Jak przyznają dzieci, który przyszły gromadnie na stadionowe trybuny - zabawa była przednia. Do czasu. "Przyszedł pan steward. Do opiekunów chłopców powiedział, że ci nie mogą krzyczeć: Wisła! Wisła! Bo na tym stadionie kibicujemy tylko Cracovii" - opowiada Krzysztof Stec, który był opiekunem grupy chłopców z akademii piłkarskiej swojego syna. To jednak nie koniec tej historii. "Nasi chłopcy po jakimś czasie znów zaczęli skandować, kibicować Wiśle i wtedy popłynął doping, ale z głośników. I chłopcy zostali skutecznie zagłuszeni" - mówi pan Krzysztof.  Z głośników można było usłyszeć "Hej, pasy, gol", a dzieciom - krótko mówiąc, było po prostu przykro - dodaje ich opiekun w rozmowie z Radiem Kraków.

Na meczu był również dziennikarz Radia Kraków, Grzegorz Bernasik. Jak twierdzi, dopingu z głośnika na meczu chyba jeszcze nigdy nie słyszał.  "A jeśli tak, to taki doping bardziej kojarzy się z wiejskim festynem, nie z meczem. Oceniam to bardziej jako objaw bezradności Cracovii, która przegrywała. Natomiast cały doping dzieci, bez udziału kibiców troglodytów, był świetny. Dzieci oklaskiwały to, co trzeba" - relacjonuje nasz redakcyjny kolega. Z tym, że oklasków też nie było słychać - przez dudniące głośniki.

A jak tę sytuację tłumaczy Cracovia? "Musimy posypać głowy popiołem. To chyba nie był rzeczywiście najlepszy pomysł" - przyznał rzecznik klubu, Przemysław Staniek. "Tych, którzy czują się pokrzywdzeni, przepraszamy. Nie mieliśmy intencji, by kogokolwiek zagłuszać" - dodaje. A jednak się udało.

 

 

(Martyna Masztalerz/ew)