarczy stosować się do zasad, a na pewno kierowca zdąży wyhamować albo ominąć zwierzę" - tłumaczy.

fot: Maciej Skowronek

Zdarzają się tragedie

Policja i drogowcy apelują, aby poważnie traktować takie ograniczenia. Nie każdy kierowca spotkał zwierzę na środku drogi, ale bywa, że takie zdarzenia kończą się tragicznie. W lipcu na "starej czwórce" koło Brzeska, trzyosobowa rodzina wjechała w stado dzików. Auto po zderzeniu znalazło się na drugim pasie wpadając wprost pod pędzącego tira. Cała trójka zginęła na miejscu.

Waga dzika lub sarny może przekraczać 100 kg. Zderzenie z autem może być poważnym wypadkiem. Kierowca, który w tym tygodniu w Głogoczowie potrącił sarnę, uszkodził przód, dach i bok samochodu.

O odszkodowanie trudno

"Często po takich zdarzeniach kierowcy chcieliby uzyskać odszkodowanie. Nie jest to takie łatwe. Jeśli ktoś ma polisę AC, to oczywiście nie ma problemu, pod warunkiem, że jest w niej wpisana szkoda spowodowana przez dzikie zwierzęta. Gorzej, jeśli ktoś ma tylko OC. Wówczas może wysunąć roszczenia do zarządcy drogi, ale musi udowodnić, że w tym miejscu nie było znaków ostrzegawczych i że powinny się tam pojawić - przyznaje Szymon Sala z policji.

A to wcale nie jest takie proste. Natomiast jeśli znaki były, niewiele wskóramy, bo znak nakazuje zachować szczególną ostrożność. Niektóre urzędy wykupują ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej i wtedy chętniej wypłacają odszkodowania (tak robi krakowski ZIKiT, jeśli ktoś uszkodzi auto na dziurze w jezdni).

Jest też możliwość, aby pociągnąć do odpowiedzialności koło łowieckie, jeśli do kolizji doszło w czasie polowania z nagonką. Wówczas trzeba udowodnić, że miało to wpływ na pojawienie się zwierzęcia na drodze.

Najlepiej jednak obserwować znaki i uważać. Choć czasem tylko łatwo tak powiedzieć...

 

 

 

(Maciej Skowronek/ko)